Stałam w miejscu już od kilku minut, cały czas patrząc się na bruneta jak na wariata. Ściągał mnie z drugiego krańca kraju tylko po to, abym pomogła mu się pozbyć jakiś starych wampirów. Kiedy żegnaliśmy się w poprzednim stuleciu, rzeczywiście mówiłam mu, że może na mnie liczyć w każdej sprawie, ale tak błahy powód, to ewidentne nadużycie. W tamtej chwili zastanawiałam się, po co zostawiłam sprawę buntu w rękach mojego przyjaciela. To naprawdę nie w porządku ze strony Damona. To, że ma problem z jakąś laską i jej rodzeństwem, nie powinno być moim zmartwieniem.
– Żartujesz, prawda? – Z trudem udawało mi się utrzymać spokojny ton głosu, pomimo że, w środku wręcz kipiałam ze złości. – Dlatego chciałeś, abym przyjechała? Ty naprawdę nie myślisz.
– Mówiłaś przecież, że nie ważne co by się działo, mogę na Ciebie liczyć. – stwierdził z wyraźną pewnością siebie, co dodatkowo podniosło mi ciśnienie.
– Racja, tak mówiłam, ale wszystko ma swoje granice. A Ty właśnie je przekraczasz. – poinformowałam czarnowłosego i wściekła wyszłam z posiadłości. Nikt za mną nie wyszedł. Widocznie zapamiętali, co zdarzyło się ostatnio, jak próbowali mnie zatrzymać.
Wsiadłam za kierownicę i kierowana impulsem skierowałam się do miasta. Chciałam odreagować, a najlepiej mi to zawsze wychodziło przy kieliszku i muzyce. Krążyłam po okolicy, zastanawiając się co zrobić. Jechać do baru i zapić wszelkie problemy czy ogarnąć sobie na dzisiaj nocleg? Pomóc braciom Salvatore czy zająć się swoimi sprawami? Czekać na cud czy sama go wywołać? I najważniejsze: być wreszcie prawdziwą sobą czy dalej udawać kogoś innego?
Miałam wiele pytań tego rodzaju, jednak na chwilę obecną mogłam wpłynąć jedynie na pierwsze z nich. Po jakiejś godzinie zaparkowałam w końcu niedaleko wejścia do tutejszej jadłodajni. Mystic Grill & Bar. Otworzyłam schowek i po kilku minutach grzebania w nim, trzymałam w dłoni okulary przeciwsłoneczne i bransoletkę z werbeną w zawieszce. Nigdy nie było wiadomo, na kogo się mogę natknąć, a wolę udawać stuprocentowego człowieka. Wyszłam powoli z auta i rozglądając się kilka razy wokół siebie, przekroczyłam próg lokalu. Kilka par oczu zwróciło się w moim kierunku, jednak po chwili wrócili do swoich zajęć. Ruszyłam wolnym, lecz pewnym siebie krokiem do baru, nie zwracając uwagi na mijanych ludzi i ich pulsującą zapewne od alkoholu krew w żyłach. Usiadłam na jednym z krzeseł schowanych bardziej w cieniu. Nie lubiłam być na widoku ani w samym centrum zainteresowania innych. Po paru minutach podszedł do mnie barman i z delikatnym uśmiechem zapytał co podać. W przeciągu następnej godziny zdążyłam wypić kilka butelek najróżniejszych trunków, co chłopak obsługujący wszystkich na sali niezbyt pochwalał, czym raczył się ze mną podzielić jakieś trzy razy.
– Mieszanie alkoholi w dużej ilości to beznadziejny pomysł, ślicznotko. – usłyszałam męski głos tuż obok mnie. Wydawał mi się odrobinę znajomy, jednak nie przejęłam się tym. W końcu znam miliony osób na całym świecie. Następne zdanie skierował już do barmana. – Ta piękność już dzisiaj nie pije.
– Po pierwsze, nie prosiłam Cię o zdanie, po drugie nie jesteś moim ojcem, aby móc za mnie decydować, a po trzecie i najważniejsze – z każdym następnym słowem mój głos stawał się coraz bardziej chłodny, a w moich oczach płonęło od wściekłości – nazwij mnie ślicznotką jeszcze raz, to pożałujesz. – to mówiąc, dopiłam drinka i wstałam, zostawiając na ladzie zapłatę ze sporym napiwkiem.
– Chyba mogę wyrazić swoje zdanie. – brnął dalej, nie odstępując mnie na krok. – Na ulicach o tej porze nie jest bezpiecznie, w szczególności dla tak pięknych i bezbronnych kobiet jak Ty. – Jego wzrok skanował mnie od dołu do góry. Szybkim krokiem wyszłam na rześkie powietrze i zaciągnęłam się nim. – Z chęcią odprowadzę Cię do domu i ...
– Powiedział Ci ktoś kiedyś, że jesteś nieznośny? – Nie wytrzymałam i odwróciłam się po raz pierwszy twarzą w stronę swojego nieproszonego towarzysza. Kiedy tylko spojrzałam na niego, zamarłam. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W życiu nie pomyślałabym, że spotkam w Mystic Falls jednego z pierwszych wampirów na świecie, jednego z Mikaelsonów.
***
Starszy Salvatore słynął z tego, że potrafi każdego wyprowadzić z równowagi. Nigdy tego nie żałował, czasem wręcz specjalnie to wykorzystywał na swoją korzyść. Niestety w tym jednym przypadku nie pomyślał o tym, żeby powstrzymać swój nietypowy charakter. Stał aktualnie w swojej łazience przed lustrem i zastanawiał się jak udobruchać swoją bliską przyjaciółkę.
– Damon spokojnie. Ona wróci, z resztą jak zawsze. – brązowowłosy chłopak próbował pocieszyć swojego brata. – Jednak proponuję Ci wymyślić plan awaryjny. W końcu Aline nie ma obowiązku nam pomagać, szczególnie po Twoim zachowaniu.
– Stefan, czy Ty aby na pewno wyłączyłeś uczucia? Bo gadasz od rzeczy, czyli tak jak zawsze. – odciął się błękitnooki. – Swoją drogą czy to nie ona nas za każdym razem wręcz potępiała, kiedy któreś z nas wyzbywało się uczuć?
W odpowiedzi Rozpruwacz jedynie przekręcił oczami i poszedł do swojego pokoju, w którym wyjął z kufra jeden ze starszych już dzienników i pogrążył się we wspomnieniach.
***
1918
Brązowowłosy mężczyzna siedział przy barze, popijając jedno z kiepskiej jakości piw. Obserwował uważnie cały lokal w poszukiwaniu przekąski na wieczór. W pewnym momencie obok niego usiadła blond włosa kobieta. Nie byłoby niej nic dziwnego, gdyby nie to, że pojawiła się w sposób niezauważalny dla młodego wampira. Przyglądał się jej przez chwilę, próbując wyłapać jak najwięcej szczegółów. Była ubrana w butelkowozieloną sukienkę, która przyciągała wzrok swoją długością lekko przed kolano oraz zbyt dużym dekoltem jak na tamte czasy. Włosy miała związane w wyszukany warkocz. Jednak największą uwagę przyciągał jej zapach. Nie pachniała jak reszta kobiet znajdujących się w lokalu. Stefan nie potrafił odgadnąć, co jest głównym czynnikiem jego zainteresowania dziewczyną.
– Jeszcze chwila, a zażądam zapłaty od pana. – odezwała się nagle nieznajoma, wprowadzając go w chwilowe osłupienie. – A proszę mi wierzyć, tania nie jestem, panie Salvatore.
– Przepraszam najmocniej. – zrehabilitował się szybko. – Takie damy jak pani nie są tutaj częstym widokiem. Wie pani, kim jestem, jednakże pani imię jest mi nieznane, gdyż na pewno bym takiej piękności nie zapomniał.
– A jednak Stefanie, zapomniałeś. – kobieta zaśmiała się i napiła dopiero co przyniesionego jej drinka. – Nie będę jednak nieuczciwa i przypomnę panu me imię. Aline Encantes. Poznaliśmy się przed laty w małej mieścinie o nazwie Mystic Falls. Towarzyszyłam wtedy mojej drogiej przyjaciółce i jej służce, Katherine Pierce i Emily Bennet. Je na pewno pamiętasz, nieprawdaż? – skończyła swoją wypowiedź, śmiejąc się dyskretnie z miny młodego Salvatore.
– Niestety nie przypominam sobie Twej osoby, panno Encantes, za co proszę o wybaczenie. Czy mogę wiedzieć, co tu panienka robi? Sama w Seattle? To nie jest zbyt bezpieczne.
– Panie Salvatore, proszę mi uwierzyć. W niebezpieczeństwie znajdują się osoby w moim otoczeniu, a ja, z logicznego punktu widzenia, się do nich nie zaliczam. – zaczęła kolejny monolog, powodując u swojego rozmówcy lekki niepokój. – A wracając do pytania o powodzie moich odwiedzin w tym miasteczku, to pan nim jest, Stefanie. A dokładniej Twoje człowieczeństwo. Zamierzam je przywrócić, za wszelką cenę.
#1141 słów. Kolejny rozdział jako wynagrodzenie długiej nieobecności. Oznajmiam, że na pewno dzisiaj nie będzie już kolejnych rozdziałów. Postaram się w ciągu tygodnia coś napisać i wstawić, ale niczego nie obiecuję. Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania. Pozdrawiam i dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Do następnego.
~Dreamsy
CZYTASZ
I am your weakness
FanficCo się stanie jeżeli w Mystic Falls pojawi się od dawna zapomniana osoba? Jak bardzo namiesza w życiu braci Salvatore i rodziny Pierwotnych wampirów? Jakie potwory skrywa w swych snach?