rozdział 1

6 0 0
                                    

  Zbliża się południe, gdy siedzę w swoim biurze znajdującym się na piątym piętrze jednego z największych biurowóców w całym Londynie, który w połowie należy do mojej rodziny. Po śmierci ojca większość obowiązków, a także największy udział w firmie przejął jego wspólnik Edgar, a zarazem przyjaciel rodziny jednak mi nadal przysługiwała część udziału w firmie. To sprawiło, że moje życie wygląda tak, a nie inaczej.

  Każdego dnia czeka na mnie sterta papierów do wypełnienia, bankiety czy konferencje przepełnione ludźmi, którymi wręcz gardze. Sztuczne uśmiechy, opowieści o prestiżowych szkołach, do których chodzą ich dzieci, które wkrótce staną się takimi samymi snobami i egoistami jak ich rodzice. Do tego wszystkie idealne małżeństwa, kiedy tak naprawdę każdy z nich zdradza partnera z swoim bogatym szefem lub pełną seksapilu koleżanką zza biurka. Każdy z tych wniosków wyciągam z moich subtelnych spojrzeń, cichych przemyśleń, kiedy korzystam z okazji, aby przebrnąć przez ten czas zdala od fałszywych spojrzeń z lampką czerwonego wina w ręku, której nigdy nie odmówię.

  Parę lat wstecz planowałem, że przyszłość, która znajdywała się w moich rekąch będzie miała całkowicie inny obrót, a pewnego dnia otworzę swój własny biznes, który miał być kawiarnią wyrwaną wprost z mojej dziecięcej wyobraźni. Najwyraźniej tam miały pozostać. Po wyjściu na światło dzienne testamentu mojego ojca i dopisku mówiącego o tym, że nikt nie poradzi sobie lepiej z projektem, na który poświęcił najpiękniejsze lata swojego życia niż jego jedyny syn przesądziły nad całą sytuacją, a ja straciłem kontrolę nad swoimi decyzjami. Czułem, że mam dług do spłacenia, a ja nie lubię być czyimś dłużnikiem.

  Obserwuję ruch uliczny, który jest niezmiernie nadgorliwy o tej porze dnia. Ludzie z tego poziomu, na którym się znajduję wyglądają niczym jednkolorowa plama, nawet nie zawracają sobie głowy tym, że ktoś może na nich ukradkiem zerkać, gdyż są wręcz zatraceni w swojej codzienności, nieustającej gonitwie za czymś co jest kompletnie nieistotne. Z moich rozważań wyrywa mnie znajomy mi dźwięk telefonu służbowego, który był idealnym rozwiązaniem, aby zaprzestać nieustannych wędrówek pracowników do mojego biura, których celem były zwykłe pogaduszki, dążenie do nawiązania ze mną kontaktu poza firmą czego nie akceptuje. Może oprócz jednego wyjątku.

  - Styles, przedstawiciel firmy w Dublinie już się pojawił. Czeka w sali konferencyjnej na pierwszym piętrze.

  Laken Crawford jest właśnie tym wyjątkiem. Nigdy nie byłem osobą, która otacza się zbyt wieloma przyjaciółmi, gdyż ludziom nie można zaufać ze względu na szczere intencje, lecz tej dziewczynie mogę powierzyć każdy mój sekret, problem, a ona znajdzie czas, aby je skrytykować, pochwalić lub oba naraz. Poznaliśmy się przez przypadek, kiedy winda jednego z hoteli zatrzymała się o północy, a brązowooka, wysoka brunetka o śniadej cerze i łagodnych rysach twarzy utknęła z całkowicie wstawionym Harry'm Stylesem atakując ją wszystkim co dręczyło go od bardzo dawna zaczynając od tego, że w restauracji podali mu zimny obiad do tego jak bardzo czuje się uwięziony w jego własnej codzienności. Nadal nie rozumiem dlaczego po naprawieniu tej pieprzonej windy tak po prostu nie uciekła. Może jednak nieszczęścia muszą chodzić parami.

  - Czy w Irlandii nie mają zegarków?

  - Nie wiem ale możesz się przekonać, urlop dobrze by ci zrobił. - oczywista odpowiedź. Od miesiąca namawia mnie żebym wziął urlop, a ja ciągle odkładam tą myśl na inny termin. Jestem już tak przyzwyczajony do rytuny, że nie mam pojęcia co miałbym robić przez ten czas nie mając niczego czym mógłbym się zająć.

  - Wezmę go wkrótce obiecuję, ale teraz musisz mi wybaczyć. - staram się, żeby to zabrzmiało przekonująco. - Jeśli negocjacje wypadną dobrze to szykuje się nowe zlecenie, a przy tym może nawet kontrakt.

  Laken tylko przewraca oczami, a ja opuszczam swój gabinet i kieruje się w stronę nowego wyzwania. Ze względu na niekorzystny artykuł na temat naszej firmy, który pojawił się na głównej stronie jednego z tygodników, wiele firm zerwało podpisane umowy z Villads Corporation. Wszędzie wręcz huczało od fałszywych wiadomości dotyczących rzekomego wykorzystywania przez nas pracowników pracujących w pracy fizycznej dotyczących przekraczania dziennej dozwolonej ilości godzin pracy i niewystarczających kwot ubezpieczenia.

  Właśnie z tego powodu nasze ostatnie wyniki na rynku są znacznie niższe niż zazwyczaj, a jedna z wpływowych irlandzkich firm może zmienić wszystko ze względu na swoją znaczącą pozycje na arenie międzynarodowej, a wszystko leży w moich rękach.

  Ku mojemu zdziwieniu moim oczom ukazuje się dobrze zbudowany mężczyzna w wieku zbliżonym do mojego. Kruczoczarne włosy, oczy w odcieniu głębokiego błękitu przypominającego letnie niebo są przysłonięte przez okulary, które tylko dodają mu powagi. Idealnie dopasowany garnitur, krawat idealnie do niego dopasowany i mokasyny wyglądające na świeżo wypolerowane. Przyznaje się sam sobie do tego, że jest atrakcyjny i gdybym minął go na ulicy zwróciłbym na niego uwagę, lecz to nie ma znaczenia. Spodziewałem się raczej kogoś starszego z wieloletnim doświadczeniem i większą rozwagą jednak może los się do mnie uśmiechnął i łatwiej będzie dobić mi targu.

  - Panie Styles. - jego twarz nie wyraża żadnych emocji, a dłoń kieruje w moim kierunku, aby dopełnić powitalnego uścisku. - Było mi dane słyszeć o Panu wiele rzeczy, gorszych i lepszych, ale ja nie wierzę plotkom. Gdybym to robił to przecież nie byłoby mnie tutaj.

  Oczywiście jak mogłoby być inaczej. Nadęte ego i wysoki poziom ironii idą z sobą w parze w tej branży.

  - Cieszę się, że dane nam jest porozmawiać Panie Delaney. - ignoruje poprzednią zaczepkę ze względu na to, że wszystko musi postępować według planu. - Wiadomo w jakiej sprawie się spotkaliśmy, a więc proponuje przejść do sedna.

  Fałszywy uśmiech pojawia się na jego twarzy i przysięgam, że mam ochotę mu przyłożyć.

  - Przejrzałem dokładnie wszystkie dokumenty wysłane przez Pana na pocztę i zwołaliśmy spotkanie dotyczące tej sprawy. - jego słowa sprawiają, że czuję się jakbym stał na niepewnym gruncie, który za chwilę ma się rozsypać na setki malych kawałków. - Jesteśmy pod wrażeniem kompetencji jakie posiadacie i jesteśmy w stanie zaryzykować mimo ostatnich wydarzeń.

  Przysięgam, że moje wewnętrzne ja czuję się jak małe dziecko, które dopiero co dostało stos urodzinowych prezentów. Wiem, że muszę się opanować, dlatego zdobywam się na kiwnięcie głową.

  - Nie ukrywam, że bardzo cieszy mnie ta wiadomość i gwarantuję, że to dobra inwestycja na przyszłość dla obu stron. - kieruje się do barku i nalewam do kryształowych szklanek odrobinę bimbru, a później podaję Delaneyowi. - Za nowy rozdział!

  Naczynia wędrują w górę i delikatnie się zderzają, a przez moje gardło spływa napój o tak gorzkim i palącym smaku jak moment podpisania dokumentów, który następuje lada moment.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 04, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

House of Memories | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz