Rozdział 6. To się nazywa przyjaźń.

1.2K 64 7
                                    

2019 rok.
Obecnie.

- Fight so dirty, but your love's so sweet
Talk so pretty, but your heart got teeth
Late night devil, put your hands on me
And never, never, never ever let go... - zmierzałam właśnie do Toronto przy piosenkach mojego ukochanego zespołu. Tak, właśnie wracałam do domu. Minął rok od mojego wyjazdu. To był długi i ciężki rok, zdecydowanie. Wyjechałam, aby uczestniczyć w ogromnym przerzucie kokainy do Kolumbii. Jednak na tym się nie skończyło, bo zrobiliśmy jeszcze parę kursów do Europy i Azji. Zebrałam całkiem niezłą sumkę, dlatego zdecydowałam się wrócić. Chcę ułożyć sobie życie od nowa. Zjechałam z autostrady i już po chwili rozpoznawałam tak dobrze znane mi tereny. Mam nadzieję, że Klaus będzie w domu. Nie informowałam go, że wracam, mimo, że mieliśmy wspaniały kontakt. Często rozmawialiśmy przez telefon, w mniej lub bardziej trzeźwych momentach jego życia. Aż ciężko uwierzyć, że poznałam go w tak dziwnych okolicznościach, a koniec końców zostaliśmy przyjaciółmi. Z Mattem częściej wymieniałam SMS-y niż połączenia. Natomiast jeśli chodzi o Diego.. no cóż, oprócz jednej wiadomości, którą dostałam od niego w dzień wyjazdu, cisza. Pisałam do niego na początku wiele razy, ale nigdy nie otrzymałam odpowiedzi. Dzwoniłam ale zawsze odpowiadała mi poczta głosowa. Ja wiem, że miałam o nim zapomnieć ale nie umiałam. Mogę jedynie śmiało powiedzieć, że załamanie miałam przez pierwsze dwa miesiące, później powoli przestawałam o nim myśleć, aż doszłam do momentu w którym nie myślę o nim prawie wcale. Tak, nadal jest to prawie. Przejechałam właśnie obok Griddy's Doughnuts, mojej ulubionej pączkarni - kawiarni. Oh, jak ja tęskniłam za tymi wypiekami, no i oczywiście za Agnes. Ale teraz nie mam na to czasu. Muszę zobaczyć, czy moje mieszkanie nadal stoi. Przejechałam jeszcze kilka metrów, aż dojechałam na moje osiedle. Nic się nie zmieniło. Zaparkowałam przed kamienicą i wyszłam z auta. Wzięłam swoją torbę, przełożyłam sobie ją przez ramię i zamknęłam pojazd. Ponownie poprawiłam włosy i weszłam do środka kierując się na ostatnie piętro. Zapukałam parę razy, ale nikt nie pojawił się w drzwiach. A to dziwne, ewidentnie kogoś tam słyszę. Przyłożyłam ucho do drzwi i ponownie usłyszałam szmery.  Złapałam za klamkę i nacisnęłam ją, ale nie spodziewałam się żadnego efektu, który by mnie zadowolił. Drzwi jednak ustąpiły, co mnie trochę zdziwiło. Czy on nigdy ich nie zamykał? Weszłam cicho do środka. Położyłam torbę na ziemi zabierając z niej wcześniej sztylet, gdyby jednak osoba w mieszkaniu nie była Klausem. Udało mi się zlokalizować szmery w sypialni. Powolnym, bezdźwięcznym krokiem skierowałam się do pomieszczenia. Pchnęłam drzwi gotowa rzucić moim sztyletem, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam. Na środku pokoju tańczył Klaus. Włosy miał zawinięte w ręcznik, wokół ciała również znajdywał się materiał, a na uszach miał słuchawki. Odetchnęłam z ulgą. Klaus otworzył oczy i momentalnie złapał się za serce gdy mnie zobaczył.

- Spokojnie, żyje. - zaśmiałam się. Tak, wiedziałam o jego mocy. Wiedziałam o mocach każdego z rodzeństwa. Kiedyś Klaus powiedział, że dużo dowiem się z książki od Vanyi. W końcu zdecydowałam się ją przeczytać. Z jednej strony rozumiem Diego, że nie chciał rozmawiać o rodzinie i o tym kim był, ale z drugiej strony doskonale wiedział, że czuję się jak dziwoląg posiadając takie zdolności, a i tak nie wspomniał ani słowem żeby chociaż mnie wesprzeć. Taka przyjaźń.

- Vivian.. Nie rób tak więcej. - powiedział powoli normując oddech.

- Aż tak byś za mną tęsknił? - zapytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Coś ty. Gdybym miał cię widzieć codziennie, sam wolałbym się zabić. - machnął ręką w moją stronę.

- Tak, zdecydowanie mi tego brakowało.

- Ja wiem. - podszedł do mnie i zamknął nas w uścisku. Objęłam go w pasie odwzajemniając czynność. - Ale czy to znaczy, że muszę się wyprowadzić?

- Jeśli ci tu pasuje, możesz zostać. Tylko zero pożyczania moich ciuchów.

- Ale ten kombinezon.. Wygląda tak bosko.. - zrobił smutną minę. Fakt, zmieniłam trochę styl ubierania. Zaczęłam ubierać się bardziej kobieco. Szpilki, sukienki, spódniczki. Może mój zegar biologiczny zaczął tykać, ale naprawdę chciałam się podobać.

- Wiem, wyglądam świetnie. - zarzuciłam włosami.

- Mówiłem o ubiorze.. - gdyby tylko mój wzrok mógł zabijać. -...ale tak, tak, wyglądasz świetnie. - uśmiech pojawił się na jego twarzy. Czasami nie mam do niego siły.

- Ubierz się, pójdziemy na drinka. - poszłam do przedpokoju po torbę, wyjęłam z niej kosmetyki i ułożyłam na szafce, a resztę ubrać wrzuciłam do pralki. Wróciłam ponownie do sypialni gdzie zastałam już ubranego Klausa.

- Czy to moje spodnie? - zapytałam zauważając czarne skórzane spodnie na nogach mężczyzny.

- Zależy co zrobisz jeśli powiem, że tak. - powiedział zakładając cienki płaszcz na nagie ramiona. No po co komu koszulka nie?

- Wkurzę się, bo wychodzi na to, że wyglądasz w nich lepiej niż ja.

- Więc są twoje. - zaśmiał się. Wywróciłam oczami starając się ukryć uśmiech, który miałam na twarzy. Wyciągnęłam z szafki krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Szybko przebrałam się w łazience, dorzucając kombinezon do reszty ubrań do wyprania. Udałam się do przedpokoju aby ubrać buty. Zdecydowałam się na wysokie wiklinowe koturny z czarnym zapięciem na kostce. Dawno ich nie nosiłam, ale odkąd polubiłam wysokie buty stwierdziłam, że nie mogą się kurzyć w szafie.

- No proszę, kto by pomyślał, że kiedyś zobaczę cię w takim wydaniu. - trudno było się z nim nie zgodzić. Opalone ciało tylko podkreślało urok tatuaży. Zawsze miałam długie nogi, więc podwyższenie w postaci butów z takim połączeniem wyglądało nieziemsko. Samouwielbienie na poziomie, ale trzeba znać swoją wartość.

- Cieszę się, że ci się podoba. - powiedziałam zakładając małą torebkę na ramię. Skierowałam się w stronę drzwi.

- Diego padnie jak cię zobaczy. - usłyszałam. Moja ręka zatrzymała się na klamce. Odwróciłam się w stronę Klausa.

- Co powiedziałeś? Skąd wiesz, że się znamy?

- Pytał o ciebie na mieście parę razy, trochę po twoim wyjeździe. Dodałem dwa do dwóch. - złapał mnie za rękę i wyszliśmy z mieszkania w stronę baru.

- Ktoś mu coś mówił?

- Niektórzy nie, ale ostatni raz wykorzystał swoje możliwości, że tak to ujmę. Dowiedział się o twojej pracy. - zrobił cudzysłów gdy wypowiadał ostatnie słowo. Czyli dlatego się nie odzywał. Wie o kradzieżach, skokach, przerzutach.. Sam zrozumiał, że nie pasujemy do siebie.

- Nigdy mu nie powiedziałam prawdy..

- Jeszcze będzie okazja żeby wszystko wyjaśnić, a teraz chodź się napić. Mam dość trzeźwości.

- Przecież nie jesteś trzeźwy. - zauważyłam.

- Doceniam twoje wsparcie skarbie. - objął mnie ramieniem śmiejąc się.
Nigdy bym nie pomyślała, że będę miała takiego przyjaciela, który wie czym się zajmowałam, wie o moich wadach, słabościach, a i tak jest ze mną. Miałam duże problemy z zaufaniem. Kiedyś poznałam kogoś, myślałam, że to ten jedyny, a on przy pierwszej okazji był gotów mnie wydać policji, byleby chronić swój tyłek. Dlatego separowałam się od ludzi.
Weszliśmy do baru i zajęliśmy miejsca przy wolnym stoliku.

- Dwa razy Piña colada. - zawołałam do barmana. Już po chwili mieliśmy swoje drinki przed sobą.

- Ben twierdzi, że się idealnie dobraliśmy, dwaj nałogowce. - przekazał mi Klaus. Tak, widział swojego zmarłego brata. Na trzeźwo i na haju.

- Nie myślałeś, żeby nie blokować swoich mocy?

- Nie, dobrze mi tak jak jest.

- Dlaczego?

- Ojciec zamykał mnie w swego rodzaju grobowcu na całą noc. Słyszałem głosy. Miliony przyczyn śmierci.

- Ah, rozumiem. Wybacz.

- Nic się nie stało, na szczęście to już wszystko za mną. Opowiedz mi jak ci poszły interesy. - powiedział Klaus upijając łyk swojego drinka.

- Zrobiliśmy przerzut parowcem. Parę dni płynęliśmy nie wiedząc co czeka nas na miejscu. Równie dobrze mogła tam być policja, ale na szczęście wszystko poszło gładko. Przeczekaliśmy parę tygodni i mieliśmy wracać, ale trafiło się parę 'zamówień' do Europy i Azji. Tak mi minął cały rok. Z ryzykiem cały czas w trasie.

- Kiedy następna akcja? Wiesz coś?

- Ja już odpadam. Mam 30 lat i całkiem sporą sumkę na koncie, nie potrzebuje już takich akcji. Idę na emeryturę. - zaśmiałam się.

- Czyli koniec uciekania? - zapytał poważnie Klaus.

- Specjalizuję się w uciekaniu. Uciekam od miłości, odpowiedzialności, ludzi, nauki, życia. Nie umiem tylko uciec od siebie.

- Nie masz powodu by uciekać. Jesteś wspaniałą osobą Viv. Pomogłaś mi, mimo, że wcale nie musiałaś. Zaufałaś i powierzyłaś mi mieszkanie. Zwykłemu narkomanowi. Jesteś mega szaloną laską i naprawdę się cieszę, że wtedy się do ciebie włamałem.

- Ciekawe rozpoczęcie znajomości. - powiedziałam z uśmiechem.

- Lubię być oryginalny, bo wiesz.. - wypowiedź przerwały mu wiadomości, które właśnie leciały w telewizorze.

- Potwierdzono śmierć miliardera Reginalda Hargreeves'a. - powiedziała reporterka. Karuzela nieszczęść zaczęła się kręcić.

----
Zachęcam również do komentowania i głosowania!
Do następnego!

Enjoy!

V.

Flawless || Diego HargreevesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz