¦53.¦ Samozwańcza grupa poszukiwawcza Sasuke!

132 19 4
                                    

— Może lepiej byłoby dla ciebie zginąć? — spytała Anko. Uśmiechnęłaś się jedynie i spojrzałaś na jej pieczęć.

— Orochimaru cię porzucił, ponieważ byłaś słaba. Porzucił też Hābu, gdy nie był mu potrzebny. Będę następna, ale nie obchodzi mnie to, dopóki mam kogoś, kogo kocham i mogę za nim podążać, choćby prowadził mnie do trumny.

— Głupia.

— Nie głupia, tylko szalona i zakochana — powiedziałaś, wyciągając sztylet. — I cholernie słaba.

¦~¦~¦~¦

— Chwila, co.

Unosisz pytający wzrok na Itami.

— Coś nie tak? — Unosisz brew.

— Odleciałaś chyba trochę za daleko, mylę się? — zwraca Ci uwagę. Patrzysz na nią jak na idiotkę i wywracasz oczami.

— Jak tak ci zależy...

¦~¦~¦~¦

Do pomieszczenia jadalnego wbił Tsubo, swoim zwyczajem jadąc na wózku kelnerskim, wylewając przy tym zupę. Tym razem to Tobie należał przywilej nabrania jedzenia pierwszej. Nie nazwał Cię ziemniakiem, kartoflem czy innym jadalnym opisem, jak pozostałą część Piątki Dźwięku.

Całkowicie zajęłaś miejsce Kimimaro. Kiedyś, tak jak ci zwykli, biłaś się o zupę. Potem, jako członkini Trio Yuki-Mūn-Senju, szłaś zaraz za Shikaim i Fusagaru. Teraz to Ty wyznaczałaś, kiedy zaczyna się rozdawanie jedzenia. Byłaś na szczycie. A jednak wciąż słaba.

— Hah, dzisiaj dwudziesty siódmy luty? — spytał Kidōmaru, przed chwilą nazwany pajęczą roladą. Wzrokiem szukałaś buntowniczego Uchihy

— Kabuto znowu nie obchodzi urodzin — zaśmiała się Tayuya, stawiając talerz. Karin, obok której został zmuszony siedzieć Sasuke, uśmiechnęła się szeroko, a ten z obojętnością przygotowywał się do walki o pożywienie.

— Trzeci rok już? — dodał Jirōbō, uważnie śledząc wymowę czerwonowłosej, aby ją poprawić. W tle rozbrzmiały odgłosy walki o jedzenie.

— Kabuto ma dzisiaj urodziny? — spytałaś. — Dlaczego ich nie obchodzi?

— Teoretycznie ma za dwa dni — zaczął Sakon.

— Ale to nie rok przestępny — dokończył Ukon.

— Dwudziesty dziewiąty luty? — mruknęłaś pod nosem. — Niefortunna data.

Po skończonym posiłku, ruszyłaś na czele Piątki Dźwięku do gabinetu Orochimaru, jak kazano Wam przyjść. Przez ostatni miesiąc Wasza drużyna była wysyłana na różne misje, głównie uniemożliwiające odnalezienia kryjówki Sannina i odszukanie Sasuke.

Kiedy weszliście, od razu skłoniliście się, acz z niechęcią, przed obliczem Orochimaru. Tuż u jego boku stał Kabuto, patrząc ponuro. Uśmiechnęłaś się do niego na poprawę humoru, na co jedynie uniósł kącik ust i poprawił okulary.

— Kabuto-kun, mapa — rozkazał czarnowłosy. Yakushi posłusznie rozłożył przed nim kawałek papieru, jak za każdym razem. — Dostaliśmy informację, że w naszym kierunku zbliża się samozwańcza grupa poszukiwawcza Sasuke, złożona głównie z geninów, jednego chūnina i jednego jōnina Konohy. Wśród nich znajduje się nasz szpieg, regularnie wysyłający do nas raporty.

Kabuto wręczył Ci papiery. Wśród nazwisk rozpoznałaś Shikamaru Narę, genialnego stratega z egzaminu na chūnina, Naruto Uzumakiego i Sakurę Haruno, członków Drużyny Siódmej, Nejiego Hyūgę, również z egzaminu, oraz Arishę Jikan. Mogłaś spodziewać się, że będzie ścigać Sasuke, skoro jest jego mistrzynią. A szpiegiem zapewne był Lotus Yakushi.

— Mamy ich wyeliminować? — spytałaś, unosząc wzrok znad kartki.

— Jinchūrikiego przynieście mi żywego — powiedział Orochimaru, a Ty odczułaś coś dziwnego. Jakby troskę o tego wesołego blondyna w pomarańczowym dresie, zajadającego się ramenem przed pojedynkiem. Nie wiadomo, co Sannin mógł mu zrobić. — Spodziewam się was w ciągu tygodnia. Wyruszcie nocą.

Kiwnęłaś głową. W końcu rozkaz to rozkaz. Wszystkich zabić, Uzumakiego zostawić. A gdyby tak utrzymać przy życiu jeszcze Arishę i wywiedzieć się od niej czegoś na temat Daragana i klanu Jikan? Uśmiechnęłaś się do siebie na myśl o stworzonym przez siebie planie, co nie umknęło uwadze Kabuto.

Natychmiast ruszyliście do zbrojowni. Od listopada nie potrafiłaś patrzeć na łuki, kosy i siekiery, dlatego zawsze wybierałaś miecz, którym walczyłaś wtedy przeciw Shikaiowi. Zacisnęłaś palce na rękojeści, przypominając sobie, jak próbowałaś go zabić. I przysięgłaś sobie, że jeśli kogoś będziesz zabijać, to właśnie tym mieczem.

Wyruszyliście, gdy na niebie pojawił się księżyc. Już przed świtem znaleźliście obozowisko drużyny. Jak za pierwszym razem, wokół gasnącego ogniska spała dziewiątka shinobi, a trzy śpiwory pozostawały puste. Na warcie stał Lotus i Shikamaru, nigdzie jednak nie dostrzegłaś fioletowej czupryny Arishy. Gdy złapałaś kontakt wzrokowy z Lotusem, połączyłaś Wasze umysły Mūnganem.

— Starszaku Shikamaru, muszę się odlać — powiedział Lotus z cierpiącym wyrazem twarzy, po tym jak otrzymał rozkaz. Chłopak z włosami na ananaska westchnął, opierając czoło o dłoń.

— Jakiś ty upierdliwy... — jęknął. — Tylko szybko.

— Dziękuję, starszaku! — zawołał z wdzięcznością Yakushi i zniknął w krzakach. Towarzyszom z drużyny przekazałaś znak do ataku.

Okolicę wypełniła melodia fletu Tayuyi. Śpiący pogrążyli się w jeszcze głębszym śnie, a Shikamaru zaczął opadać na kolana. Zanim zorientował się, że to genjutsu, Sakon z Ukonem przecięli go, a dwie części jego ciała upadły, plamiąc krwią ziemię. Wtedy jednak, znikąd, ciało obu chłopaków zostało poszatkowane na kawałki.

Płuca zamarły Ci na ten widok. Sakon z Ukonem zostali poprzecinani na drobne kawałeczki, które opadły na ziemię z chlupotem. Miałaś ochotę zwymiotować. Zostali pokonani przez siłę znikąd.

— Będę tak długo wracać do pętli czasu, jak będzie to możliwe — powiedział znany Ci głos. Wtedy napotkałaś fioletowe tęczówki Arishy.

Gdzieś jakiś rozbłysk. Słowa? Nie potrafiłaś rozróżnić. Dźwięki? Niezrozumiałe, zlane w szum. Obrazy? Zamazane, niewidoczne.

Powoli zacisnęłaś pięści, czując suchość w gardle. Do Twojej świadomości zaczynały docierać informacje z reszty ciała. Leżałaś na czymś zimnym, a Twoje kończyny były unieruchomione. Bolała Cię każda komórka Twojego ciała. A co najważniejsze — byłaś głodna. I nie miałaś pojęcia, jakim cudem nie wisisz na gałęziach.

Po kilku chwilach rozważania za i przeciw postanowiłaś otworzyć oczy. Zmrużyłaś je, chociaż w pomieszczeniu nie było w ogóle jasno — wręcz przeciwnie, w pokoju panowały wszechobecne ciemności, rozpraszane przez nikłe światło lampki w kącie pomieszczenia.

Usłyszałaś jakieś głosy, a Twoje ciało automatycznie podjęło decyzję. Zamknęłaś oczy równocześnie z naciśnięciem klamki od drzwi. Ktoś wszedł. Zamknął za sobą pospiesznie drzwi. Mówił. Do Ciebie?

— To wszystko jest teraz jakieś pogmatwane.

Słyszałaś rozmowę — rozróżniałaś poszczególne dźwięki. Byłaś już w pełni przytomna. Głos tajemniczej osoby był zachrypnięty, jednak znajomy. Słyszałaś, jak porządkuje coś na biurku, gdzie widziałaś lampkę.

Po chwili nastała cisza. Serce niemal Ci zamarło, kiedy usłyszałaś kroki — coraz głośniejsze, bliższe, sygnalizujące zbliżenie się tajemniczej osoby do Ciebie.

— I co ja mam z tobą zrobić? — spytał jakby sam siebie i znowu wszystko ucichło. Cisza została przerwana głośnym burczeniem Twojego brzucha.

Czułaś, jak tajemnicza postać się odsuwa przerażona, a Ty momentalnie otworzyłaś oczy i krzyknęłaś na cały głos:

— TO PRZEZ TEN RAMEN W PROSZKU!

¦°¦°¦°¦°¦

Geez, co tu się porobiło.

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz