32. Wyzwanie

6.9K 587 157
                                    

Harry

*****

Nigdy nie lubiłem wstawać wcześnie z łóżka, lecz ostatnio nawet to polubiłem. Nie budziłem się w pustym łóżku przez głośny budzik. Nie. Teraz moją drugą połowę łóżka zajmował Louis. Spał sobie smacznie z nogą przełożoną przez moje udo. To była jego ulubiona pozycja do spania. Przez już dość spory brzuszek czasami w nocy się kręcił. Zwykle wtedy przywierał do mnie niczym ośmiornica i od razu się uspokajał.

Nie sądziłem, że Louis kiedykolwiek zwróci się do mnie z prośbą o wspólne spanie w jednym łóżku. To było dość zaskakujące. Przyszedł pewnego wieczoru do mojej sypialni. W ręku ściskał małą poduszkę, którą dość często przytulał przez sen. Z początku czułem się zaalarmowany tą sytuacją. Bałem się, że coś się stało, że może chodzi o coś z dzieckiem. Okazało się jednak, że Lou po prostu nie mógł zasnąć. Nie pomagała nawet koszulka, którą mu zostawiłem, a robiłem to każdego wieczoru przed pójściem spać. Widocznie zapach mu nie wystarczał. Nie miałem nic przeciwko temu, aby położył się obok mnie. Wraz z Louisem w moim łóżku znalazły się wszystkie poduszki i koce, które stanowiły elementy gniazda Omegi. Z początku nie byłem zbyt zachwycony, gdyż w łóżku zrobiło się znacznie mniej miejsca. Później przywykłem.

Teraz, jak prawie każdego ranka przyglądałem się śpiącemu szatynowi. Miałem chwilę czasu, zanim powinienem wstać. Dziś chciałem już przeprowadzić się do pustego mieszkania Louisa, by tam w spokoju przejść ruję. Chciałem zrobić to wcześniej, aby mnie nie zaskoczyła. Miałem przygotowaną torbę, w której zabrałem swoje ubrania i przybory  toaletowe. Firmowy laptop znajdował się na stole wraz z portfelem i kluczykami od auta i mieszkania. Nie chciałem wymykać się bez pożegnania, więc cierpliwie czekałem, aż Louis się obudzi. Zrobił to kilka minut później. Ziewnął szeroko, zapominając zasłonić dłonią usta. Poruszył się, wtulając twarz w moje ramię.

- Chyba znów zabrałem ci cały koc - zauważył, przekręcając się na plecy, przez co się ode mnie odsunął.

- Nie szkodzi. W nocy wystarczająco mnie ogrzewasz - przyznałem zgodnie z prawdą. - Niedługo będę musiał już jechać. Co chciałbyś zjeść na śniadanie?

- Tosty... albo... płatki z mlekiem byłyby w porządku - mruknął, dłonią obejmując swój brzuszek. - Chcemy mleko.

Przekręciłem się na bok, wspierając głowę na łokciu. Spoglądałem z uwielbieniem na zasłonięty materiałem koszulki brzuch w którym rósł mój mały wilczek. Moje dziecko. Przygryzłem dolną wargę, zastanawiając się chwilę. Louis powiedział ,,chcemy", to było bardzo urzekające.

- Czy mógłbym? - zapytałem ostrożnie, wskazując dłonią na miejsce, które chwilę temu obejmował.

- Chcesz poczuć, jak kopie? Rano zawsze jest nieznośne - poskarżył się, chwytając za moją wystawioną dłoń, by przyłożyć do nagiej skóry, zaraz po odsunięciu bluzki. - Czujesz?

Skupiłem się przez chwilę i tak! Czułem to! Kopnięcie mojego dziecka,  a po chwili drugie. Louis miał rację, dzidziuś był bardzo aktywny z rana. Zastanawiałem się, jak on to znosił. Musiało go bardzo boleć. I na pewno tak było, kiedy obserwowałem lekko skrzywioną twarz Omegi, która pomimo tego się uśmiechała.

- To takie cudowne! - zawołałem.

Przekręciłem się na brzuch, wspierając na łokciach. Twarz miałem na wysokości brzucha szatyna. Kierowany impulsem, po prostu przyłożyłem ostrożnie policzek do ciepłej skóry. Louis przez chwilę się spiął, lecz zaraz rozluźnił mięśnie. Cicho zachichotał.

- Coś nie tak? - zapytałem, odsuwając się odrobinę.

- Twoje włosy łaskoczą - odparł tylko, wplątując palce dłoni w moje włosy.  To było przyjemne, nawet bardzo.

- Och, wybacz. - Sam również się uśmiechnąłem, obserwując spokojną twarz Omegi. - A ty maluszku musisz być grzeczny. Tatuś bardzo cię kocha.

Po tych słowach złożyłem delikatny pocałunek tuż przy pępku szatyna. Niedługo po tym pojawiła się gęsia skórka. Wykrzywiłem kącik ust w uśmiechu i usiadłem normalnie, chcąc dać  przestrzeń Louisowi.

- Pójdę zrobić śniadanie, poleż sobie tu jeszcze - powiedziałem, wstając z łóżka.

Czterdzieści minut później siedzieliśmy już ubrani przy jednym stole. Louis trzymał w dłoni szklankę z sokiem pomarańczowym, pijąc go zachłannie. Ostatnio ciągnęło go  do kwaśnych przekąsek. Wczoraj zrobiłem duże zakupy, aby nie zostawiać go bez jedzenia na te kilka dni. Poprosiłem również Liama, aby zaglądał tu codziennie, by być pewnym, że Lou ma się dobrze. Jeszcze trochę i mały wilczek będzie z nami. Już teraz byłem tak szczęśliwym tatą.

Ruja przyszła tego samego dnia późnym popołudniem. Siedziałem już w starym mieszkaniu Louisa, a wilk wewnątrz mnie był niespokojny i smutny. Ciągnęło mnie do Omegi i może nie byle jakiej, a tej konkretnej. Ilekroć postanowiłem sobie ulżyć, pojawiały się wspomnienia namiętnej nocy z szatynem podczas jego gorączki. Wiele bym dał, aby spędzić w taki sam sposób swoją ruję. Szykowały się męczące dni. Codziennie dzwoniłem do Louisa, aby posłuchać jego głosu oraz upewnić się, że wraz z maleństwem są bezpieczni i nic im nie dolega. Teoretycznie mógłbym spędzać ruję w domu, gdyż wiedziałem, że potrafiłbym odpowiednio się zachować, ale zdecydowanie Lou czułby się przytłoczony zapachem, jaki wydzielałem. Tylko byśmy się ze sobą męczyli. Chwilowe rozwiązanie było najlepsze.

Czwartego dnia zadzwonił mój telefon po godzinie szóstej. Zdziwiłem się, bo kto mógł dzwonić o tak wczesnej porze? Odebrałem, rozpoznając głos Liama.

- Liam? Wszystko w porządku?

- Był u mnie Aiden - powiedział po chwili ciszy. W słuchawce usłyszałem nerwowe westchnienie. - Rzucił mi wyzwanie.

*****

Witajcie, kadeci!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze ♥

Sweet but not mine ~Larry A/B/OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz