The end

22 4 38
                                    

Siedziałem wtedy jeszcze w szpitalu. Strasznie bolał mnie żołądek, czekałem na diagnozę. W końcu przyszedł lekarz w białym fartuchu, nie wiem dlaczego, ale miał na sobie stetoskop.

Było to dokładnie sześć tygodni temu, ale pamiętam to jak dziś. Jego słowa czasami odbijają mi się po głowie w najgorszych momentach, dobijając mnie jeszcze bardziej. "Ma Pan białaczkę, nowotwór żołądka, to tragiczna przypadłość, ale w Pana stadium rozwoju, nie możemy nic z tym zrobić". Wtedy moje życie złamało się w pół. Wszystko to, co było dla mnie ważne przez tyle lat mojego życia, przepadło, zapomniane. Powiedział, że zostały mi najwyżej trzy miesiące życia.

Nie chciałem rezygnować z baletu. Chodziłem na zajęcia tak długo, aż któregoś razu nie zwymiotowałem krwią. Zabrali mnie do szpitala, zbadali, ale to nic nie dało. Wypuścili mnie dwa dni później, po moim  wypisaniu na rządanie. Pewnie siedziałbym tam do teraz.

Odwiedzam tamto miejsce, tyle wspomnień wypisanych w tym zapachu, ludziach, podłodze. Pierwszy baletowy upadek, wzlot, łzy uderzające o pomarańczowe drewno na posadzce. Wielkie lusta odbijające moje emocje, wszystkie ruchy.
I Anastazja.

To przyjaciel mojej matki za czasów, kiedy żyła. On nauczył mnie pierwszych kroków, skomplikowanych choreografii i panowania nad bólem.

- Witaj Anastazjo.
Przywitałem się lekko nie mogąc nawet podnieść się z wózka.
- Witaj Cyrylu, coraz lepiej wyglądasz!
Uśmiechnął się lekko. Pierwsza chemioterapia już dawno za mną, wtedy jeszcze wierzyli, że da się coś zrobić. Nie mam włosów, brwi, rzęs. Nawet moje oczy lekko bledną z każdym dniem, a skóra już nie różowieje. Choroba odebrała mi moje atuty.
-Dziękuję, ty też dobrze się trzymasz.

Porozmawialiśmy chwilę. To było dla mnie ważne. Zaraz przyszedł do nas Jakub. Zawsze idealnie przygotowany, wysportowane, ciemne ciało panowało nad każdym ruchem. Zupełne przeciwieństwo aktualnego mnie.

- Cyryl, jak miło cię widzieć, stęskniłem się.
- Ja też Jakub, tęsknię za tym wszystkim.
-Może moglibyśmy przejść się do parku?
Spojrzał błagalnie na Anastazję, a ten kiwnął głową w znak potwierdzenia. Uśmiechnął się i rozpoczął zajęcia.

Wyszliśmy na zewnątrz. Jakub pchał mój wózek idąc powoli chodnikiem. Dotarliśmy do stawu. Milczeliśmy.

- Pamiętasz naszą pierwszą wspólną choreografię? Kiedy Olka praktycznie upadłaby na twarz przez moją nieuwagę?
-Ciężko byłoby zapomnieć.
Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy. Wszystkie najważniejsze chwile przeleciały mi przed oczami.
Pierwsza miłość, pierwszy taniec, śmierć rodziców, pobyt w szpitalu i najlepsze chwile z Jakubem.

Myślę, że wtedy zemdlałem.

Ostre, białe światło biło mi w oczy, więc bałem się je otworzyć. Chwilę później jednak rozchyliłem powieki. Obok mnie leżał Baleciarz, który prowadził mnie po parku. Nakryłem jego wręcz gorącą dłoń moją lodowatą. Spojrzał na mnie, miał czerwone oczy. Płakał.
-Hej, co się stało? Nie płacz.
Powiedziałem, łamiącym się głosem.
- To? A nie, to nic, nie myśl o tym.
Złapał moją dłoń w dwie swoje i zaczął ogrzewać. Drugą rękę schowałem pod szpitalną kołdrę.

Siedział ze mną do wieczora, a potem jeszcze dłużej. Mówił, że jego znajoma pielęgniarka tu pracuje i przygotował dla mnie niespodziankę z jej pomocą.

O wpół do dwudziestej trzeciej pomógł wstać mi z łóżka i zaprowadził na stołówkę. Było ciemno, rolety zasłonięte, brak żywej duszy. Tylko my i nic.

Puścił moją rękę, którą wcześniej trzymał i odszedł kawałek w przód. Widziałem zarys jakiegoś dużego przedmiotu, ale nie potrafiłem dokładnie określić co to było.

Zapalił lampki w naszej - jak to ujął - bazie z poduszek i kocy. Podszedł do mnie i pochwycił moją dłoń. Przyciągnął mnie trochę bliżej siebie.
- Mógłbym prosić do tańca?
Zabrzmiał wstęp do jednej z moich ulubionych ballad. "Can't help falling in love" odbijało się od ścian głębokim dźwiękiem głosu Presley'a.
- Oczywiście.
Odpowiedziałem, a chwilę później, ustawiając się w pozycji do tańca zaczęliśmy się poruszać.
Nasze stopy się plątały, tak, jak nasze łzy ze śmiechem. Płakaliśmy, lekko zagłuszając muzykę.

Kiedy melodia dobiegła ku końcowi, weszliśmy do bazy i położyliśmy się w niej. Mieliśmy ciasteczka, kilka napoi i opakowane w gazety pudełko.

Jakub wziął je w ręce i podał mi.
- Proszę, otwórz, to dla Ciebie.
Niepewnie przedarłem gazetę chudymi palcyma i otworzyłem wieczko, w którego środku znajdował się nieśmiertelnik z moim imieniem i wyrytą stokrotką.
- Pamiętasz, jak po pierwszym występie oboje dostalismy po bukiecie stokrotek od Anastazji?
Nie odpowiedziałem, założyłem naszyjnik na siebie. Tak bardzo nie pasował do szpitalnego ubrania, ale to czyniło go wyjątkowym.
- Kiedy już umrę, proszę, weź go.
- Nawet tak nie mów.

Udawaliśmy, że wszystko jest dobrze. Zasnął, lecz ja nie potrafiłem.

Potem przyszła jego znajoma, obudziła go,  odprowadziła mnie do łóżka, a sami zaczęli rozkładać bazę przed ranną zmianą, nie zostawiajac po nas śladu.

Położyłem się na idealnie białej pościeli, a kilka minut później dołączył do mnie Jakub.

- Ja umrę, czuję to.
Powiedziałem.
- Proszę, nie mów tak.
Odpowiedział. W jego oczach tliły się łzy, które zaraz potem płynęły niczym deszcz po szybie. Położyłem mu ręce na policzkach i otarłem mokre stóżki.

Zasnąłem. Niestety nie dane było mi ponowne rozchylenie powiek.

Przed snem, zacisnąłem rękę na nieśmiertelniku. Z drugiej strony trzymałem palącą dłoń Jakuba, którego łzy skapywały na moją skórę. "To już koniec", szepnąłem i odpłynąłem w niezwykle kojące obięcia Morfeusza.

Nie cierpiałem. Osiągnąłem to, na czym mi zależało, miałem przy sobie Baleciarza, który zmienił moje postrzeganie śmierci. Moje lapidarne, lecz piękne życie dobiegło końca, ale czułem, że robiłem wszystko to, co kocham, co jest mi potrzebne.

Czas robi swoje. A ty człowieku?

StokrotkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz