Rozdział 11

568 28 5
                                    

Dwie plotki podbijały Hogwart mimo upływu paru dni. Jednak w relacjach Draco i Mirandy nic się nie zmieniło, a ich przepełnione jadem konwersacje skutecznie upewniały o tym obserwatorów. Nienawidzili się i już nikt nie miał wątpliwości. Za to Blaise i Ginny wciąż dawali materiały na kolejne bajeczki, które w tym przypadku najczęściej były prawdą. Dogadywali się świetnie i było to widać. Niestety znaleźli też nowych wrogów. Slytherin był spokojny widząc, że Draco akceptuje tę relację. Z resztą, i tak większość nie miała nic przeciwko temu, nie licząc zazdrosnych dziewcząt. Draco był charyzmatyczny, ale Blaise lubiany. Akceptacji jednak nie mogli spodziewać się po Gryfonach. Chociaż każdy uważał, że jest to tolerancyjny dom to nikt nie brał pod uwagę ich nastawienia do arystokratów. Ron nie był jedyny, który pałał nienawiścią do Ślizgonów i teraz jawnie to pokazywali. Rudowłosa nie raz słyszała oszczerstwa na jej temat, ale starała się to ignorować. Nauczyła się od Mulata spokoju, który często jej pomagał. Spokojny jednak nie był Draco. Skończyli tworzyć eliksiry tydzień wcześniej i musieli je zanieść Snape'owi, żeby ten wysłał to do komisji. Bał się, że nauczyciel powie Voldemortowi, że nie wykorzystał okazji a skutki mogły być tragiczne. Po lekcjach, powolnym krokiem szedł do sali profesora. On niósł skrzynkę z fiolkami, a dziewczyna zeszyt ze starannie zrobionymi notatkami.

-Mógłbyś się trochę pospieszyć?- ponaglała go czarnowłosa. Nie miała zamiaru spędzić z nim ani chwili dłużej. Chociaż kilka dni temu wydawało się jakby znaleźli już porozumienie, to wraz z następnym wieczorem wszystko znikło.

- Jak tak ci się spieszy na pogawędki ze Snapem to weź to ode mnie i idź- powiedział chłopak z ironią w głosie. Również miał dosyć tej współpracy i ciągle rozkazującego tonu Mirandy. Oczywiście nie zrobiła tego. Bez żadnego słowa doszli do pracowni i oddali projekt. Profesor przypatrzył dokładnie i chociaż miał zakaz opiniować, jego wyraz twarzy zrobił się trochę łagodniejszy co oznaczało, że jest zadowolony.

- Z tego co mi wiadomo, żadna szkoła jeszcze nie skończyła. To normalne, że niektórzy świetnie robią pracę na czas, a inni- Snape nieznacznie, ale widocznie dla Draco spojrzał w jego stronę- wciąż się nie wywiązują i proszą o przedłużenie, ale kiedy cierpliwość się kończy, szanse również.- To był aż nazbyt dosłowny przekaz. Czuł się jakby non stop przypominano mu o tym co ma zrobić. Snape, listy, nie mógł nawet odetchnąć. Zdawał sobie sprawę, że niedługo skończy mu się czas i będzie musiał podjąć decyzję bez żadnego przemyślenia.

- Jeśli to wszystko, do widzenia- Powiedział chcąc stamtąd jak najszybciej uciec. Odwrócił się i wyszedł z sali. Uderzył pięścią w ścianę chcąc jakoś odreagować. Nie miał innego wyjścia, musiał podjąć jakieś środki. Nie miał zamiaru służyć Voldemortowi, ale nie mógł też mu tego przekazać. Najważniejsze było bezpieczeństwo Narcyzy, ale z Hogwartu nie mógł wiele zrobić. Od razu poszedł do dormitorium i napisał do niej list.

Matko,

Jeśli mi ufasz, wyjedź stąd jak najszybciej. Nie mów ojcu, ani nikomu innemu. Wyjedź i nie wracaj przez jakiś czas. W przeciwnym razie wszyscy będziemy zagrożeni

Draco Malfoy.

Lakoniczny, mało mówiący tekst. Takie same wysyłał Lucjusz. Wzdrygnął się na samą myśl, że może być do niego podobny. Zapieczętował kopertę i wypuścił sowę, która leciała w stronę Pokątnej. Kiedy stracił ptaka z pola widzenia zaczął się zastanawiać co jeszcze może robić.

Miranda została w pracowni Severusa, który miał z nią parę spraw do załatwienia jako opiekun domu. Wyjął z szafki plik papierów i dał jej do podpisania.

- Te musisz dać rodzicom. Odpowiadają za ciebie i na kilka rzeczy to oni muszą się zgodzić.- Powiedział krótko szperając w szufladach. Wiadomość ta nie była dziewczynie na rękę. Niemożliwym było dać to rodzicom. Nigdy by tego nie podpisali z resztą...

Enervate || Draco Malfoy. Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz