Wychodzimy ze statku i zaczynamy się rozglądać. Poe wylądował trochę na uboczu, ale w pewnej odległości od nas widać jakby budynki miasta. Słońce zbliża się do zachodu, jest dużo mniejsze i chłodniejsze niż na Erbie, bo jesteśmy od niego dużo dalej. Niebo ma kolor ciemnogranatowy, chociaż ciągle trwa dzień. Wieje zimny wiatr, aż przechodzi mnie dreszcz. Orba nie wygląda na przyjazne miejsce. Rozglądam się dookoła. Otacza nas szare pustkowie pełne kamieni. Gdzieniegdzie rosną pojedyncze drzewa, całe powykrzywiane i poskręcane od tego wiatru. Przypomina mi się zieloność i piękno Erby, i robi mi się trochę smutno. Ale nie ma do tego powodu, przecież to tylko przystanek na naszej drodze. Znajdziemy jakiś statek i wrócimy do domu.
– Ruszajmy – mówi Poe. – Trzeba dotrzeć do miasta zanim słońce zajdzie.
– Poe, tak się zastanawiam – mówię, kiedy zaczynamy iść – w jaki sposób zapłacimy za przejazd? Nie mamy pieniędzy ani nic cennego.
– Hm, musimy poszukać kogoś, kto potrzebuje załogi – odpowiada Poe. – Wtedy normalnie zaciągniemy się na statek. Ważne tylko, żeby się dostać w jakieś bardziej cywilizowane miejsce.
– A jeśli to będą piraci albo przemytnicy?
Poe wzrusza ramionami.
– To zostaniemy przemytnikami, trudno. – Uśmiecha się. – Może być ciekawie.
Idziemy dalej, planując, w jaki sposób zaczniemy poszukiwania. Szybki marsz trochę nas rozgrzewa. Docieramy wreszcie do pierwszych zabudowań. Wygląda tu trochę biednie, domki są niskie, małe i odrapane. Zbudowane są z tego samego szarego kamienia, którego było pełno tam, gdzie wylądowaliśmy. Przed domami widzę skraplacze wilgoci. Po ulicach kręcą się ludzie i kosmici, czasami rzucają nam spojrzenia, ale nikt się nami za bardzo nie interesuje. To dobrze, bo nie chcemy zwracać niczyjej uwagi. Musimy znaleźć jakiś bar albo kantynę, gdzie zbierają się piloci, handlarze i podróżnicy, i tam poszukać szczęścia. Zatrzymujemy się na chwilę, a Poe zaczepia jakiegoś wysokiego kosmitę, wyglądającego trochę jak Kaminoanin i pyta, jak dotrzeć do portu. Kosmita pochyla swoją małą głowę na długiej szyi i przygląda się nam uważnie. Wreszcie tłumaczy nam, jak tam dotrzeć, ma cichy i melodyjny głos i dziwny akcent, który ledwie rozumiem. Poe jednak kiwa głową, jakby rozumiał wszystko doskonale. Żegna się z kosmitą uściśnięciem dłoni i idziemy dalej we wskazanym przez niego kierunku.
– Trochę daleko – mówi Poe. – Musimy kierować się na zachód i skręcić, kiedy zobaczymy wielki pomnik. Chodźmy, bo ściemnia się coraz szybciej.
Rzeczywiście, słońce już prawie zaszło. W uliczkach miasta rozbłyskują latarnie, ale są stare i świecą słabo, a niektóre w ogóle są zepsute. Zbliżam się do Poego i trzymamy się teraz razem koło siebie, na wypadek, gdyby ktoś chciał nas zaczepić. W ciemnych zaułkach widzę przemykające różne postacie. Idziemy jednak zdecydowanym i szybkim krokiem, a w dodatku mamy ze sobą blastery, więc wszystkie ciemne typki trzymają się z daleka. Zresztą niedługo biedne przedmieścia się kończą, a my wychodzimy na szerszą i lepiej oświetloną ulicę. Domy są wyższe, pełne przybudówek i balkonów, które momentami całkiem łączą się ze sobą tworząc nam nad głowami prawdziwy tunel. Kiedy wychodzimy z któregoś takiego tunelu, z daleka widzimy wielki, rzęsiście oświetlony pomnik. Przedstawia ogromną postać ludzką, tak jakby w mundurze, to pewnie jakiś ich generał. Nad naszymi głowami śmigają różne pojazdy, a tłum na ulicy gęstnieje. Wzdłuż ścian budynków ustawione są różne stragany z warzywami i owocami, których zupełnie nie znam, inne z ubraniami albo z częściami do droidów. Mijamy to wszystko nie przyglądając się za bardzo, bo jak tylko ktoś skupia wzrok na straganie, właściciel zaraz zaczyna zachęcać go głośnym krzykiem. Chętnie zjadłabym coś albo napiła się soku, ale zupełnie nie mamy pieniędzy. Podczas pobytu na Erbie nie były nam do niczego potrzebne, a wyruszając na akcję też nikt nie zabiera ze sobą oszczędności. Wreszcie docieramy do pomnika i skręcamy, tak jak nam powiedział kosmita. W okolicy pojawiają się kolorowe szyldy i neony zachęcające do wstąpienia do różnych barów, i już wiemy, że jesteśmy we właściwym miejscu. Poe staje i zaczyna się rozglądać.
CZYTASZ
Trzecia Strona Mocy
FanficAmitia Tarra, młoda pilotka Ruchu Oporu, po nieudanej akcji musi uciekać przed wrogami na sam kraniec Galaktyki. Pomaga jej Poe Dameron. Razem trafiają na odległą planetę, gdzie starożytny lud przechowuje tajemnice z czasów, kiedy jeszcze jasna i ci...