Znacie to uczucie, kiedy nagle tracicie zainteresowanie ulubionym zajęciem i najchętniej zapomnielibyście o jego istnieniu, żeby złapać trochę oddechu? Prawdopodobnie rzucacie wszystko w diabły, chcąc się odseparować, odciąć, odpocząć, żeby po czasie zasłużonego wytchnienia, z utęsknieniem i ze zdwojoną siłą wrócić, tak jak wraca się do domu po kilkunastu latach żmudnej tułaczki.
Cóż, Harry już tego doświadczył. Dobę temu. Nazwał dotąd nieznany sobie stan „wypaleniem zawodowym”.
– Nie będę już grał w Quidditcha. Tłumaczyłem, że potrzebuję przerwy. To moje ostatnie słowo, przykro mi – westchnął cierpiętniczo, wbijając się w oparcie fotela i szczelniej przytulając do siebie okrągłą poduszkę.
– Nie świruj, chłopie! – wykrzyknął Ron trochę za głośno. – Jesteś świetnym zawodnikiem. Ba! Najlepszym, jakiego mieliśmy! Nasza kompletna drużyna jest niepokonana!
Jednak Harry nigdy nie był mniej zainteresowany Quidditchem niż teraz.¹
– Przecież od początku gra sprawiała ci dużo frajdy, Harry. Nie możliwe, że ot tak zmieniłeś zdanie – wtrąciła Hermiona, przyglądając mu się badawczo.
Odpowiedziało jej wzruszenie ramion.
I nie trzeba było być szczególnie bystrym, żeby wiedzieć, że coś ewidentnie było na rzeczy, a najmłodszy szukający od stulecia skrupulatnie unikał udzielenia jednoznacznej odpowiedzi.
– Nowy szukający Ślizgonów jest żałosny – rzucił ogólnikowo. – Pokonałby go nawet kilkulatek na miniaturowej miotle, a złapanie Złotego Znicza przed nim to dla mnie żadna satysfakcja.
Od dłuższego czasu Malfoy wymigiwał się od brania udziału w treningach i meczach, a od wczoraj krążyły pogłoski, że wylądował w skrzydle szpitalnym z powodu nikomu nieznanej kontuzji, w związku z czym wybrał Harpera na zastępstwo w drużynie.
– Nikt z nas nie widział, jak gra. Może nie jest taki zły – rzuciła zachęcająco.
– A słyszałaś, co mówiła Ginny? Podobno to debil – mruknął Ron tak, żeby Harry tego nie dosłyszał.
– Dokładnie! – Potter przytaknął gorliwie. – Zresztą, zawsze zajmował trybuny, więc jakie może mieć pojęcie o byciu szukającym? Dobra miotła nijak przekłada się na umiejętności – prychnął z wyczuwalną nutą pogardy.
Ron zamyślił się na moment. Bardzo chciał pomóc przyjacielowi wyjść z tego niekorzystnego stanu i, jeśli dobrze rozumiał, istniało tylko jedno rozwiązanie. Był poniedziałek, zatem jeśli odpowiednio szybko weźmie sprawy w swoje ręce, do końca tygodnia popisze się przed Hermioną swoją zaradnością, dopiecze Malfoyowi na oczach Wielkiej Sali, zagwarantuje Gryfonom uczestnictwo Pottera, a na dodatek zostanie jeszcze cały bezpieczny tydzień do ostatecznego terminu, na wypadek, gdyby inni zawodnicy też nagle zdiagnozowali u siebie syndrom wypalenia zawodowego.
Ma się ten strategiczny umysł!, pomyślał z triumfem.
Następnego wieczoru, zaszył się w dormitorium przy drewnianym biurku, pochylony nad pergaminem i z piórem w ręku. Początkowo chciał napisać wiadomość do mamy, mającej wiele do powiedzenia w sprawie wyjców, ale ostatecznie zaadresował kopertę do taty. Pan Artur nie zasypie go tryliardem pytań: Po co? Dlaczego? Komu? I w jakim celu? Przymknie oko na nieco nietuzinkowy list. W końcu wyjce nie robią nikomu krzywdy.
Gryfon, na ten moment, nie wiele wiedział, w jaki sposób skorzystać z tego dosadnego środka przekazu. Miał zamiar zainteresować się tym dopiero kiedy niekompetentni współpracownicy albo gromadka własnych dzieci z ciągotami do tarapatów doprowadzą go do szewskiej pasji.
CZYTASZ
Szczęśliwa siódemka | Drarry ✓
FanfictionChoć trudno było w to wszystkim uwierzyć, w życiu Harry'ego Pottera p r z y p a d k i e m nastał moment, w którym n a g l e stracił zainteresowanie Quidditchem. Wobec tego na arenie pojawia się niezrażony gryfońskimi humorkami Ronald Weasley. Jako p...