Pobudka o piątej rano zawsze była dla większości domowników dużym problem. Cóż, ja byłem sporym wyjątkiem...
Gdy tylko refren piosenki High Hopes zagrał w moim pokoju, niemal od razu otworzyłem oczy i podniosłem, z poduszki leżącej obok, mojego iPhone'a, żeby wyłączyć budzik. Sięgnąłem po półtoralitrową butelkę wody, stojącą tuż obok mojego łóżka i wypiłem niemal połowę od razu. Ah, od razu lepiej. Moja gęba po nocy zawsze była sucha, jak pustynia, a alkohol często jeszcze to pogarszał. Wczoraj, na szczęście, nie wypiłem na tyle dużo, by dziś obudzić się z kacem-mordercą.
Po chwili wstałem i przeciągnąłem się. Cicho wyszedłem na korytarz, a potem do łazienki na szybkie siku. Zaraz umyłem też zęby, twarz i ogoliłem się, w trochę innej kolejności. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem ze zgrzewki półlitrową butelkę wody. Wróciłem do pokoju, żeby założyć czarny dresy i super wygodne zielone adidasy. Zabrałem jeszcze telefon i bezprzewodowe słuchawki douszne oraz klucze i wreszcie wyszedłem z domu, zamykając drzwi na dwa razy.
Wyszedłem ze sporego, nowoczesnego, jak na tę wieś zabitą dechami, bloku i truchtem skierowałem się do parku, około pół kilometra dalej, chwilę wcześniej włączając sobie playlistę z piosenkami Billie Eilish.
Na dworze powoli robiło się jasno, ale na ulicach jeszcze nikogo nie było. I dobrze, nikt mi nie wejdzie pod nogi. Ciekawe właśnie jest to, że ludzie nie rozumieją, co znaczy ,,ruch prawostronny", czy chociaż ,,chodzenie centralnie środkiem wąskiego chodnika to chamstwo". Westchnąłem ciężko. Spokojnie, Jasiek, spokojnie. Stres szkodzi na cerę, a ty akurat musisz się o nią troszczyć!
W parku pozwoliłem sobie trochę przyspieszyć tempo, co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem, z uwagi na psy, które postanowiły wyciągnąć z domu swoich właścicieli, by napawać się widokiem wschodzącego słońca, podczas robienia porannej kupy. Na szczęście, żadna psinka mnie nie pogoniła, chociaż jakiś mały shih tzu, czy też inny szczur, pozwolił sobie na mnie zaszczekać.
Po około półgodzinnym bieganiu wreszcie wróciłem do domu; wykończony, z w połowie opróżnioną butelką. Wpadłem do łazienki, wrzuciłem dres do kosza na pranie, a sam wskoczyłem pod prysznic. Oh taaak, tego było mi trzeba; cytrynowy żel pod prysznic niemal od razu przyniósł ukojenie mojej rozgrzanej skórze, a jego cudowny zapach pozwolił mi się rozluźnić.
Dobra, starczy tego relaksu. Umyłem jeszcze szybko włosy i wreszcie wyszedłem z kabiny. Oczywiście, wytarłem się i ,oczywiście, nie naszykowałem sobie bokserek, więc, oczywiście, musiałem przewiązać się w pasie ręcznikiem! Standard. Złapałem leżącą na półce nad zlewem suszarkę i szybciutko wysuszyłem moje brązowe kudełki, wpatrując się w przystojniaka w lustrze.
No spójrzcie tylko na mnie! Wysoki, ciemna skóra, ciemne, nie za długie, nie za krótkie, włosy i nawet oczy ciemne. Długie, uwaga, szok, ciemne rzęsy, zadarty szczupły nosek, delikatnie uwydatnione kości policzkowe i paręnaście malutkich piegów. Nawet moje jebane zęby były idealne; równe i śnieżnobiałe, chociaż nad ich kolorem serio musiałem dużo pracować.
Hmm, chyba dlatego należę do szkolnej ,,elity", jak to mówią niektóre lamusy i przegrywy. Nie no, żartuję, są słodcy. Niektórzy nawet fajni. Ale cóż, wśród tych cool uczniów nie ma miejsca dla wszystkich. Ja się na szczęście do nich zaliczam. Nie ma się co dziwić, spełniam wiele wymagań; mam hajs, jestem śmiały i otwarty, oczywiście przystojny i wysportowany, a także inteligentny. Skromność spokojnie mogę pieprzyć!
Włosy suche, czas na odrobinę pianki, żeby jakoś wyglądały. Ułożyłem je delikatnie do tyłu, ale nie tak, by wyglądały na ,,ulizane", tylko... hm... czesane wiatrem. Jak to pięknie brzmi.
CZYTASZ
Let's keep our secret | YAOI | ONE-SHOT
Short StoryJasiek jest młodym licealistą, należącym do, tak zwanej, szkolnej ,,elity". Dziewczyny zmienia jak rękawiczki, nauka przychodzi mu z łatwością, a w chwilach samotności zawsze może liczyć na Michała, swojego... no właśnie, kim jest dla niego towarzys...