- Więc za dwa, trzy lata szanse są praktycznie zerowe. - Zakończyłam, wycierając swoją twarz w rękaw koszuli. Mężczyzna głęboko westchnął i choć widziałam u niego ukrywane zmartwienie przytulił mnie do swojego ramienia. - Nie jesteś na mnie zły?
- Zwariowałaś? - Cmoknął mnie w czoło. - Przecież to nie jest zależne od ciebie.
- Ale ja nie chcę pozbawiać cię szansy na dziecko...
- Kochanie, spokojnie. - Starał się mnie uspokoić, co ostatecznie nie odniosło zamierzonych skutków. - Chciałbym mieć z tobą dziecko, ale nie za wszelką cenę. Mamy Lilcię...
- Ale Lilcia nie jest twoja! - Zaniosłam się płaczem. - Jestem beznadziejna! Mówiłam, że powinieneś znaleźć sobie kobietę w swoim wieku, a nie taką starą...
- Nie bredź! - Rozkazał. - Przecież to, że szanse są małe nie oznacza, że nie ma ich wcale.
- A jak nam się nie uda?
- No to się nie uda. - Podsumował.
- Będziesz tego żałować...
- Nie będę. - Westchnął. - Po prostu odstaw tabletki...
- Przecież to nic nie da. - Zrezygnowana pokręciłam głową.
- Da. - Poprawił mnie. - Czuję to.
- Przepraszam... - Nadal obarczona poczuciem winy, podniosłam na niego swój przeszklony wzrok, gdy ten zamknął mi usta pocałunkiem, który mimo początkowej niechęci oddałam.
- Już? - Uśmiechnął się.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". - Wtrącił. - Pójdę przygotować nam gorącą kąpiel, hm?
- Ale Lila...
- Usiądź. - Nakazał. - Ja się wszystkim zajmę.
Nie miałam chęci, a tym bardziej siły na przeciwstawienie się Kornelowi, który wydawać by się mogło podjął decyzję za mnie. Zgodnie z jego poleceniem usiadłam na sofie i wbiłam swój martwy wzrok w sufit, cały czas rozmyślając o tym wszystkim, czego dowiedziałam się z rozmowy z moim lekarzem. Chyba wolałam tego nie wiedzieć i nadal żyć w słodkiej ułudzie.
- Kochanie! - Moje rozmyślania przerwał znajomy głos dochodzący z łazienki na dole. Niechętnie, ale jednak zwlokłam się z kanapy, idąc w kierunku zasłyszanego nawoływania. Wewnątrz zastałam siedzącego już w wannie mężczyznę w towarzystwie ogromu piany, który na mój widok od razu wyciągnął do mnie ręce. - Chodź do mnie.
- Gdzie jest Lileczka?
- Zaniosłem ją do jej łóżeczka.
- Na pewno?
- Na pewno. - Potwierdził, nadal niecierpliwie oczekując mnie obok siebie. - No chodź...
- Chyba nie mam ochoty...
- Nie musisz. - Uśmiechnął się. - Przecież to tylko kąpiel... - Przewróciłam oczami i nie mając więcej argumentów, sfrustrowana po całym ciężkim dniu powoli zaczęłam pozbywać się kolejnych części mojego ubioru. Zsunęłam z siebie górną, a następnie dolną bieliznę, kładąc wszystko na szafkę obok. Ostrożnie weszłam do wanny i usiadłam pomiędzy nogami Kornela, tym samym opierając się o jego klatkę piersiową. Czując przyjemnie otaczające mnie ciepło zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam.
- Lepiej?
- O wiele...
- A widzisz. - Zachichotał. - Ja to wiem, czego ci trzeba... - Po tych kilku słowach poczułam jego dłonie na swoich ramionach i jednocześnie usta na szyi.
- Hmmm... - Wymruczałam.
- A może być jeszcze lepiej... - Zaśmiał się pod nosem.
- Kochanie, nie dzisiaj...
- Dlaczego ty we wszystkim widzisz jakieś niecne plany? - Pokręcił głową. - Chciałem ci po prostu sprawić troszkę przyjemności. Jesteś strasznie spięta.
- Chyba każdy na moim miejscu byłby spięty...
- Bo ty po prostu za dużo myślisz.
- A jak mam nie myśleć? - Zapytałam zrezygnowana.
- Zwyczajnie. Będzie co będzie.
- Ale ja boję się tego co będzie.
- Zupełnie niepotrzebnie.
- Kornel... - Odwróciłam do niego swoją głowę, posyłając mu przy tym smutne spojrzenie. - Zasługujesz na kobietę, która będzie w stanie dać ci dziecko... Do czego ja ci właściwie jestem potrzebna...
- Ale bredzisz.
- Po prostu...
- Kocham cię, głuptasku. - Wtrącił. - Za długo o ciebie walczyłem, żeby teraz zrezygnować. Zawalczymy też o dzidziusia.
- Jak?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Pójdę z tobą na następną wizytę do lekarza. Popytamy i zobaczymy...
Chyba, że nie chcesz?- Oczywiście, że chcę...
- No ja myślę... - Uśmiechnął się, powoli zbliżając się do moich warg. Położyłam swoją dłoń na jego szorstkim policzku i oddając pocałunki odwzajemniłam uśmiech. - Łucja...
- Hm?
- Co powiedziałabyś na wyjazd tylko we dwójkę?
- Jaki wyjazd? - Zdziwiłam się.
- Taki jednodniowy za miasto... - Kontynuował. - Myślałem może o jakimś fajnym hotelu ze spa i z basenami?
- No nie wiem... A co z Lilą?
- Wymyślilibyśmy coś...
- Ciekawe co.
- Może poszukalibyśmy jakiejś opiekunki, żeby została z nią na jeden dzień?
- O nie, nie, nie. - Zaprotestowałam. - Żadnych opiekunek. Nie zostawię mojego dziecka z obcą osobą.
- Przesadzasz.
- Kornel, nie. Nie i tyle.
- No to może zostawiłabyś ją jakiejś swojej koleżance? Może Marzenie?
- Może...
Naszą rozmowę przerwał wyraźny sygnał telefonu pozostawionego na szafce koło wanny. Gwałtownie poderwałam się do góry i ku niezadowoleniu Kornela wzięłam go w swoje dłonie, ze zdziwieniem spoglądając na wyświetlacz.
- O wilku mowa... - Westchnęłam. - Halo?
- Ł-łucja...
- Marzena?
- Łucja, przyjedź tutaj. - Powiedziała zdławionym głosem.
- Ale co się stało?
- Nie wiem...
- Marzena, spokojnie. - Nakazałam. - Powiedz mi na spokojnie co się stało.
- A-ale ja naprawdę nie wiem. - Powtórzyła.
- Dobra, zaraz u ciebie będę.
- Nie. - Zatrzymała mnie. - Jestem w hotelu...
- W hotelu?
- Wyślę ci adres SMS-em... - Wyrzuciła i nie czekając na moją odpowiedź odłożyła słuchawkę. Przeniosłam swój wzrok na równie zdezorientowanego Kornela, chcąc nie chcąc pośpiesznie wychodząc z wanny.
- Co się stało?
- Nie wiem. - Powiedziałam, narzucając na siebie pierwsze lepsze ubrania. - Ale się dowiem. Muszę jechać do Marzeny.
- Jechać z tobą?
- Nie. - Odpowiedziałam. - Zostaniesz z Lilcią?
- Jasne. - Zgodził się. - Kochanie, ale...
- Wszytko ci wytłumaczę jak wrócę. - Wtrąciłam, dając mu szybkiego buziaka i wybiegając z domu...
CZYTASZ
Łucja Wilk - Sound Of Silence
FanficPo przejściu z warszawskiego wydziału kryminalnego do Interpolu, życie Łucji w końcu zaczyna się układać. Kobieta jest zdecydowaną indywidualistką, która w pełni realizuje się zawodowo i niepotrzebuje do tego celu niczego ani nikogo. Nie chce wchodz...