Nie widział Lisy od chwili, gdy zerwała się na równe nogi i wybiegła z zaplecza klubu. Nie wróciła na koncert, a następnego dnia z samego rana wsiadła w samolot do Warszawy. A przynajmniej miał taką nadzieję. Krzysztof wspierał go przez ostatni tydzień jak tylko mógł, za co Kuba był mu cholernie wdzięczny. Dnie spędzali w studio z Yellow Claw, wieczorami jeździli na wycieczki rowerowe lub chodzili na siłownię. Praktycznie nie miał kontaktu z Lisą. Widział tylko zapełniający się kalendarz, rzadziej na jego skrzynkę odbiorczą wpadała jakaś wiadomość e-mail. Nie zwalniała tempa i w dalszym ciągu pracowała na jego sukces. Sam nie wiedział czy brać to za dobrą monetę czy po prostu chciała jak najszybciej zrobić swoje i puścić go w niepamięć. O ile było to możliwe. Spędzili ze sobą niemal dwa lata. Z jednej strony niewiele, z drugiej wydawało mu się jakby to było kilka lat. Pamiętał, jak Lisa mówiła kiedyś, że nie potrafi sobie przypomnieć jak jej życie wyglądało bez niego. Sam również jak przez mgłę widział czas, kiedy był singlem. Później po prostu była. I pragnął jej obecności przy sobie jak najdłużej. Co jeśli jednak nie będzie tak kolorowo? Spieprzył. Obwiniał się, mimo że sam padł ofiarą jakiegoś chorego cyrku. Nie wyobrażał sobie pustego mieszkania, bez jej głośnego śmiechu, kolorowych samoprzylepnych karteczek, którymi w ferworze pracy zapełniała każdą wolną powierzchnię czy pustych kubków po kawie, które zostawiała w każdym możliwym pomieszczeniu. Nie wyobrażał sobie samotnych wieczorów w mieszkaniu, braku jej osoby, gdy zmęczony, ale szczęśliwy schodził ze sceny i mógł wpaść w jej ramiona. Po prostu wiedział, że będzie nawet tęsknił za jej fochami, napadami furii czy nawet podłym nastrojem, bo jej humory potrafiły być potężną sinusoidą, której nie dało się zapisać prostym wzorem matematycznym. Była zwykłą dziewczyną, ale dla niego była jedyna w swoim rodzaju. Nie była kimś. Była jego. Była. Była. Była... Takie myśli ciagle krążyły mu w głowie, odbijając się bolesnym echem.
Z duszą na ramieniu pokonał drogę z lotniska do mieszkania. Obawiał się, że nie zastanie w nim żony, a także jej wszystkich rzeczy. Może znalazłby jakąś kartkę z pożegnaniem, ale z drugiej strony nie zasłużył nawet na to. Przecież wykrzyczała mu w twarz jak bardzo go nienawidzi. I właśnie to śniło mu się po nocach, gdy zlany zimnym potem kotłował się w pościeli. Przekroczył próg mieszkania, z ulgą wypuszczając powietrze, gdy usłyszał na panelach dźwięk pazurów psa, który zaraz wybiegł mu na spotkanie. Przymknął za sobą drzwi i odstawił walizkę, zaraz kucając przy czworonogu. - Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę. - wyszeptał do psa, pozwalając żeby Kido wskoczył mu na kolana i zaczął lizać go po twarzy. Na chwilę schował twarz w jego futrze i przymknął oczy, dziękując losowi, że dziewczyna nie wyprowadziła się. - Gdzie twoja pani, pracuje? - wyprostował się i wyciągnął z puszki kilka smaczków, które podał psu na wyciągniętej dłoni. Zerknął na uchylone drzwi od studia i wolnym krokiem skierował się do pomieszczenia, które jednak okazało się puste. Czuł ulgę z powodu powrotu do domu, jakby życie w trasie i podróże sprawiały mu mniej radości niż kiedyś. Wrzucił brudne ciuchy do pralki, przejrzał kilka kopert leżących na blacie w kuchni, ale nie znalazł nic ciekawego. Włączył sprzęt muzyczny i wybrał jakąś playlistę z muzyką z lat 70-tych, jednocześnie przeglądając powiadomienia na telefonie. Zauważył, że wich wspólnym, nie koncertowym kalendarzu dodała urodzinowy obiad u jego mamy. Elżbieta dzwoniła do niego, zapraszając do rodzinnego domu, ale nawet nie przekazywał tej informacji Lisie. Bąknął coś jedynie o zmęczeniu i że nie może obiecać, że pojawią się oboje. Widocznie kobieta była w kontakcie z jego żoną, co wcale go nie dziwiło, bo mama przepadała za dziewczyną. Czy Lisa powiedziała jej co się stało? Tego zapewne dowie się jutro, gdy zajedzie na Płońską. Było późne popołudnie, za wcześnie, żeby położyć się spać, za późno, żeby wykrzesał z siebie więcej energii do czegokolwiek, więc z mocnym drinkiem powędrował do salonu. Musiał oczyścić myśli i przygotować się na rozmowę z dziewczyną, gdy ta wróci do domu. Okazało się, że cały czas w nim była. Spała na kanapie, z twarzą wtuloną w poduszkę, a na stoliku kawowym stał przygaszony laptop, papierowy kalendarz i wyciszony telefon, na którego ekranie świeciło się połączenie przychodzące z nieznanego numeru. Od razu przyciszył muzykę i stał w miejscu, po prostu przyglądając się drzemiącej Lisie. Nie widział jej twarzy, ale palce kurczowo zaciśnięte na skraju kanapy jasno dawały do zrozumienia, że nie jest to spokojny sen. Odstawił szklankę wypełnioną do połowy bursztynowym płynem i sięgnął po leżący na fotelu koc, ostrożnie okrywając nim jej ciało. - Ciii... Śpij. - wyszeptał, kiedy przewróciła się na plecy, ale było już za późno. Uchyliła powieki i spojrzała na niego pustym wzrokiem, podnosząc się na ręku. Dobrze wiedziała, kiedy Kuba wraca, bo sama rezerwowała mu lot. Zamierzała jednak minąć się z nim, wychodząc na miasto czy nawet na siłownię, ale po prostu przysnęła w trakcie pracy i oto stanęła z nim twarzą w twarz. W domu, w którym poza psem nie było nikogo. Byli sami. - Nie chciałem cię obudzić. - przyznał od razu, kiedy spuściła nogi na podłogę i stłumiła ziewnięcie. Potrząsnęła głową i kilkukrotnie zamrugała, żeby soczewki wróciły na swoje miejsce, a obraz stał się wyraźny. - Wpisałaś obiad u mamy w kalendarz. - bardziej oznajmił, niż zapytał. - Jedziesz ze mną do Ciechanowa? - podrapał się po policzku i przysiadł na skraju fotela, żeby mieć jej twarz na wysokości wzroku. - Jadę do Ciechanowa ze względu na Elę. - jej ton zabrzmiał, jakby go poprawiła. Jechała, ale nie z nim. Musiał zadać kolejne pytanie. - Lisa, czy ty mówiłaś... - urwał, kiedy przecząco pokręciła głową i wstała z kanapy. - Wystarczy, że ja cię nienawidzę. Mama nie musi. - powiedziała cicho, a jej glos nie był już taki pewny jak jeszcze chwilę temu. Wbijał wzrok w jej plecy, gdy przeszła do kuchni i podstawiła kubek pod ekspres, żeby przygotować kawę. Miała jeszcze kilka niedokończonych spraw, które chciała zamknąć jeszcze dzisiaj, a po drzemce czuła, że nie ogarnia jaki jest dzień czy godzina. - Potrzebuję cię. - oświadczył, stając za nią. Czuł rosnącą w gardle gulę, ale musiał spróbować raz jeszcze. - Winny się tłumaczy, to prawda. - kontynuował, kiedy nawet na niego nie spojrzała, wpatrując się w stróżkę espresso. - Muszę wiedzieć co z nami będzie. - poprosił, opierając się biodrem o blat. Przesunął dłonią po jej ramieniu i odgarnął za ucho splątany kosmyk włosów, który wymknął się spod luźnego koka. - Nie wiem. - zagryzła wargę, przymykając powieki, żeby zebrać myśli. - Póki co mam