Zapach stęchlizny docierał do jej nozdrzy z taką siłą, że powoli zaczynało kręcić jej się głowie. W ciemnym zamkowym korytarzu, jednej z baz Oddziału Zwiadowczego, która znajdowała się w dystrykcie Trost, jedynym źródłem światła były pochodnie przytwierdzone do kamiennych ścian, znajdujące się co kilka kroków. Dzięki nim widać było zacieki przy suficie, a nawet trochę pleśni. Na sam widok robiło jej się niedobrze. Należała raczej do osób, które cenią sobie porządek i higienę. W pustym dojściu słychać było tylko echo, roznoszące się po całym pomieszczeniu, wywoływane stukotem jej kozaków, oraz strzelające iskry z pochodni. Zmierzała właśnie do gabinetu swojego dowódcy. Nie mogła opanować stresu który zawładnął jej ciałem, od momentu wezwania.
„Co się dzieje Kate? Przecież nic takiego nie zrobiłaś, prawda? Po prostu poniosły tobą emocje, każdemu może się zdarzyć... Ale nie nowemu." –pomyślała i przełknęła głośno ślinę o mało się nią nie dławiąc.
Dopiero gdy ujrzała przed sobą duże, stare, dębowe drzwi, dotarło do niej jakie konsekwencje może uzyskać swoim zachowaniem. Długo zbierała się żeby wejść. Coś w środku niej blokowało ją, co dziwne, bo nie należała do osób strachliwych, a przeciwnie mało kto znał tak odważną osobę jak ona.
Po dłuższej chwili wgapiania się w wejście zapukała, w odpowiedzi usłyszała tylko krótkie, ledwo słyszalne „Wejść". Wzięła głęboki oddech i pociągnęła drzwi, które wydały z siebie głośne skrzypnięcie. Za nimi znajdował się gabinet. Niczym nie różnił się od innych w siedzibie. Te same kamienne ściany, to samo biurko z ciemnego drewna umieszczone przy oknie z krzesłem skierowanym w stronę drzwi, i dokładnie identyczne szafki na papiery i książki. Istniała tylko jedna różnica. W tym gabinecie, w porównaniu do pozostałych, panował idealny porządek, i nawet nie było mowy o zapachu pleśni, czy stęchlizny. W pomieszczeniu panował mrok i jedynym źródłem światła była mała lampa naftowa, gdyż kominek u dowódców zawsze znajdował się w sypialni, która połączona była zazwyczaj z gabinetem i znajdowała się za drzwiami po lewej stronie. Za biurkiem siedział Kapitan Levi i wypełniał papiery nie zwracając zbytniej uwagi na Kate, która powoli zaczynała odchodzić od zmysłów. Dziewczyna niepewnie wkroczyła do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi które ponownie dały o sobie znać. Podeszła bliżej biurka Kapitana zachowując bezpieczną dla niej odległość. Stała prosto i czekała, aż brunet zwróci na nią jakąkolwiek uwagę. Odnosiła wrażenie, że ma ją w głębokim poważaniu. Kiedy westchnęła troszeczkę za głośno mężczyzna podniósł swój grobowy wzrok wprost na nią. Przeszły ją ciarki, ale na zewnątrz próbowała udawać niewzruszoną, na razie wychodziło jej to całkiem nieźle. Nie zmieniało to jednak faktu, że od wejścia do gabinetu zabrakło jej języka w gębie.
-Więc może wytłumaczysz mi co Ci odwaliło, aby już po pierwszym tygodniu wdawać się w jakieś bez sensowne bójki, Roth? – westchnął, a jego mimika i ton ukazywały tylko swego rodzaju poirytowanie.
W głowie Kate zaczęło przebiegać tysiąc myśli jednak wiedziała, że tłumaczenie się na siłę nic tutaj nie da i lepiej przybrać inną taktykę.
-Może i do bez sensownej bójki bym tego nie zaliczyła, ale myślę, że to nie ja w tym momencie powinnam się z tego tłumaczyć. –odpowiedziała mu pewnie, co trochę zdziwiło mężczyznę i zbiło go z tropu. Wcześniej odnosił wrażenie, że dziewczyna jest bardziej zestresowana niż pewna siebie.
-Czyli uważasz, że pobicie się z dwoma wyżej od ciebie żołnierzami jest w porządku? –przyjrzał jej się dokładniej. Jego wzrok potrafił być tak przeszywający, że większość ludzi od razu miękła. Tak też zadziałał na Roth, pod którą nogi aż się ugięły, ale ponownie starała się tego po sobie nie poznać i znowu jej się udało, bo Levi nie zauważył jej małego zawahania.
CZYTASZ
ғorgeт-мe-noт {levι}
FanfictionKobaltowe oczy, wpatrzone w wysokie mury. Dlaczego akurat to utkwiło jej najbardziej w pamięci?