Rozdział 53

259 15 9
                                    

- Więc za dwa, trzy lata szanse są praktycznie zerowe. - Zakończyłam, wycierając swoją twarz w rękaw koszuli. Mężczyzna głęboko westchnął i choć widziałam u niego ukrywane zmartwienie przytulił mnie do swojego ramienia. - Nie jesteś na mnie zły?

- Zwariowałaś? - Cmoknął mnie w czoło. - Przecież to nie jest zależne od ciebie.

- Ale ja nie chcę pozbawiać cię szansy na dziecko...

- Kochanie, spokojnie. - Starał się mnie uspokoić, co ostatecznie nie odniosło zamierzonych skutków. - Chciałbym mieć z tobą dziecko, ale nie za wszelką cenę. Mamy Lilcię...

- Ale Lilcia nie jest twoja! - Zaniosłam się płaczem. - Jestem beznadziejna! Mówiłam, że powinieneś znaleźć sobie kobietę w swoim wieku, a nie taką starą...

- Nie bredź! - Rozkazał. - Przecież to, że szanse są małe nie oznacza, że nie ma ich wcale.

- A jak nam się nie uda?

- No to się nie uda. - Podsumował.

- Będziesz tego żałować...

- Nie będę. - Westchnął. - Po prostu odstaw tabletki...

- Przecież to nic nie da. - Zrezygnowana pokręciłam głową.

- Da. - Poprawił mnie. - Czuję to.

- Przepraszam... - Nadal obarczona poczuciem winy, podniosłam na niego swój przeszklony wzrok, gdy ten zamknął mi usta pocałunkiem, który mimo początkowej niechęci oddałam.

- Już? - Uśmiechnął się.

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale". - Wtrącił. - Pójdę przygotować nam gorącą kąpiel, hm?

- Ale Lila...

- Usiądź. - Nakazał. - Ja się wszystkim zajmę.

Nie miałam chęci, a tym bardziej siły na przeciwstawienie się Kornelowi, który wydawać by się mogło podjął decyzję za mnie. Zgodnie z jego poleceniem usiadłam na sofie i wbiłam swój martwy wzrok w sufit, cały czas rozmyślając o tym wszystkim, czego dowiedziałam się z rozmowy z moim lekarzem. Chyba wolałam tego nie wiedzieć i nadal żyć w słodkiej ułudzie.

- Kochanie! - Moje rozmyślania przerwał znajomy głos dochodzący z łazienki na dole. Niechętnie, ale jednak zwlokłam się z kanapy, idąc w kierunku zasłyszanego nawoływania. Wewnątrz zastałam siedzącego już w wannie mężczyznę w towarzystwie ogromu piany, który na mój widok od razu wyciągnął do mnie ręce. - Chodź do mnie.

- Gdzie jest Lileczka?

- Zaniosłem ją do jej łóżeczka.

- Na pewno?

- Na pewno. - Potwierdził, nadal niecierpliwie oczekując mnie obok siebie. - No chodź...

- Chyba nie mam ochoty...

- Nie musisz. - Uśmiechnął się. - Przecież to tylko kąpiel... - Przewróciłam oczami i nie mając więcej argumentów, sfrustrowana po całym ciężkim dniu powoli zaczęłam pozbywać się kolejnych części mojego ubioru. Zsunęłam z siebie górną, a następnie dolną bieliznę, kładąc wszystko na szafkę obok. Ostrożnie weszłam do wanny i usiadłam pomiędzy nogami Kornela, tym samym opierając się o jego klatkę piersiową. Czując przyjemnie otaczające mnie ciepło zamknęłam oczy i głęboko westchnęłam.

- Lepiej?

- O wiele...

- A widzisz. - Zachichotał. - Ja to wiem, czego ci trzeba... - Po tych kilku słowach poczułam jego dłonie na swoich ramionach i jednocześnie usta na szyi.

- Hmmm... - Wymruczałam.

- A może być jeszcze lepiej... - Zaśmiał się pod nosem.

- Kochanie, nie dzisiaj...

- Dlaczego ty we wszystkim widzisz jakieś niecne plany? - Pokręcił głową. - Chciałem ci po prostu sprawić troszkę przyjemności. Jesteś strasznie spięta.

- Chyba każdy na moim miejscu byłby spięty...

- Bo ty po prostu za dużo myślisz.

- A jak mam nie myśleć? - Zapytałam zrezygnowana.

- Zwyczajnie. Będzie co będzie.

- Ale ja boję się tego co będzie.

- Zupełnie niepotrzebnie.

- Kornel... - Odwróciłam do niego swoją głowę, posyłając mu przy tym smutne spojrzenie. - Zasługujesz na kobietę, która będzie w stanie dać ci dziecko... Do czego ja ci właściwie jestem potrzebna...

- Ale bredzisz.

- Po prostu...

- Kocham cię, głuptasku. - Wtrącił. - Za długo o ciebie walczyłem, żeby teraz zrezygnować. Zawalczymy też o dzidziusia.

- Jak?

- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Pójdę z tobą na następną wizytę do lekarza. Popytamy i zobaczymy...
Chyba, że nie chcesz?

- Oczywiście, że chcę...

- No ja myślę... - Uśmiechnął się, powoli zbliżając się do moich warg. Położyłam swoją dłoń na jego szorstkim policzku i oddając pocałunki odwzajemniłam uśmiech. - Łucja...

- Hm?

- Co powiedziałabyś na wyjazd tylko we dwójkę?

- Jaki wyjazd? - Zdziwiłam się.

- Taki jednodniowy za miasto... - Kontynuował. - Myślałem może o jakimś fajnym hotelu ze spa i z basenami?

- No nie wiem... A co z Lilą?

- Wymyślilibyśmy coś...

- Ciekawe co.

- Może poszukalibyśmy jakiejś opiekunki, żeby została z nią na jeden dzień?

- O nie, nie, nie. - Zaprotestowałam. - Żadnych opiekunek. Nie zostawię mojego dziecka z obcą osobą.

- Przesadzasz.

- Kornel, nie. Nie i tyle.

- No to może zostawiłabyś ją jakiejś swojej koleżance? Może Marzenie?

- Może...

Naszą rozmowę przerwał wyraźny sygnał telefonu pozostawionego na szafce koło wanny. Gwałtownie poderwałam się do góry i ku niezadowoleniu Kornela wzięłam go w swoje dłonie, ze zdziwieniem spoglądając na wyświetlacz.

- O wilku mowa... - Westchnęłam. - Halo?

- Ł-łucja...

- Marzena?

- Łucja, przyjedź tutaj. - Powiedziała zdławionym głosem.

- Ale co się stało?

- Nie wiem...

- Marzena, spokojnie. - Nakazałam. - Powiedz mi na spokojnie co się stało.

- A-ale ja naprawdę nie wiem. - Powtórzyła.

- Dobra, zaraz u ciebie będę.

- Nie. - Zatrzymała mnie. - Jestem w hotelu...

- W hotelu?

- Wyślę ci adres SMS-em... - Wyrzuciła i nie czekając na moją odpowiedź odłożyła słuchawkę. Przeniosłam swój wzrok na równie zdezorientowanego Kornela, chcąc nie chcąc pośpiesznie wychodząc z wanny.

- Co się stało?

- Nie wiem. - Powiedziałam, narzucając na siebie pierwsze lepsze ubrania. - Ale się dowiem. Muszę jechać do Marzeny.

- Jechać z tobą?

- Nie. - Odpowiedziałam. - Zostaniesz z Lilcią?

- Jasne. - Zgodził się. - Kochanie, ale...

- Wszytko ci wytłumaczę jak wrócę. - Wtrąciłam, dając mu szybkiego buziaka i wybiegając z domu...

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz