Upadłem na kolana. Właśnie zabiłem człowieka. Jęknąłem i położyłem twarz na ziemi, zanosząc się płaczem. Nie, nie byłem potworem, którego nie obchodziła śmierć innych. Miałem swoje sumienie, a zabójstwo przysporzyło mi wiele wyrzutów. Ciężko było mi określić, czy moja twarz była mokra od łez, czy od porannej rosy. Spędziłem na polanie całą noc nie mrużąc przy tym oka. Wstałem dopiero w momencie, kiedy usłyszałem szelest. Przyznam się szczerze - i tak mnie nie obchodziło, czy zostanę teraz rozszarpany przez dzikie zwierzę, czy zaniesiony do wioski przez tubylca. Okazało się, że jest to czarnoskóry chłopak, który mam wrażenie, prześladował mnie. Jednak, o zgrozo, był ubrudzony krwią, a ciało miał poranione.
-Kto ci to zrobił? - spytałem przerażony. Chłopak niewiele zrozumiał, w końcu nie był Polakiem. Zrozumiałem jednak, gdy jego wzrok trafił na martwego Tukifa. Przez jego twarz przeszła fala emocji - przerażenie, ulga i zdziwienie. Z powrotem spojrzał na mnie i dał coś w rodzaju znaku, bym udał się za nim. Zgodziłem się, jednak przypomniałem sobie o strzałach, które dalej tkwiły w ciele Tukifa, drzewie i martwym ptaku. Wiedziałem, co mam zrobić. Wyciągnąłem rękę, a pociski zamieniły się w zielony dym, który po chwili otoczył moje ciało i "wpłynął" w dłoń wraz z łukiem i kołczanem. Zrobiłem pierwsze kroki w kierunku murzyna. Chłopak właśnie skręcił za jednym z drzew. Udałem się w to samo miejsce i zobaczyłem wydeptaną ścieżkę prowadzącą prosto do osady.
***
-Nie żyje? - spytał przerażony wódz.
-Nie. Przepraszam... - wydusiłem z siebie. Neema usiadł na krześle opierając twarz w dłoniach.
-Określ dokładnie gdzie to było. Wyślę ludzi po ciało i zrobimy uroczystość pożegnalną. - oznajmił. Chwilę później, ubrani w niebieskie szaty, słudzy wodza przynieśli ciało w worku. Czułem się niezręcznie. W końcu byłem mordercą tego niewinnego człowieka.
-Kute sii Tukif. Berum saaf drum - powiedział do mężczyzn, a po chwili kontynuował rozmowę ze mną. - Pozostała jedna możliwość. Nie mogę cię wypuścić samego, potrzebujesz tłumacza. Nikt jednak nie będzie w stanie nauczyć się języka polskiego w wystarczająco szybkim czasie. Musimy udać się do szamana.
-Słucham?
-Po prostu idź za mną. - Posłuchałem polecenia i razem z Neemą znalazłem się po chwili przed drzwiami małego domku. Nie wyróżniał się znacząco, właściwie to wcale. Weszliśmy bez pukania. Było to przerażające miejsce. Na ścianach wisiały obcięte głowy bez oczu, jednego ucha lub zszytymi ustami. Brak było tutaj pokojów. Cały domek był jednym wielkim pomieszczeniem, chociaż jak się później okazało, w rogu znajdowały się schody w dół. Było tutaj pełno stołów, które oświetlone pojedynczym promieniem przez niedomknięte drzwi, przyprawiły mnie o dreszcze. Na drewnianych meblach... leżały... o b c i ę t e i k r w a w i ą c e g ł o w y z w i e r z ą t!!!
-O mój Boże! - wykrzyknąłem. - Czy właściciel tego domu jest, do cholery, normalny?!
-Nie - odpowiedział spokojnie Neema.
-Nosz kurwa widać!
-Masz bogaty zasób słownictwa.
-Dziękuję - odpowiedziałem poirytowany.
-Schodzimy na dół. Tam będzie jeszcze gorzej. - Wódz był dziwnie rozbawiony, a ja tymczasem zakryłem twarz rękami i po omacku zszedłem na dół. Ciekawość jednak dała górę i odkryłem oczy. Dolne, całkiem spore pomieszczenie, oświetlał żyrandol ze świec. Było tutaj bardzo wilgotno, a w powietrzu unosił się zapach krwi. Ściany były wykonane z kamiennych cegieł. Ściana naprzeciwko zejścia była obstawiona biurkami z różnym sprzętem, którego przeznaczenia wolałem nie znać. Ściany po lewej i prawej stronie zajmowały szafy. Prawdopodobnie wiele przeszły, ponieważ nie miały drzwi. Na półkach wewnątrz mebli leżały obcięte ręce i nie tylko... W ścianie z tyłu znajdowała się wnęka, do której nie docierało światło.
-Wyjdź, Demu! - krzyknął Neema, a ja przerażony drgnąłem. Chwilę później myślałem, że zejdę z tego świata.
-Mówiłem ciii... jessstem Demusss Burkusssausss Teesiii, król ssswiata mutantów! - usłyszałem głos w rogu pomieszczenia. Był wysoki, wydłużał każdą literę "s". Mówił po polsku...
-A więc wyjdź! - krzyknął ponownie mężczyzna. Z kąta, gdzie wcześniej usłyszałem głos, wyłoniła się ręka, a potem reszta ciała.
Przekląłem głośno. Postać, bo trudno było ją nazwać człowiekiem, miała trzy nogi, włosy za pas, brak powiek i wiecznie uśmiechnięte usta, jak się później okazało, ze względu na nitki prowadzące od kącików ust po dziurki w nosie. Zakryłem oczy, miałem nadzieję na zawsze.
-O co chodzi? - spytało.
-Ten pan potrzebuje tłumacza. Problem w tym, że nikt poza tobą i mną nie mówi w jego języku.
-Oh... kogo chcesss?
-Wrusa - odpowiedział wódz.
-Oh... już sssię robi! Dzieci! Sssukajcie! - krzyknął. Za moimi plecami usłyszałem odgłos pełzania. Coś wychodziło właśnie z wnęki. Wiedziałem jednak, że to na pewno nie były zwykłe zwierzęta. Miały pewnie kilkadziesiąt nóg, rąk lub oczu.
Na zmianę wydobywały z siebie odgłosy mlaskania i syczenia. Tak na pewno nie robi zwykłe zwierzę. Powstrzymałem się jednak i nie odsłoniłem oczu.
-Teraz, dziecko, odetnę ci kawałek ucha.
-Słu... słucham?! - Nie... on na pewno nie mówi do mnie.
-Odetnę ci kawałek ucha!!! Haha!!! - usłyszałem jego przerażający śmiech i poczułem przerażający ból z lewego boku głowy i osunąłem się na ziemię.
***
-Moja głowa... - jęknąłem. Co ten potwór zrobił?! Przyłożyłem rękę do lewej części głowy. Ucho było na swoim miejscu, ale nie całe. - O nie... - łzy napłynęły mi do oczu. Co prawda był to malutki kawałek, który i tak nie zrobiłby większej różnicy, ale tak czy siak czułem się jak kaleka. Odwróciłem się na prawy bok i zobaczyłem szafę z obciętymi kończynami. Byłem pod ziemią. Neema siedział na krześle przy schodach, a mutant gdzieś zniknął. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi, więc się nie odzywałem, tylko patrzyłem na schody. Czułem, że coś się zaraz stanie. Ha! Miałem rację! Po nie więcej niż piętnastu minutach po stopniach spełzły węże. Miały wokół całego ciała oczy. Po chwili myślałem, że mam halucynacje. Końce ich ogonów były owinięte wokół ciała TEGO chłopaka.
-Dobre dzieci... - szepnął stwór, który właśnie wyłonił się znikąd. Wziął nieprzytomnego chłopca w ręce, a mutanty wróciły do wnęki. Przywiązał dłonie murzyna do lin zwisających z sufitu tak, że głowa czarnoskóremu opadała w dół. Właśnie wtedy stała się rzecz okropna - stwór wyjął nóż i odciął mu kawałek języka.
-Nie! - krzyknąłem. Odwróciłem się i starałem się wymazać ten widok z pamięci. Czułem, jak mutant dotyka swoją dłonią moją głowę i mówi "Nie bój się dziecko".
Obudziłem się prawdopodobnie dopiero po kilku godzinach. Obok mnie siedział Neema i trzymał gliniany kubek z czerwonym płynem.
-Wypij - powiedział. Wiedziałem, że składniki tej mikstury to kawałek mojego ucha i języka chłopaka, ale zaufałem Neemie. Jemu mogłem ufać. Wypiłem zawartość jednym tchem starając się nie wczuwać w smak, jednak nie dało się go ominąć. Płyn był przerażająco gorzki. Połknąłem szybko napój, by go nie wypluć.
-Okropne... - westchnąłem.
-Prawda? - usłyszałem znajomy, jednak sepleniący głos. Uniosłem głowę. Obok mnie stał młody murzyn. - Wrus jestem.
poomoc.pl - strona, na którą wchodzicie codziennie!
CZYTASZ
Piorun (1&2)
FantasyCzęść I Świat fantasy w przyszłości? Czemu nie? Bardzo łatwo zniszczyć środowisko, trudniej naprawić. W ciągu wielu lat lodowce topniały, ale wiemy, jakie jest nasze podejście do ekologii. Co da garstka ludzi starających się uratować środowisko...