Brunet obracał w szczupłych dłoniach sztylety, otrzymane jakiś czas temu, którymi nikomu się nie chwalił. Wiedzieli tylko rodzice.
Bo niby komu miał powiedzieć, poszczycić się? Thorowi? Na samą myśl głośno zaśmiał się sam do siebie, wyobrażając sobie reakcję boga piorunów. Najpierw zrobiłby zszokowaną minę, a potem uśmiechnął, mówiąc, że to bardzo miły gest króla i królowej względem niego. Jakby naprawdę Loki posiadał mniej praw niż starszy brat. Finalnie blondyn urządziłby tyradę na temat tego, dlaczego to jego broń była tą bardziej przydatną.
A Loki kwitowałby jego słowa krótkimi kiwnięciami głową oraz swymi sławnymi półuśmieszkami, których Thor niekiedy nie rozumiał. Boga kłamstw nawet to nie złościło, wręcz przeciwnie, dzięki temu czuł się rozbawiony.
Tym, jak przyszły król czasem jawnie okazywał swoją bezmyślność.
Loki naprawdę kochał brata, lecz to nie oznaczało, że musiał opiewać same jego zalety. Starszy książę posiadał ich wiele, tak samo wad. Bardzo łatwo można go było wyprowadzić z równowagi, co wrogowie na polu bitwy często wykorzystywali, prowokując Thora do nieprzemyślanych decyzji. Najczęściej im się udawało, przez co krótka batalia zamieniała się w długą, męczącą, krwawą rzeź.
Odyn doskonale zdawał sobie z tego sprawę - jako doświadczony wojownik lepiej niż Loki, a mimo to zdawało się odwrotnie. Brunet naprawdę czasem kompletnie nie rozumiał swojej rodziny, szczególnie tej męskiej części.
Loki rozmyślał, siedząc na szerokim balkonie, podziwiając na zmianę swoje sztylety i przepiękny asgardcki zachód słońca. Był pewny, że inne królestwa nie mogły się takim poszczycić. Promienie słońca połyskiwały na majestatycznych, wysokich budynkach, ożywiając je i sprawiając, że złoto mieniło się kolorami tęczy.
W porównaniu do Thora Loki doceniał uroki spokojnej egzystencji, gdzie nie istniał obowiązek nieustannej walki. Uśmiechnął się, gdy promień słońca zamajaczył na ostrzu sztyletu. Raptownie podniósł się z balustrady, gdy do jego komnaty wpadł rozgorączkowany brat.
Skoro wpadał do niego bez pukania - w ogóle do niego zawitał - oznaczało to coś złego. Lub braki w kadrach armii.
- Bracie! – zagrzmiał jasnowłosy bóg, stając w rozkroku, co za każdym razem bawiło Lokiego.
- Słyszę cię – odparł łagodnie, odnajdując się nagle za Thorem, co zawsze dezorientowało blondyna, co z kolei śmieszyło młodszego z nich. – Czemu wpadasz tu jak burza?
- Loki – rzucił już ciszej, a kiedy Odinson chciał położyć dłoń na jego ramieniu, okazało się, że bóg kłamstw posłużył się psotą. Westchnął i obejrzał się, spoglądając na ciemnowłosego, który nadal siedział na balkonie. – Możesz skończyć z tymi sztuczkami?
- Lubię je – skomentował krótko lokator. – Więc? O co chodzi?
- Armia Xoverno się zbliża. Zabili naszego wysłannika, gdy udał się pertraktować pokój.
Tym razem brunet naprawdę ześlizgnął się z balustrady, a uśmiech zszedł z jasnej twarzy. Szybkim krokiem zbliżył się do brata, ewidentnie umęczonego i niezadowolonego. To akurat ani trochę nie dziwiło Lokiego. Znał xoverneńskie królestwo, które zdecydowanie należało do jednych z najbardziej skorych do walki, niepokornych oraz brutalnych.
- Czy szykujemy się na bitwę? – zapytał bóg kłamstw.
- Owszem. I nam się przydasz. Wyruszamy, zanim na dobre zajdzie słońce.

YOU ARE READING
the second || [Loki Laufeyson]
FanfictionLoki Laufeyson, książę Asgardu, od zawsze czuł się inny, wyjątkowy, może lepszy. Loki Laufeyson zawsze wierzył w siebie, bo nikt inny tego nie zrobił. « But there's a scream inside that we all try to hide We hold on so tight, we cannot deny Eats...