obowiązki wobec ciebie, z których muszę się wywiązać. - w końcu uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. - Nic nie musisz. - odpowiedział automatycznie, ale pożałował tych słów, z chwilą, gdy je wypowiedział. - Muszę i chcę. Za dużo na to pracowałam, żeby zostawić to wszystko w rozsypce. - przyjęła od niego karton z mlekiem, który wyjął z lodówki. - A później? - wykrztusił, spodziewając się jaką odpowiedź może usłyszeć. Później odejdę. - Nie wiem, Kuba. - zebrała opuszkiem kroplę mleka z blatu i oblizała go, dorzucając do kubka słodzik. - Naprawdę nie wiem i cholernie mnie to męczy. Powinnam... - potrząsnęła głową i minęła go, otwierając lodówkę. - Po prostu daj mi trochę czasu, jeśli możesz. - była spokojna, wręcz za spokojna w tej rozmowie. Jakby emocje wcale nie dawały się jej we znaki. Wiedział dlaczego i bał się nawet zapytać na jakich jest lekach i w jakiej dawce, ale zdawał sobie sprawę, że inaczej nie potrafiłaby funkcjonować. Widział ją i w dobrej i złej formie. I miał nadzieję widzieć jeszcze długo. Gotowy śmiać się razem z nią, służyć ramieniem do wypłakania i trwać z nią jak najdłużej. - Tyle, ile potrzebujesz. A jeśli będziesz gotowa mnie wysłuchać... Daj mi znać. To dla mnie ważne. - podkreślił, licząc, że dziewczyna zrozumie. Nie chciał już na nią napadać, nagle wspominając to felerne after party. Chciał siąść i porozmawiać z nią na spokojnie, jak dorośli ludzie, którymi przecież byli. Pragnął chwili jej uwagi, żeby móc przedstawić zajście ze swojej perspektywy. Nie chciał się wybielać, bo przyjął na klatę swój błąd, chociaż nie był gotowy na poniesienie konsekwencji w postaci rozstania.
————-
Wattpad jest miejscem, gdzie jestem kiedy jest mi dobrze i jestem szczęśliwa, ale też kiedy humor spada na łeb na szyję, a ja dotykam dna. Nie ważne, czy czytam inną książkę czy publikuję coś swojego, ale cieszę się, że jest takie miejsce, gdzie mogę spróbować oderwać się od rzeczywistości. Powrót do pisania był jedną z pierwszych rzeczy na liście, do których chciałam wrócić, bo kiedyś sprawiały mi radość. I wiecie co? Nie mogę się doczekać spotkania z terapeutką po prawie półtorarocznej przerwie i podzielenia się informacją, że udało sie do tego wrócić i trwać. Mam taką małą, osobistą prośbę. Rozejrzyjcie się wokół. Może jest osoba, która potrzebuje Waszej pomocy. Na co dzień radosna i uśmiechnięta, a czasami może nawet aż za bardzo. To nie musi, ale może być maska. Depresja nie wybiera. Mam nadzieję, że każda cierpiąca osoba, podobnie jak ja, trafi na właściwą osobę, która weźmie ją za rękę i nie powie kolejny raz: nie przesadzaj, to tylko pogoda, wydaje ci się, wyjdź na miasto, tylko skieruje na właściwe tory i pokaże, że szukanie fachowej pomocy to nic złego.
Przepraszam za taką prywatę, ale dzisiaj jest taki dzień, że po prostu musiałam to z siebie wyrzucić.
I jeszcze raz gorąco dziękuję za Wasz czas, każdą gwiazdkę i każdy komentarz z osobna. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
Fuck, poryczałam się, pisząc te kilka słów do Was.
CZYTASZ
Więc wiążę z nią nadzieję / Na węzeł gordyjski już nie wywinie się
Fanfiction„Patrzył na tę skuloną istotę, która od prawie roku była dla niego całym światem i niemal czuł bijące od niej emocje, które oplotły jego szyję, dusząc gardło niczym stryczek. Niemal wstrzymał oddech, czekając na jakieś słowa płynące z jej ust." Czy...