¦42.¦ A jednak zostawił klucze!

119 17 11
                                    

— Tutaj są wszystkie rzeczy, które miałaś przy sobie.

Usłyszałaś donośne trzaśnięcie drzwiami, sygnalizujące, że zostałaś w pomieszczeniu sama. Przez chwilę jeszcze do siebie dochodziłaś. Kiedy zawroty ustąpiły spojrzałaś na komodę. Zaczęłaś się w nie tępo wpatrywać, nie mogąc żadnej rozpoznać. Nic Ci one nie przypominały.

Chwyciłaś w ręce ciemny kunai. Bezproblemowo wiedziałaś, jak się nim posługiwać, jednak nie miałaś pojęcia, po co go miałaś.

...Zanim zdążyłeś się zorientować, w Twoje przedramię wbity został ciemny kunai. Spojrzałeś prosto w oczy Sakona i nie zważając na nic, wyciągnąłeś go. Krew tryskająca z rany zabrudziła liliowy fartuch członka Czwórki Dźwięku...

Kunai upadł z dźwiękiem na podłogę. Co to było? Co widziałaś? Z przestrachem odłożyłaś go na półkę z powrotem, tuż obok shurikena.

...Posłałeś kilka shurikenów pokrytych lodem w stronę Tayuyi. Dziewczyna zręcznie odbiła je swoim fletem, po czym zaczęła wygrywać na nim melodię. Gdybyś nie wiedział, co ona potrafi, pewnie dałbyś związać się jej genjutsu...

Shikai. To były wspomnienia Shikaia. Zamknięte w tych przedmiotach jego ostatnie chwile.

...— Nie udało się — szepnąłeś. Tsunade się nie zgodziła. Nie uleczy Orochimaru, który przejmie ciało Fusagaru. Czyli cały ten wysiłek... poszedł na nic?

— Orochimaru nie wie o tym, że opuściliśmy jego kryjówkę — powiedziała nagle [imię]. — Nie myślisz więc, że i tak nie mamy dokąd wracać?

Spojrzałeś na [kolor włosów]włosą dziewczynę, która patrzyła się na Ciebie spanikowana. Skąd przyszło jej to do głowy?

— Ty masz — powiedziałeś.

— Co? — [kolor oczu]oka uniosła brew.

— Temu dziadowi zależy na Twoim Mūnganie oraz śladowych zdolnościach Daragana, więc pewnie kogoś po ciebie wyśle. Piątkę Dźwięku, czy kogo tam...

— A co z tobą? — przerwała. Spojrzałeś na nią beznamiętnie.

— To pewnie mój koniec — odparłeś chłodno. — Poniosę karę odpowiednią za ucieczkę. Nigdy nie byłem wierny Orochimaru, więc równie dobrze mogę zdradzić komukolwiek parę jego sekretów. To zagrożenie. Jestem zagrożeniem.

— W takim razie... Nie wiem... — kombinowała. — Czemu nie podejmiesz ucieczki?

— Znajdzie mnie — odpowiedziałeś. Uniosłeś głowę, jakby patrząc w dal na coś nieuchwytnego. — Gdziekolwiek nie pójdę, znajdą mnie i zabiją. Taki już los czeka tych, którzy są tylko eksperymentami. Tych, którzy po nieustannym cierpieniu próbowali dostać się na szczyt, gdy okazało się, że są tylko pionkami.

— Nie mów tak! — zawołała. Na jej twarzy pojawiła się panika. — Na pewno da się coś zrobić.

— Już tu są — powiedziałeś. Rzuciłeś klucze dziewczynie, a ta niepewnie je złapała. — Masz tu klucze, wracaj do pokoju i nie wychodź.

Posłałeś jej ostatni uśmiech i zbiegłeś na dół. Wprost w objęcia śmierci, czyhającej tuż za rogiem...

Więc jednak nie zabrał ze sobą tych kluczy. Więc jednak potrafił okazywać emocje. Więc jednak walczył, mimo, że wiedział, co go czeka. Nie chciał przyjąć śmierci w hotelowym pokoju, lecz walcząc.

W końcu Shi znaczyło Śmierć. Wiedział od początku, jak skończy. Wiedział, że kiedyś umrze. Chciał umrzeć wtedy, kiedy Fusagaru. Czyżby wiedział wtedy, po usłyszeniu decyzji Tsuande, że już za późno i chciał do niego dołączyć?

Gdzieś w uszach brzmiało Ci jeszcze "[imię]-chama!". Nie mogłaś uwierzyć, że już więcej ich nie spotkasz. Nawet nie miałaś okazji pożegnać się z Fusagaru. Kiedy opuszczałaś kryjówkę, byłaś pewna, że wrócisz i pójdziesz na następną misję jako członkini Trio Yuki-Mūn-Senju.

Ale to Trio nie istnieje. Nie ma części Duetu, nie ma lodowca i tytana, została katastrofa. Nie zdołałaś ich uratować. Wszystko, za co się brałaś, obracało się w drobny pył.

Zacisnęłaś palce na pozostawionym Ci kluczu. Obiecałaś sobie, że pomścisz ich obojga. Że znienawidzisz Orochimaru jeszcze bardziej.

Czy dałoby radę opuścić kryjówkę i uciec? Żeby dojść do Konohy, powiadomić o wszystkim Hokage, aby zakończył tworzone przez Sannina piekło? Ale, przecież Hokage nie żyje. Kto miał zaprowadzić ten pokój?

Gwałtownie wstałaś z łóżka. Złapałaś leżąca w kącie torbę i wrzuciłaś do niej wszystkie pozostałe rzeczy. W kieszeń wsadziłaś jedynie klucz od hotelowego pokoju. Wtedy jednak Twoją uwagę zwróciła strzała od łuku Shikaia. Zupełnie nie miałaś pojęcia, po co on wziął ten łuk, skoro nawet z niego nie korzystał.

...[imię] podbiegła do Twojego porzuconego ciała. Już czułeś bezwład, a potrząsające nim ręce dziewczyny były niewyczuwalne. Teraz już naprawdę wszystko było... obojętne. Nie odróżniałeś bodźców, w ogóle ich nie było. Nie czułeś, gdy wyszarpała strzałę z Twojego uda, rozpryskując krew na boki. Jedną nogą stałeś już po tamtej stronie.

— Shikai! Shikai! Nie umieraj!

Co to były za dźwięki? Śmierć raczej nie woła w taki sposób. Dlaczego [imię] wciąż wierzy w Twoje życie?

— Co tu się dzieje?

Rozpoznałeś z trudem głos Tsunade. Ta zatrzymała się w paraliżu na widok Twojego zakrwawionego ciała.

— Uratuj go, proszę! — wrzeszczała dziewczyna. — Ulecz go, zrobię wszystko! Spłacę wszystkie twoje długi, tylko, proszę, nie pozwól mi umrzeć!

Głupia, naiwna dziewucha. Tsunade nie podeszła, a Śmierć znalazła się bardzo blisko Ciebie...

Nie pamiętałaś tego. W ogóle tego nie pamiętałaś. Ilo znów bawiła się Twoją pamięcią? Orochimaru nie chciał, abyś pamiętała ostatnich chwil Shikaia? Dlaczego więc zostawił rzeczy, które zawierały jego wspomnienia?

Musiałaś się stąd wyrwać. Natychmiast zerwałaś się i zabrałaś wszystkie rzeczy. Znalazłaś się w korytarzu, którego za nic nie poznawałaś. Tabliczki na drzwiach nic Ci nie przypominały, więc jedynie ruszyłaś biegiem wzdłuż nich. Od ścian odbijały się echem stawiane szybko kroki.

Nie miałaś pojęcia, dokąd biegniesz. Miałaś jedynie nadzieję, że w kierunku wyjścia. Naprzód. W prawo, w lewo, nie obracając się do tyłu. Mogłaś krążyć i krążyć, wiedząc, że się zgubisz, ale z nadzieją, że kiedyś znajdziesz wyjście.

"Nawet nie próbuj uciekać, nie znajdziesz wyjścia" — zabrzmiały w Twojej głowie słowa Kabuto. Czegokolwiek by nie mówił, wiedziałaś, że kiedyś w końcu musisz się stąd wyrwać. Że musisz opuścić to miejsce.

Chociaż wszystkie korytarze wyglądały tak samo, a Ty nie odczuwałaś poczucia przemieszczania się, nie mogłaś się zatrzymać. Ruszałaś naprzód, wciąż do przodu, biegiem.

To nie był ten sam bieg, co siedem miesięcy temu, gdy zgubiłaś drogę do gabinetu Orochimaru i spanikowana wpadłaś na Kabuto. Wtedy bałaś się, że zginiesz w tych korytarzach, teraz jednak zmierzałaś w stronę wyjścia.

Na pełnej prędkości skręciłaś w randomowy korytarz. Choćby nie wiadomo co, musiałaś znaleźć drogę. Musiałaś wyjść.

I wtedy też się zderzyłaś. Wpadłaś w kogoś z całej pety, odbiłaś się i tracąc równowagę upadłaś na ziemię. Deja vu?

¦°¦°¦°¦°¦

Tak właściwie, zarówno Shikai, jak i Fusagaru (no i Kakashi), mieli żyć. 
Podejrzewa ktoś, kto jest tą czwartą (a miała być jedyną...) moją ofiarą? C:

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz