1.

48 10 0
                                    

sprawdzałam, ale może przeoczyłam jakieś błędy, więc przepraszam.
nie bijcie.

______________________________________

Ludzie się nie zmieniają.

Stają się sobą.
Stają się bólem, który ich torturował.
Stają się potworami, które ich straszyły po nocach.
Stają się bardziej sobą. Albo raczej wynikiem własnych doświadczeń.
Czy muszą tak? Czy tak ma być?

A kim był Jeon Jeongguk?
Lub kim się stał Jeon Jeongguk?

To zależy, z której strony spojrzymy. Bo niby był dobrym uczniem, zdolnym. Niby jego życie było ułożone. Niby miał kochających rodziców. Niby nie miał problemów, bo w jego wieku jakie można mieć problemy? Jakie można mieć problemy w wieku siedemnastu lat?
Jakie według dorosłych i swoich rówieśników mógł mieć problemy?
Niby był szczęśliwy.
Niby. Niby.

Kłamstwo. Ohydne słowo. Ale jakie proste do wkładania innym w głowy i budowanie nim obleśnej rzeczywistości. Mimo to ma ono zajęcze nogi. Możesz uciekać przed nim, ile się da. Prawda cię złapie w sidła. Czym śmie być prawda?
Często jest naszymi przeżyciami. Te też nie muszę być prawidłowe. Nie muszą być prawdziwe, realne.
A więc po co uciekać? Po co uciekać przed wspomniami?
Nie wiem. Nie wiem.

To kim stał się Jeon Jeongguk?

Kreaturą przeszłości.

Ponieważ żył w bańce kłamstw powtarzanych mu setki razy.
Ponieważ chłopcy nie całują chłopców. Ponieważ musisz cierpieć samotnie. Musisz. Musisz.
Nie zasługujesz, słyszysz? Nie zasługujesz. Nie. Szczęście to ułuda. Iluzja tego pogmatwanego świata.
Chorzy chłopcy nie zasługują na dobro. Muszą się starać bardziej. Bardziej niż inni. Wtedy zasłużą. Z litości zasłużą. Dopiero wtedy.
Muszą się starać tak, aż ich płuca będą wypełnione watą cukrową. Aż będą dławić się powietrzem. Tylko wtedy zasłużą. Tak, tylko wtedy.

Każdy dzień Jeongguka wydawał się być taki sam. Po nieprzespanej nocy zwlekał się z łóżka, nawet nie jedząc śniadania. No może wziął tą kostkę czekolady do ust czasem.
Nie wolno jesteś słodyczy na pusty żołądek. Nie wolno.
Do tego psują one zęby. Nie wolno.
Dlaczego nie wolno? To coś, co nazywamy życiem jest pełne tego Nie wolno. Pełne tych durnych zakazów.
Pełne ograniczeń. Tych w naszych głowach także. Szczególnie ich.
One często wygrywają. Za często.

Po "śniadaniu" doprowadzał się do stanu, który był dopuszczalnym w społeczeństwie. Brał rzeczy i wychodził na powitanie światu. Okrutnemu światu. Niesprawiedliwemu światu. Światu, który jako jedyny powinien się kłaniać ze wstydu. To on był winny.
Zaznaczmy.

W co ubierał się Jeongguk?
Gdy ktoś pytał go, jaki był jego styl, to zastanawiał się nad tym.
Był on dosyć nietypowy: Albowiem ubierł się w smutek.
Ten styl zauważyła pewna osoba. Tak samo nietypowy styl nosiła.
Tylko dla Jeona była to kolejna osoba, która go nienawidzi. Tak myślał.
A jeśli tak myślał, to znaczy, że tak było? Tak musiało być? Bo nie zasługiwał. Nie zasługiwał. Nie. Prawda?

Kim była ta ów osoba? Kim mogła być?
Przedstawmy go z imienia:
Taehyung.
Dokładnej Kim Taehyung.
Był on na równi z Jeonggukiem. Był jego rówieśnikiem. Albo po prostu otoczeniem w tej szkole. To nic nadzwyczajnego. Każdy nim był. Każdy uczeń czy pracownik w tej szkole.
Taehyung i Jeongguk byli dokładnie tacy sami i tak samo różni jednocześnie. Oboje nosili rany. Kto z nas ich nie nosi? Jedni noszą głębokie niczym oceany łez wylanych przez nich. Inni zaś małe jeziorka, niezbyt głębokie. Ale jednak jeziorka. Jednak jeziorka, tak?

Oboje walczyli z potworami. Tylko jeden z nimi wygrywał. Drugi jednak stał się jednym z nich.

Bo jesteśmy przecież różami.
Piękni, o delikatnej pelerynie. Ale posiadamy kolce raniące. Wbijające się w kreatury serc. Zostawiamy ślady.
Nawet czasem wbijamy je w siebie.

Taehyung mówił:

"– Każdy z nas nosi rany, które zostawiła przeszłość. Można próbować je wyleczyć. Ale w ostateczności trzeba nauczyć się z nimi żyć. Po prostu pokochać siebie wraz z ranami."

Ale czy tak da się naprawdę? Da.
Czy Jeon Jeongguk to zastosował? Nie.

Bo najczęściej walcząc z demonami w naszych głowach, stajemy się nimi. Delikatnie mówiąc.

On także stał się bólem, który go torturował.

Ale przecież bez cierpienia nie ma nagrody.

Taehyung także mówił:

"– Ja cię rozumiem, naprawdę... Nie zamykaj się na tę opcję. Ten ból... Ten ból kiedyś minie... Zaufaj mi.
Bo taka jest natura uczuć – przemijająca.
Ucieczka przed samym sobą, to coś potwornie smutnego. Kiedyś twoje cierpienia zmienią się w siłę. Zaufaj. Zaufaj mi. Rozumiem cię."

Mógł mówić, a Jeongguk miał watę w uszach. Auć.
Więc Taehyung powtarzał:

"– Niektóre rzeczy trzeba przejść, niektórych rzeczy trzeba się nauczyć, niektórych ludzi trzeba zostawić za sobą.
Tak trzeba czasem zrobić.
Trzeba zostawić, co było i iść dalej.
Nawet, jeśli twoje serce jest w kawałkach.
Pozbieraj co zostało i rusz dalej."

A czy Jeon Jeongguk posłuchał? Nie.

Ale to nie tak, że nie słyszał. On po prostu nie słuchał. Słowa wypowiadane przez chłopaka nie potrafiły przedrzeć się przez gumową substancję, która osiedliła się na tym mięśniu z lewej strony. Zagnieździła się także na jego płucach, całkowicie uniemożliwiając oddychanie. Dusił się, łapiąc ostanie dawki powietrza. To tak, jakby tonął na płytkiej, basenowej wodzie. A przecież umiał pływać. Nawet doskonale. I w takich momentach nie chciał być żywy.

Nie potrafił przyjąć tego, co wypowiadały te nieziemskie usta Taehyunga (bo to wcale nie tak, że łapał się na tym, że myślami odpływał czasem, i tam miał cholerną ochotę złapać je swoimi wargami) do serca. On i tak go zostawi. Jak wszyscy. Powtarzał.
Nie zasługuje. Nie. Po prostu nie. Powtarzał to do skutku.

Jeon Jeongguk słyszał, ale nie potrafił słuchać.

ᴋᴡɪᴛɴĄᴄᴇ ᴡɪŚɴɪᴇ | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz