179.

374 34 34
                                    

Przeciągnął się z cichym jękiem i rozmasował nadgarstek. Kiedy skończył mozolną pracę, jaką było podpisywanie pocztówek w mieszkaniu panował spokój, a jedynym dźwiękiem była cicho lecąca w tle muzyka. Wrzucił do ust kilka orzeszków ziemnych, bo tylko to zostało w miseczce, po tym jak Lisa wyjadła wszystkie rodzynki, żurawinę i orzechy nerkowca. Pies też nie kręcił się już po mieszkaniu, więc wywnioskował, że oboje śpią. Zajrzał do sypialni i nie zapalając światła wziął tylko ręcznik i bokserki na zmianę, żeby wziąć prysznic w drugiej łazience. Nie chciał obudzić dziewczyny zakopanej w pościeli po samą szyję. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł wystającą spod kołdry bosą stopę. Zawsze tak zasypiała i uważał, że to na swój sposób urocze. 

Ciepły prysznic przyniósł ulgę spiętym mięśniom, a jednocześnie sprawił, że Grabowski zrobił się senny. Zegar nie wskazywał jeszcze 22-ej, kiedy przesunął śpiącego psa i wsunął się pod kołdrę po swojej stronie łóżka. - No idź mi stąd. - głośnym szeptem zwrócił się do czworonoga, który za wszelką cenę próbował położyć się między nim a Lisą. - Kido, zjeżdżaj. - syknął, na co pies cicho prychnął i ułożył się w zgięciu nóg swojej właścicielki. Podparł głowę na ręku, obserwując śpiącą tyłem do niego żonę. Palcami drugiej ręki delikatnie przebiegł po jej łopatce i pochylił się, zanurzając nos w jej luźno związanych do snu włosach. - Jesteś dla mnie wszystkim. - wyszeptał, przymykając powieki. - Nie miałem pojęcia, że... tak to przeżywasz. - w słabym świetle dochodzącym zza okna błysnęła pojedyncza łza, która potoczyła się po policzku mężczyzny. - Zawsze twierdzisz, że sobie poradzisz... - westchnął, na moment mocniej zaciskając powieki. - Jednak chcę żebyś przychodziła do mnie ze wszystkim. Nieważne czy jestem tutaj czy tysiące kilometrów od ciebie. Wróciłbym. - nie był do końca pewien czy dziewczyna nie śpi, ale w tym momencie potrzebował wyrzucić to z siebie. - Zawsze do ciebie wrócę. - wyszeptał w jej kark, delikatnie muskając skórę wargami. Przerzucił dłoń w jej talii i ściśle przylgnął do jej pleców. - Słyszysz? Zawsze. - pociągnął nosem i ułożył głowę na wyciągniętym ręku. Ciepło jego ciała i spokojny głos jakim do niej mówił zaczęły powoli burzyć mur jakim próbowała się od niego oddzielić. - Jego serce już biło. - powiedziała ledwo dosłyszalnie, mocniej przylegając do niego. - Wtedy zrozumiałam... I poczułam, że damy sobie z tym radę. Tak po prostu. - gorzko roześmiała się przez łzy, które pojawiły się wraz z pierwszymi słowami Grabowskiego. - Bo mnie tego nauczyłeś. - dodała jeszcze, odwracając się do niego przodem. Schowała głowę pod jego brodę i przytknęła wargi do jego nagiej klatki piersiowej. - A później... straciłam go. - zaszlochała głośniej, zanosząc się płaczem. - Ciii... - pocałował ją w głowę i objął ściśle ramieniem, jakby bał się, że ucieknie. Splótł nogi z jej, trzymając w ramionach jak najbliżej siebie. Nie znała przecież płci, a ciagle mówiła o nim, jakby była przekonana, że mieli mieć syna. To jeszcze bardziej go dołowało, ale nie bardziej niż płacząca w jego ramię żona. - Wierzę, naprawdę wierzę, że jeśli kiedyś się zdecydujemy to urodzisz mi zdrowego, silnego syna. Słyszysz? - wykrztusił, czując ogromną gulę w gardle. - Teraz przede wszystkim musisz zadbać o siebie. Pozwolić mi zadbać o ciebie. - podkreślił, próbując odsunąć się od niej, żeby spojrzeć jej w oczy, ale kurczowo się w niego wtuliła, mocno zaciskając palce na jego boku. - Czeka nas jeszcze dużo dobrego. - powiedział, święcie o tym przekonany. Dotknął jej podbródka, tym razem zmuszając ją do spojrzenia w oczy. - Sama już nie wiem, Kuba. - zadrżała, kiedy wsunął palce pod jej koszulkę i przebiegł nimi wzdłuż kręgosłupa. - Skupimy się na tym co jest teraz. - odgarnął jej z czoła pojedyncze kosmyki włosów i musnął je wargami. - Razem poradzimy sobie ze wszystkim. - wiedział, że musi być silny za ich dwójkę. Wystarczająco długo borykała się z tym sama podczas jego nieobecności. - Poradzimy sobie, Lisa. - złożył na jej rozchylonych wargach delikatny pocałunek. Pchnął ją na plecy i ułożył się na niej, okrywając swoim ciałem, dokładnie tak jak lubiła. Przesunął dłonią po policzku, zbierając ostatnie łzy, które popłynęły spod jej przymkniętych powiek. - Kochasz mnie? - wziął jej twarz w dłonie, uważnie się jej przyglądając. Chyba jeszcze nigdy nie zadała mu tego pytania, a już na pewno nie z taką wątpliwością w głosie. - Najbardziej na świecie. Kocham i nie przestanę. - gorąco zapewnił ją, bawiąc się kosmykiem jej włosów. - Ale jesteś na mnie zły. - tym razem bardziej stwierdziła niż zapytała. - Trochę, ale przejdzie mi, jeśli będziesz mi mówić o wszystkim. - zdawał sobie sprawę, że nie ma sensu kłamać. - Ile razy jeszcze będziemy zawierać ten układ zanim faktycznie zadziała? - zapytał, gdy skinęła głową. - Ej, ej. Nie płacz. - zebrał wargami kolejne łzy i pocałował ją czując ich słodki posmak. Nie przerwał pocałunku, delikatnie pieszcząc ustami jej spierzchnięte wargi. Nie spieszył się, ale też nie chciał od niej niczego więcej. Westchnął cicho, gdy zacisnęła palce na jego karku i wsunęła język do jego ust, wyraźnie spragniona jego bliskości. Naciągnął kołdrę na ich splątane ciała i przerywał pieszczoty dosłownie na moment, kiedy brakło im tchu. Całował ją całym sobą, wkładając w to dużo pasji i całą miłość jaką darzył leżąca pod nim kobietę. Na dobre i na złe. W zdrowiu i chorobie. Może ich przysięga nie brzmiała do końca dokładnie tak, ale zamierzał wypełniać ją do końca życia. Nie tylko dlatego, że się zobowiązał, ale pragnął tego. Przelotne spojrzenie na rudego lisa wytatuowanego na jej przedramieniu przypomniało mu, że jest odpowiedzialny za to, co oswoił. A przeszedł z nią długa drogę, co tylko potwierdziły jej słowa:

I poczułam, że damy sobie z tym radę. Tak po prostu. Bo mnie tego nauczyłeś. 

Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie sięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz