🧹🧹

3.3K 260 249
                                    

Znacie to uczucie, kiedy nagle tracicie zainteresowanie ulubionym zajęciem i najchętniej zapomnielibyście o jego istnieniu, żeby złapać trochę oddechu? Prawdopodobnie rzucacie wszystko w diabły, chcąc się odseparować, odciąć, odpocząć, żeby po czasie zasłużonego wytchnienia, z utęsknieniem i ze zdwojoną siłą wrócić, tak jak wraca się do domu po kilkunastu latach żmudnej tułaczki.

Cóż, Harry już tego doświadczył. Dobę temu. Nazwał dotąd nieznany sobie stan „wypaleniem zawodowym”.

– Nie będę już grał w Quidditcha. Tłumaczyłem, że potrzebuję przerwy. To moje ostatnie słowo, przykro mi – westchnął cierpiętniczo, wbijając się w oparcie fotela i szczelniej przytulając do siebie okrągłą poduszkę.

– Nie świruj, chłopie! – wykrzyknął Ron trochę za głośno. – Jesteś świetnym zawodnikiem. Ba! Najlepszym, jakiego mieliśmy! Nasza kompletna drużyna jest niepokonana!

Jednak Harry nigdy nie był mniej zainteresowany Quidditchem niż teraz.¹

– Przecież od początku gra sprawiała ci dużo frajdy, Harry. Nie możliwe, że ot tak zmieniłeś zdanie – wtrąciła Hermiona, przyglądając mu się badawczo.

Odpowiedziało jej wzruszenie ramion.

I nie trzeba było być szczególnie bystrym, żeby wiedzieć, że coś ewidentnie było na rzeczy, a najmłodszy szukający od stulecia skrupulatnie unikał udzielenia jednoznacznej odpowiedzi.

– Nowy szukający Ślizgonów jest żałosny – rzucił ogólnikowo. – Pokonałby go nawet kilkulatek na miniaturowej miotle, a złapanie Złotego Znicza przed nim to dla mnie żadna satysfakcja.

Od dłuższego czasu Malfoy wymigiwał się od brania udziału w treningach i meczach, a od wczoraj krążyły pogłoski, że wylądował w skrzydle szpitalnym z powodu nikomu nieznanej kontuzji, w związku z czym wybrał Harpera na zastępstwo w drużynie.

– Nikt z nas nie widział, jak gra. Może nie jest taki zły – rzuciła zachęcająco.

– A słyszałaś, co mówiła Ginny? Podobno to debil – mruknął Ron tak, żeby Harry tego nie dosłyszał.

– Dokładnie! – Potter przytaknął gorliwie. – Zresztą, zawsze zajmował trybuny, więc jakie może mieć pojęcie o byciu szukającym? Dobra miotła nijak przekłada się na umiejętności – prychnął z wyczuwalną nutą pogardy.

Ron zamyślił się na moment. Bardzo chciał pomóc przyjacielowi wyjść z tego niekorzystnego stanu i, jeśli dobrze rozumiał, istniało tylko jedno rozwiązanie. Był poniedziałek, zatem jeśli odpowiednio szybko weźmie sprawy w swoje ręce, do końca tygodnia popisze się przed Hermioną swoją zaradnością, dopiecze Malfoyowi na oczach Wielkiej Sali, zagwarantuje Gryfonom uczestnictwo Pottera, a na dodatek zostanie jeszcze cały bezpieczny tydzień do ostatecznego terminu, na wypadek, gdyby inni zawodnicy też nagle zdiagnozowali u siebie syndrom wypalenia zawodowego.

Ma się ten strategiczny umysł!, pomyślał z triumfem.

Następnego wieczoru, zaszył się w dormitorium przy drewnianym biurku, pochylony nad pergaminem i z piórem w ręku. Początkowo chciał napisać wiadomość do mamy, mającej wiele do powiedzenia w sprawie wyjców, ale ostatecznie zaadresował kopertę do taty. Pan Artur nie zasypie go tryliardem pytań: Po co? Dlaczego? Komu? I w jakim celu? Przymknie oko na nieco nietuzinkowy list. W końcu wyjce nie robią nikomu krzywdy.

Gryfon, na ten moment, nie wiele wiedział, w jaki sposób skorzystać z tego dosadnego środka przekazu. Miał zamiar zainteresować się tym dopiero kiedy niekompetentni współpracownicy albo gromadka własnych dzieci z ciągotami do tarapatów doprowadzą go do szewskiej pasji.

Szczęśliwa siódemka | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz