Rozdział czwarty (POPRAWIONY - 5.09.21)

55 8 6
                                    


Obudziła się zdrętwiała z zimna.

- Ojej! – Jęknęła. – Zimno! Aaaapsiiik! – kichnęła potężnie. – W nocy musiała temperatura sporo spaść. – mruknęła do siebie, rozcierając ramiona, by je choć trochę rozgrzać. Lecz, gdy popatrzyła przez okno, zobaczyła słońce. Szyby także były ciepłe. Zdziwiła się, ale tylko wzruszyła ramionami i aż westchnęła, gdy zaczęła się przygotowywać do lekcji ze swoim nauczycielem. Zeszła na dół jak na ścięcie.

- Powodzenia! – krzyknęła do niej wesoło mama. – Na pewno dziś będzie lepiej!

Jednak nie było.

Nauczyciel załamał ręce. – Panienko, musisz spróbować się skupić! Nie wiem, dlaczego dzisiaj masz taki straszny z tym problem!

Rzeczywiście, Daisy nie potrafiła myśleć w ogóle o nauce. Zawaliła nawet teorię, którą znała na pamięć. Miała wrażenie, że ma rozpalone czoło i chciało jej się spać. Chyba wczoraj się przerobiła. – No ale bez ćwiczeń nic nie zdziałam. – pomyślała gorzko.

Nauczyciel przyjrzał się dziecku, ale nic nie powiedział. Na jego twarzy malowała się nadzieja. – Podejdź tu. – rozkazał. Przyłożył dziewczynce dłoń do czoła. – Hmm...masz ciepłe czoło, może lepiej żeby przyszła do ciebie pielęgniarka? Powinnaś zmierzyć temperaturę.

Daisy kiwnęła głową. Nie miała siły na polemikę.

Po kilku minutach już miała w buzi termometr. Zaniepokojona lekarka stała koło niej, czekając na wyniki. Nauczyciel nadal miał na swojej twarzy ten cień nadziei.

- 37.4 – wyczytała kobieta. – Nie masz dużej gorączki, ale na twoim miejscu bym zrezygnowała z dzisiejszych zajęć i wróciła do łóżka. – odparła.

- Czyżby? – mruknął do siebie mężczyzna, idąc oznajmić tą wieść rodzicom dziewczynki. Nie mógł ich znaleźć, więc poprosił dziecko ze służby, by się tym zajęło. Wrócił do Daisy. – Nie mogłem ich poinformować. No cóż, będę musiał sam cię zwolnić, oraz podarować ci łóżko. Bo nie wejdziesz do swojego mieszkania bez kluczy. Na nieszczęście mają je twoi rodzice. Musisz mi jednak obiecać, że nigdzie nie wyjdziesz i nie dotkniesz niczego. Łóżko dla gości mam w pokoju, w którym składuję swoje alchemiki oraz magiczne księgi. Jednak nie wszystkie są nieszkodliwe. Mam parę kwasów, którymi mogłabyś się sparzyć. Nie mogę być przy tobie, gdyż muszę załatwić pewną rzecz. Ale wyślę do ciebie kogoś ze służby. Dziewczynkę w twoim wieku. Na pewno zechce zabawić cię rozmową. Nie powinnaś się nudzić.

- D-dobrze. Dziękuję. – wyjąkała Daisy. Była wdzięczna za to co robi dla niej nauczyciel. Wcisnął do jej dłoni klucze. – Otworzysz tym drzwi. Tylko pamiętaj by je potem zamknąć. Jak uśniesz, nikt inny nie powinien być w moim mieszkaniu. Mam pewne rzeczy, które są bardzo cenne.

- Rozumiem! – kiwnęła głową dziewczynka. – A gdzie ma pan mieszkanie?

Nauczyciel powiedział jej wskazówki i ruszył szybciej. Daisy przez moment zainteresowała się dokąd też idzie, ale chwilkę później zakręciło jej się w głowie i stwierdziła, że jednak lepiej położyć się do łóżka.

Gdy tylko przykryła się kołdrą, poczuła przyjemne, wszechogarniające ją ciepło. – Mmmm...- wymruczała. – W końcu się nie trzęsie. Ciekawe tylko skąd ta gorączka. Na szczęście nie jest duża, to niedługo powinna przejść.

Zamknęła oczy na parę sekund. Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Zdziwiona otworzyła. Na progu stała służąca, na oko w jej wieku. – Witam panienkę! – uśmiechnęła się nieśmiało. – Mogę wejść?

- J-jasne. – Daisy odsunęła się na tyle, by drugie dziecko mogło wejść. – Czy ja jej już kiedyś nie widziałam? – przelotnie pomyślała dziewczynka, obserwując nowo przybyłą.

- Przyniosłam termometr! – oznajmiła tamta. – Mam pilnować żeby nie podskoczyła ci temperatura.

Po chwili okazało się jednak że temperatura nieco wzrosła. – 37.7 – oznajmiła niewesoło służąca. – Nie spada.

- Dopiero co się położyłam. – wytłumaczyła Daisy. Weszła znowu pod pierzynę, bo zaczęła znowu się trząść.

- Dobrze. W takim razie poczekam z podaniem ci lekarstwa na gorączkę. – powiedziała spokojnie druga dziewczynka.

Minęło parę minut, kiedy służka przyniosła sobie krzesło i siadła naprzeciwko pacjentki.

- Ale ty jesteś spokojna. – nie mogła wyjść z podziwu Daisy. – Aż nie można uwierzyć, że jesteś w moim wieku.

- Jestem chyba troszkę młodsza niż ty – powiedziała cicho dziewczynka.

- Serio?- Mała czarodziejka aż usiadła na łóżku.

- Tak, tak. Ale spokojnie! Masz odpoczywać! – wystraszyła się służka, wstając.

- Nie boisz się, że się zarazisz? – spytała się Daisy, kładąc się z powrotem.

- Nieeee...- zaśmiała się jej rozmówczyni.

- No to robimy teraz?

- Możemy porozmawiać.

- Dobrze.

Przez kilka godzin rozmawiały spokojnie o trywialnych rzeczach.

- Czy mogłabym na chwilkę się przejść? – spytała nagle Daisy. – Bo już mi troszkę lepiej.

- Jasne. Ale idę z tobą. Na wszelki wypadek, jakbyś zasłabła.

Starsza z dzieci zamknęła drzwi i poszły na spacer. Miło było przez moment porozmawiać o czymś głupiutkim z kimś w podobnym wieku. Nie musiała bać się oceniania, gdyż jako osoba ze służby, jej rozmówczyni nie miała prawa oceniać córki magów. Przynajmniej tyle. Przyjrzała się towarzyszce. Miała tak jak ona brązowe włosy, lecz były one sporo krótsze niż jej. Ciekawe czemu ścięła je na chłopaka? Może tak lubi? Albo jest tak wygodniej dla służby? – dziewczynka ucieszyła się, że może w końcu myśleć o swojej wciąż nieujawnionej magii.

Nagle coś poczuła. Miała wrażenie, że obmywa ją ciepły wiatr. Zaciekawiona, przystanęła aż i zamknęła oczy. Odczucie było bardzo przyjemne, ale niedługo potem się skończyło. Rozejrzała się zdziwiona za źródłem przeciągu, lecz takowego nie znalazła.

- Coś się stało? – zdziwiła się jej towarzyszka.

- Nie czułaś tego? – zapytała Daisy. – Taki ciepły wiatr. Przed chwilą.

- Nic nie czułam. – wzruszyła ramionami. – Może któraś z nas go zrobiła swoimi ruchami? – spróbowała wyjaśnić zaistniałą sytuację.

- Może. – przytaknęła dziewczynka.

- Wracajmy już do pokoju, co? – poradziła jej służka.

Klątwa magiiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz