dalej rozdział XXVI

64 7 0
                                    

Dwór Malfoy'a,
Francja

Draco przemaszerował pomiędzy Blaise'em i Antoine'em, którzy dalej kontynuowali swoje zajęcia z wielkim, jak również wielce niepokojącym uśmiechem i gigantycznym, starym tomiszczem pod pachą. Po czym znowu zniknął w swojej pracowni.

— Jak myślisz, co zrobił? – Zapytał Blaise zamykając księgę, którą czytał.

— Nie wiem, ale zaraz się dowiem i przysięgam, że jeżeli naruszył któryś punkt z porozumienia Unii Magicznej to go własnoręcznie uduszę! – Odparł Antoine i poderwał się z miejsca idąc za swoim przyjacielem.

— Tak po mugolsku? – Zabini aż miał ciarki na samą myśl. (Ugh. Zginąć po mugolsku! Co za hańba!) Zdecydowanie musi to zobaczyć! Dlatego ruszył za Francuskim Ministrem Magii.

— Dokładnie tak i jeszcze połamię mu różdżkę! – Dorzucił Antoine, a Blaise skrzywił się na wspomnienie Draco z okresu zaraz po wojnie. Jak on histeryzował, gdy nie mógł sobie znaleźć różdżki... Uszy więdły zanim w ogóle się na niego spojrzało. Nie chciałby powtórki z rozrywki.

Doszli do lochów dworu zabezpieczonych wielkimi, metalowymi wrotami, których nie otworzy nic, ani alohomora, ani bombarda, ani żadne inne zaklęcie.

— DRACO! WYŁAŹ!!! – Ryknął Prince, tak, że i by martwego obudził. Potter w swoim mieszkaniu na pewno go słyszał.

— Co się drzesz? Przecież nawet mnie tam nie ma. – Zaraz za inkwizycją stała blada postać nonszalancko oparta o ścianę z wielkimi tomiszczami w rękach.

— Gdzie byłeś, kogo zabiłeś i czy będą podejrzewać Francję? – Po ułamku sekundy postanowił jeszcze dodać:– Nie mów mi, że zrobiłeś coś Potterowi!!!

— Słodziutki Merlinie, ale ty panikujesz. Nie widziałem dzisiaj Pottera. Poszedłem tylko do Manor poszukać źródeł do moich badań. Znalazłem je i wróciłem.

— Taki szczęśliwy? – Odparł powątpiewająco Minister.

— To nagle nie mogę mieć dobrego humoru?

— Nie, gdy wracasz z Anglii. Powtórzę. Co zrobiłeś, kogo zabiłeś i czy zostawiłeś ślady?!

— Naprawdę nie wiem o czym mówisz.

— Draco, do jasnej cholery!

— Do twarzy Ci z tą pulsującą żyłką. – Odparł blondyn chichocząc, ale widząc bardzo gniewne i zmęczone spojrzenie przyjaciela, postanowił się nad nim zlitować. – Nic nie zrobiłem, słowo daję. Jutro ma wpaść Pansy, to przyniesie Proroka i sam zobaczysz. A jestem zadowolony, bo znalazłem rękopis Fidelius'a. – Wskazał na okładkę Wielkiej księgi na samej górze stosu na jego rękach. – A teraz wybaczcie, ale wracam do pracy. – Odparł i przeszedł przez zamknięte drzwi niczym duch.

— On nic nie zrobił, inaczej nie pozwoliłby mi czytać jutrzejszego proroka. On nic nie zrobił. Przecież Draco wcale nie jest taki głupi, nic nie zrobił. – Mruczał w drodze powrotnej Antoine, próbując przekonać sam siebie do własnych słów. Już prawie był kompletnie spokojny, gdy z powrotem zabierał się za swoją papierkową robotę. Ale wtedy odezwał się Blaise z nad swojej księgi.

— No chyba że przekupił Pansy, albo Proroka. Wiesz... w czasach szkolnych mieliśmy bardzo dobre relacje ze Skeeter. – No i cały świeżo odzyskany spokój ducha poszedł w pizdu!

*  * *** *  *

Stwierdziłam, że to powinno jednak iść z poprzednim rozdziałem, bo w następnym to będzie takie nie-wiadomo-co, więc zgodnie z tym co nakazuje logika wstawiam oddzielnie.  

(Oh) Dear...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz