rozdział 22

802 69 8
                                    

Cass za bardzo dba o moje bezpieczeństwo. Grzecznie siedziałem przy ladzie, a przez to, że pierwszy zagadał do mnie Eric Black — 100% alfa —  wysłał mnie do kąta. Na dodatek naszym kelnerem jest on we własnej osobie. Co pół godziny dostajemy szklankę wody i 2 szklanki soku. Ogólnie świetna, wyraźna zabawa. Aktualnie jest 1 w nocy, Matthew leży na moim ramieniu i to kwestia czasu nim przyśnie, a Caitlyn próbuje mi wmówić, że to nie jej wina, że dalej jest signielką.

— Nie był zainteresowany — fuka, palcami głaszcząc obicie kanapy, widząc mój kpiący uśmiech, dodaje szorstko: — Chciał ciebie nie mnie.

W momencie, gdy dociera do mnie sens jej słów, poważnieję.

— Ha ha — poprawiam swoją grzywkę.

Kto by nie był zainteresowany tym gorącym, seksownym ciałkiem. Może w alternatywnym świecie pieprzyłbym tego faceta w łazience tego klubu.

— Powiedział, że jesteś jedną z najseksowniejszych omeg jakie widział.

Uśmiecham się i przeczesuję włosy Matthew, który zasnął na moim ramieniu. Mówcie mi tak dalej.

— I wyglądasz na łatwego, więc chciał zaproponować ci porno.

Łatwy? Łatwy? Z której strony jestem łatwy? Posępnieje.

I jakie porno. Matka wydziedziczyłaby mnie, zabiła, a na koniec spaliła moje ciało. A moje prochy rozsypałaby na podwórku sąsiadów, których nie lubi.

Innymi słowy jak zawsze okazałaby mi dużo wsparcia.

— Gdy powiedziałam mu, że jesteś w ciąży, to jeszcze bardziej się podjarał. Powiedział, że nie podszedł sam, bo widział, że jesteś z twoją alfą i nie chciał robić problemów.

Dąsam się. I wcale nie przez Cassa, który odstrasza ode mnie dziewczyny, i chłopaków jak się okazuje.

— Wyglądam na łatwego? — pytam, łapiąc delikatnie Matta.

Kładę jego głowę na moich kolanach, a z pomocą Caitlyn układam jego nogi na kanapie. Będę musiał poprosić Cassa o koc. Wolałbym, żeby się nie przeziębił. Już wcześniej trochę pokaszliwał i powiedział, że boli go gardło.

Biedny Matt, mój skarb.

— Trudno powiedzieć, bo wiem jak nikt inny, że nie jesteś łatwy — mówi wymijająco.

Stchórzyła, prawda? Przyglądam się jej twarzy. Wygląda na zadowoloną z siebie. Nawet uśmiecha się pod nosem.

— Żartujesz, prawda?

A prawie uwierzyłem, że naprawdę chcieli mnie zwerbować.

— A nawet jeśli to co?

Wzruszam ramionami. To nie tak, że mogę się na nią rzucić, mając na kolanach mojego skarba.

— Nic.

Upijam łyk swojej wody. Smakuje paskudnie jak zawsze. Jest to jednak lepsze od soku z buraka, którym ostatnio poi mnie Cass. Coraz częściej przychodzą mu głupie pomysły do głowy i to kwestia czasu nim zabroni mi jeść fast-foody. Wszystko dla mojego pieprzonego zdrowia. Jakbym sam nie potrafił zdecydować, co jest dla mnie dobre. A na pewno nie jest dobre bycie trzeźwym przez 9 miesięcy.

— O Pani Nocy — Caitlin zakrywa swoje usta, udając szok. — Wszystko z tobą dobrze? Masz aurę dorosłego. Brr — wzdryga się. — To nie jest normalne.

Pokazuję jej język. Biorę niedługo ślub i będę miał dziecko, jestem doroślejszy od niej. Ona wciąż wynajmuję mieszkanie ze swoimi przyjaciółkami.

— Czy ty sugerujesz, że nie zachowywałem się dorosło dotąd? Poza tym postaw się na moim miejscu. Napierdalają mnie plecy — niemiłosiernie — to zaczyna kopać, a Cass 10 razy dziennie puszcza Mozarta.

Może gdyby moja mama puszczała Ashowi Mozarta, nie musiałby wskoczyć do łóżka Brilliantowi, żeby się ustawić.

— Śpiewasz mu? Cass na pewno.

Codzienie wieczorem w domu słychać jego "śpiew", którym nie odwróciłby żadnego fotela w The Voice. Następcą Kary to on nie zostanie mimo swojej wrażliwości. Pocieszające jest to, że mój syn też musi go znosić. W końcu trochę pocierpi.

— Po moim trupie.

Potrafię śpiewać.

Kiedy miałem 8 lat, tata wysłał mnie na dodatkowe zajęcia muzyczne. Może byłbym dzisiaj gwiazdą, gdyby nie wyrzucili mnie za naganne zachowanie. To sytuacja zmusiła mnie do rzucenia krzesłem w Thomasa, nie Leydona. I mogłem wtedy życzyć śmierci mojej nauczycielce. Tak czy inaczej dawno i nieprawda, oprócz tego, że umiem śpiewać. Miałem gorszy dzień, moja mama, tyle wystarczy.

— Może trochę się uspokoi skoro niby tak cię męczy. Musisz pozytywnie się nastawić — Cat uśmiecha się do chyba swoich myśli. —  Będziesz wychowywał własnego niewolnika.

Rozglądam się wokół. Nikt na nas nie spojrzał. Powinna być dyskretniejsza na zewnąrz. A jeśli ludzie, których w przyszłości mam zamiar oszukać za pomocą dziecka, usłyszą? Dziecko otwiera nowe drzwi i ludzie zaczynają patrzeć na ciebie z mniejszą nienawiścią albo większą, gdy dzieci nie lubią jak ja.

— Myślisz, że mój syn pozwoli sobą pomiatać?

Wśród niewolników mój syn jest gladiatorem. Liczę, że w przyszłości się wykupi i już go więcej nie zobaczę. Żeby tylko nie wszczął buntu jak Spartakus.

— Cass pozwala — zauważa Caitlyn. — A to w połowie jego syn  — wystawiam jej język, może ma trochę racji, urodę odziedziczy po mnie, ale kto wie jak będzie z charakterem. — Musisz trochę ogarnąć swój temperament jak teraz, bo w przyszłości narobisz mu wstydu.

— Niby jak?

Nigdy w życiu nikogo nie zawstydziłem.

— Ech.

— Co "ech"? — oburzam się. — Myślisz, że będę biegał po jego szkole i krzyczał, że zajebie każdego kto go dotknie? — wymyka mi się.

Nie mam żadnych powodów, żeby w ogóle martwić się o tego gnoja. To fucha Cassa.

— Może.

— Nie. Zdecydowanie nie — kręcę głową. — Mój syn nie będzie się tego wstydził.

Cat śmieję się. Już nie wiem, czego ode mnie oczekuje.

— Szkoda mi cię. Miesiąc wystarczył, żebyś zamienił się w tatusia.

— Nie.

W nic się nie zamieniłem.

— Chcesz tego syna — stwierdza bezwstydnie.

— Wcale.

Musi się do cholery mylić.

Od autora: Straciłam na całe 2 tygodnie telefon :(
Muszę dzielić teraz jeden na pół z bratem. Trudno jest, bo nawzajem czytamy swoje wiadomości i obserwowanych na Instagramie/Youtubie.
Dla fanów Mo Dao Zu Shi/The Untamed cover pod spodem.

My fucking soulmate || A/B/OWhere stories live. Discover now