Rozdział I

2.7K 184 111
                                    


Siedział przy barze, leniwym spojrzeniem omiatając otoczenie. Przepych tego miejsca nie robił na nastolatku żadnego wrażenia. Popijał nieśpiesznie kolorowy drink, jeden z wielu alkoholi, które nieletni miał dotychczas w ustach. Nie zwracał uwagi na ludzi, którzy posyłali mu ukradkowe spojrzenia, a następnie wymieniali między sobą konspiracyjne szepty. Westchnął niezadowolony po zerknięciu na drogi zegarek zdobiący jego szczupły nadgarstek. Wybiła północ. Jeśli przez kolejne trzy godziny nikt nie zaprosi go do gry, opuści to miejsce.

- Chyba pora się zbierać, nie uważasz? Już po wieczorynce. - powiedział zaczepnie barman. Chłopak w odpowiedzi teatralnie przewrócił oczami, a raczej tym jednym, które nie kryło się pod przepaską.

- Nie jestem dzieckiem. - warknął, odstawiając na blat ozdobny, prawie pusty kieliszek.

- Zły dzień? - mężczyzna oparł się o blat i postukał pomalowanymi na czerwono paznokciami w oprawki okularów o tej samej barwie.

- Nikt nie chce grać. - oznajmił z zawodem, prawie rozżaleniem na miarę malca, który nie dostał przysłowiowego cukierka.

- Nikt nie jest frajerem, złotko. Kto by się pokusił na celową stratę pieniędzy w potyczce z aktualnym mistrzem hazardu? - wyćwiczonym, zalotnym gestem zaczesał za ucho czerwony pukiel włosów.

- Raczej nikt. - westchnął ciężko, niczym człowiek bardzo zmęczony swoją egzystencją. - Chyba będę się zbierał.

Nastolatek był tak pochłonięty rozmową, że nie zauważył mężczyzny przekraczającego próg kasyna. Miał około metr osiemdziesiąt wzrostu i szczupłą sylwetkę, więc dobrze na nim wyglądała biała koszula i czarne spodnie zaprasowane w kant. Jego skóra miała mleczny, niewiele ciemniejszy od koszuli odcień, który kontrastował z włosami czarnymi jak panująca na dworze noc.

Mężczyzna co rusz zawieszał wzrok na czymś ciekawszym, tak jakby w podobnym miejscu był po raz pierwszy. Możliwe, że tak właśnie było. Żaden z tutejszych nie widział go ani w tym lokalu, ani w innym, a odwiedzali naprawdę wiele przybytków tego typu. Codziennie zjawiali się tutaj, jak i w innych prestiżowych kasynach, aby grać. Najznakomitsi i najbardziej dziani hazardziści mieli pewność, że w miejscu takim jak to znajdą graczy na swoim poziomie. Wśród nich był niejaki Ciel Phantomhive. Chłopakowi udało się w niecałe pół roku zdobyć miano Boga hazardu, choć znacznie częściej nazywany był diabłem. Jak się okazało, nowy przybysz przysiadł się właśnie do tej żywej legendy, która zadziwiła hazardowy świat.

- Cześć. - mężczyzna posłał ''diabłu'' firmowy uśmiech. Barman tymczasem zmył się, wiedząc, że to moment, w którym powinien zostawić klientów samych.

- No witam. - chłopak zmierzył go sceptycznym spojrzeniem.

- Ciel Phantomhive... - brunet oparł głowę na dłoni, przyglądając mu się równie bacznie. - Jak dobrze nareszcie zobaczyć dziecko, które wywróciło hazardowy świat do góry nogami.

- Nie jestem dzieckiem. - upomniał po raz drugi tego wieczoru, czując się nieprzyjemnie dotknięty określeniem, którym go nazwano. Może brakowało mu jeszcze trochę do tej magicznej osiemnastki, ale był silniejszy od małego, bezbronnego dziecka.

- Ciekaw jestem, jakim cudem niepozorny dzieciak tak szybko wspiął się na szczyt. - znów użył tego słowa, najpewniej ku zdenerwowaniu rozmówcy. Trochę mu się to udało. - Jako fanatyk pokera postanowiłem, że pofatyguję się z Nowego Jorku i sam sprawdzę, w czym tkwi sekret twojej popularności.

- Czyli chcesz grać, tak? - ożywił się, patrząc na mężczyznę oczami pełnymi podekscytowanych iskierek. Wizja gry napawała go taką błogością, że mógł wybaczyć wcześniejsze uszczypliwości.

- Tak. - uśmiech nieznajomego się poszerzył. Ludzie, którzy ukradkiem przysłuchiwali się rozmowie, zaczęli szeptać.

Czy ten niedoświadczony w zagrywkach hazardowych człowiek właśnie wyzwał na pojedynek diabła? Było to jedno z padających w tłumie pytań. Idiota czy szaleniec? Debatowali, patrząc, jak będąca na językach dwójka przenosi się spod baru do stołu wykonanego z najwyższą starannością, jak każdy sprzęt w tym miejscu. Wokół zebrał się wianuszek osób, które nie wiedziały jeszcze, że obserwują starcie, o jakim głośno będzie w hazardowym świecie przez kilka kolejnych tygodni. Ciel też tego nie wiedział, na razie uśmiechając się do mężczyzny psotnie, z nutą kpiny.

- Najpierw zaczynamy od stawki. - rzekł z wyższością, nie przejmując się tym, że jego przeciwnik jest prawdopodobnie starszy. To było jego podwórko.

- Słucham więc. Czego chcesz w zamian za wygraną? - mężczyzna był zrelaksowany. Oparł się o wezgłowie krzesła i zaczepił stojącego nieopodal barmana. - Przyniesiesz mi drinka, proszę?

Również jemu posłał ten wyćwiczony uśmiech. Choć pewnie nawet bez niego człowiek odpowiedzialny za alkohol pobiegłby spełnić tę drobną prośbę. Klient nasz pan, czy jakoś tak. O ile ma czym zapłacić.

Chłopak, słysząc prośbę rywala, uśmiechnął się. Raczenie się alkoholem w trakcie gro to był strzał w kolano. Alkohol otumania i dekoncentruje, co przeciwnik, w tym przypadku Ciel, mógł łatwo wykorzystać. Tym chętniej myślał o grze, choć domyślał się, że ta nie będzie stanowiła żadnego wyzwania. Co nie oznacza rzecz jasna, że rozniesienie kolejnego gracza nie będzie miłe.

- Pięćset tysięcy, równe pół miliona. - odrzekł, uważnie lustrując postawę bruneta, na którego ta dość niebotyczna dla zwykłego człowieka kwota nie zrobiła wrażenia. Uśmiechnął się i z podzięką przyjął trunek przyniesiony mu w tym samym momencie przez barmana.

- Dziękuję. - nie czekając, uraczył się odrobiną alkoholu. I dobrze, myślał młody Phantomhive. Wiedział, że im wcześniej ten się upije, tym łatwiejsza będzie rozgrywka. - Akceptuję twój warunek. Jeśli wygrasz, pięćset tysięcy będzie twoje. Jeśli ja wygram, nie zechcę od ciebie ani grosza.

- Nie? - zaciekawił się pierwszy raz, od kiedy usiedli przy stole. Gra o coś innego niż pieniądze to mogło być rozwijające doświadczenie.

- Nie. - potwierdził, psotnie się uśmiechając. Wyglądał, jakby teraz to on sprawował tu władzę i nastolatkowi się to ani trochę nie spodobało. - Jeśli wygram, porzucisz całe swoje życie i na calutki miesiąc ze mną zamieszkasz, oddając się w moje ręce.

Wszystkie osoby w sali zamilkły, łącznie z człowiekiem, którego dotyczyła ta propozycja. Nigdy nie grał o nic podobnego. Nie spodziewał się nawet, że ktokolwiek wpadnie na pomysł rozgrywki z taką stawką. Mimo to po niespełna minucie podjął decyzję.

- Zgadzam się. - powiedział z pełnym zdecydowaniem.

Szybko doszedł do wniosku, że nie ma sensu odmówić, skoro i tak wygra. Bez problemu zgarnie pół bańki i nie będzie się musiał przejmować tym, jak abstrakcyjne żądanie wytoczył jego przeciwnik.

- Doskonale. - bordowe oczy wydawały się błysnąć w jasnym świetle jarzeniówki. - Zacznijmy więc grę.

***

Rozgrywka toczyła się od dobrych dwóch godzin. Mimo tak długiego wysiłku umysłowego brunet był zrelaksowany. Śmiał się, żartował z osobami z otoczenia, popijał serwowany mu przez barmana alkohol. Sprawiał bardziej wrażenie człowiek na spotkaniu towarzyskim niż tego grającego o duże pieniądze. Ciel wiedział, że to nie blef, po prostu nie dało się grać tak dobrze, bo sam starał się to robić. Wysilał wszystkie szare komórki i starał się nie panikować, udając gracza, który miał wszystko pod kontrolą. Co jakiś czas zerkał na rywala, mając nadzieję, że zobaczy na jego twarzy choćby cień zdenerwowania, niepewności, paniki. Niestety twarz tajemniczego jegomościa była bladą, nienaganną maską.

Phantomhive przejrzał swoje karty i zrobił minę człowieka na wygranej pozycji, co było całkowicie sprzeczne z rzeczywistością. Szybko uśmiech przemienił się w wyraz lęku, kiedy znów obejrzał, co ma w ręce. Nie trwało to więcej niż sekundę, jednak nie umknęło uwadze bruneta. W tej właśnie chwili ich spojrzenia się spotkały i obaj podświadomie wiedzieli, jaki będzie wynik.

Przyszedł czas wyłożenia kart. Wszyscy czekali na tę chwilę z zapartym tchem i kiedy nie było już nic do ukrycia, stało się coś nieprawdopodobnego, o czym większość nawet nie myślała. Ciel Phantomhive, mistrz hazardu, żywa legenda, przegrał z tym nieznanym, niepozornym mężczyzną. Chłopak nie mógł w to uwierzyć. Patrzył się pustym wzrokiem w karty i starał się przyjąć to, co stało się zaledwie kilka sekund temu. Mężczyzna tymczasem podał barmanowi pusty już kieliszek i wstał, przeciągając się niczym ktoś, kto podniósł się z łóżka po długiej drzemce.

- Wybacz, że tyle cię dręczyłem. Zazwyczaj szybciej wygrywam. - oparł się o blat niedaleko krzesła swojego nowego zakładnika - Chyba wiesz co teraz, prawda?

Kiwnął w odpowiedzi głową i podniósł się z miejsca, nieobecnym spojrzeniem mierząc ludzi, którzy patrzyli na niego jak na wybryk natury. Jakby to on był tu teraz obcym. Potem zerknął pogrążonego w satysfakcji mężczyznę, o którym z pewnością ludzie z branży będą obecnie rozmawiać. Chłopak wiedział, że prawdziwa gra dopiero się rozpocznie.


Witam moje jelonki. Moja miłość do sebaciela jest tak ogromna, że startuję z następnym takim dziełem. Chętnie przyjmę każdą konstruktywną krytykę i mam nadzieję, że opowieść przyjmie się dobrze. Do następnego, czekam na wasze komentarze!

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz