Rozcięte na pół niebo spływało krwią. Wrzeszczało głosami wron i mew rodząc nowy dzień. Płuca bladego słońca po raz pierwszy wypełniły się powietrzem. Krople krwi pod postacią promieni powoli spływały na ziemię topiąc asfalt. Biały piesek wyrwał się zaspanej dziewczynie i pobiegł prosto pod koła ciężarówki. Po chwili przykleił się do opony niczym drobne kamyczki.
- Nie rób tego!
Słodki zapach kwiatów łapał przechodniów za szyje. Powietrze zalewało płuca wrzątkiem. Zaczerwienione twarze skrzyły się tym samym blaskiem, którym lśnią łzy. Zakochany chłopak pochylił się nad wilgotnym krzakiem róż. W chwili gdy wyciągnął dłoń, aby jedną z nich pozbawić życia, pszczoła zatopiła w nim swoje ostrze.
- Błagam, nie!
Agonalne tchnienie wiatru poruszyło mackami wierzby. Spłoszone kaczątka zeskoczyły ze spróchniałego pomostu w zardzewiałą wodę. Spomiędzy omszonych desek obserwowała je ich nadgniła matka. Jedna z żyjących w niej larw wpadła do wody, bez zastanowienia złapało ją ledwo opierzone kaczątko.
- Nie!
Ręce podniosły się mimo protestu. Metal błysnął w powietrzu i wbił się w kolano. Biały motyl zaplątał się w srebrzystą pajęczynę. Trzonek znów poszybował w powietrze. Karmazyn nieco przyćmił srebro. Pojedyńcza kropla wylądowała na skrzydle szamoczącego się motyla.
Protesty powoli rozpływały się w czerwcowym powietrzu. Głos gasł z każdym kolejnym błyskiem. Wkrótce cała biel i srebro zamieniły się w czerwień.
Niegdyś szybki oddech zaczął zwalniać. Serce nie miało już czego tłoczyć w żyły.
Pająk wyprawiał motylowi biały pogrzeb.
Wszystko, co niewinne wypłynęło przez szpary w podłodze.
Zaspana dziewczyna próbowała swym wrzaskiem poruszyć niebo. Kierowca wyciągnął w jej kierunku kawałki papieru mające ją uciszyć. Klatka piersiowa zakochanego chłopaka uginała się pod naciskiem dłoni lekarza. Kaczątka próbowały uciec od posiwiałej kobiety trzymającej tekturowe pudełko.
Motyl przestał istnieć. Drzwi zamknęły się ze skrzypnięciem.