Historia

770 21 0
                                    

Póki co szło mi dobrze.

Za dobrze?

Byłam już jednak w miejscu, z którego nie mogłam się wycofać. W zasadzie nawet nie chciałam. Chciałam za to odzyskać swoje życie. Nawet jeśli miałabym przeżyć je w samotności.

Albo tak właśnie mi się wydawało.

Byłam skłonna zaryzykować.

Jake... Dylan... Czegokolwiek bym nie wybrała, to by się nigdy nie skończyło. Przynajmniej tego byłam pewna. W zasadzie została mi do załatwienia ostatnia sprawa przed wylotem. Choć tak naprawdę dopiero wtedy wszystko miało się na dobre rozpocząć.

Na razie jednak przyszła pora na wizytę u mamy. Ruszyłam w stronę kliniki. Uznałam, że dłuższy spacer dobrze mi zrobi, pozwoli trochę przewietrzyć głowę.

Bo choć miałam zamiar zerwać z całym moim dotychczasowym życiem, musiałam poznać prawdę. O moim ojcu i całej tej sytuacji, w której się znalazłam.

Wzięłam głęboki wdech po czym głośno wypuściłam powietrze. Im dłużej szłam, tym większa nerwowość stawała się moim udziałem. Żołądek ściśnięty, a dusza na ramieniu. Nie miałam pojęcia co usłyszę ani czy w ogóle mama będzie chciała na ten temat rozmawiać. Tyle lat przecież milczała. Jak mam w ogóle zacząć?

Po jakichś trzydziestu minutach stanęłam przed dużymi, szklanymi drzwiami.

Dotarłam na miejsce. Przekraczając próg, czułam się trochę jakbym przechodziła przez bramę do innego wymiaru. Wszystko wyglądało jednak normalnie. Aż do bólu. Schludne wnętrze, fotele dla oczekujących, automat z kawą.

Odmeldowałam się w recepcji kliniki i już po chwili szłam powoli jasnym korytarzem za sympatyczną pielęgniarką. Na milion jej pytań odpowiadałam jakimiś półsłówkami. Musiałam pozbierać nieco własne myśli. Miałam ochotę zacząć obgryzać paznokcie.

Mama była blada, ale ogólnie wyglądała dobrze. Stałam chwilę w drzwiach jej pokoju i nie mogłam się pozbyć uczucia deja vu. Choć ta klinika w niczym nie przypominała szpitala, z którego odbierałam ją jakiś czas temu. Pokój przywodził na myśl raczej hotelowy. Spore łóżko, stolik z dwoma fotelami, telewizor, własna łazienka.

- Cześć mamuś! - rzuciłam i podeszłam, żeby od razu utonąć w maminych objęciach

Przez chwilę nie istniał Luca ani Jake, nikt nie zginął, a ja nie miałam w planach ucieczki do Wenezueli. To była wyjątkowo piękna chwila.

- Moja Amy! Jak sobie radzisz? Jak Eva? Wszystko w porządku? - mama... zachowywała się jak... mama

- W porządku. Mamo. W porządku - chciało mi się śmiać i płakać jednocześnie - Wszystko w porządku. A Ty? Jak Ty się czujesz? - mamrotałam w ramię mojej rodzicielki

- W porządku, Amy. Wszystko w porządku.

Tamy puściły. Teraz już obie śmiałyśmy się i płakałyśmy naraz. To było... dziwne. Byłam taka szczęśliwa. Mama żyła, była tu że mną i była na dobrej drodze do zdrowia. Byłam taka przerażona. To miał być nasz ostatni wspólny dzień. Miałam już nigdy jej nie zobaczyć. Nie usłyszeć.

Czy było warto?

Nie, nie, nie, nie mogę zwątpić. Ani na sekundę.

- Amy? - głos mamy nakazał mi błyskawicznie wrócić do rzeczywistości

- Tak? Coś Ci podać? Źle się czujesz? - zapytałam natychmiast. Mama była jednak po operacji.

- Nie - pokręciła głową lekko się uśmiechając - To Ciebie coś gryzie.

Luca. (Zakończone. Będzie korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz