10. Słowa samego Merlina.

144 15 5
                                    

Albus Potter obudził się pierwszego dnia świąt z uśmiechem na twarzy. Lecz gdy zdał sobie z tego sprawę, przeraził się nie na żarty. Co się z nim działo? Tak radosny i beztroski humor był do niego niepodobny! Nawet jeśli na jego łóżku leżały prezenty od znajomych. I nawet, jeśli wszystko w jego życiu układało się fantastycznie. Nie mógł pozwolić sobie na porzucenie swojej maski cynizmu! Był zły na siebie, że do tego dopuścił. Ale z drugiej strony... jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy. I nie zależnie od tego, jak bardzo chciał się go pozbyć, uśmiech zakwitał na jego twarzy zawsze, gdy przypominał sobie, że wśród tych prezentów leży również ten od Samanthy. Nie mógł doczekać się otworzenia go.

Jedyną rzeczą, której żałował, było to, że z Sam miał się zobaczyć ponownie dopiero w Hogwarcie. Zaprosił ją poprzedniego dnia, jeszcze na bankiecie, do siebie na sylwestra, ale Wood wiedziała, że nie będzie mogła. Dlatego rozpoczęcie nowego roku Al miał zamiar spędzić w towarzystwie swojego rodzeństwa, kuzynostwa i Scorpiusa, w domu. Ale nie miał zamiaru narzekać. Życie było w końcu absolutnie wspaniałe! Miał dziewczynę, słodkości od babci Molly pod ręką i ani jednego wypracowania do napisania! Czego chcieć więcej?

W tym roku rodzinne, świąteczne śniadanie miało odbyć się w domu wujka Rona i cioci Hermiony. U Weasley'ów. Jak zawsze, pierwszy dzień świąt miał być pełen przepysznego jedzenia z za dużą ilością cynamonu, trafionych lub nie do końca prezentów i bezwarunkowej miłości. I, jak co roku, nie obyło się bez corocznego zamieszania. Najpierw bankiet, na którym niektórzy bawili się aż za dobrze, a po zaledwie paru godzinach snu, huczne spotkanie rodzinne.

Gdy Al zszedł na dół, Potterowie już zbierali się do wyjścia. W wielkim worku obok kanapy poupychane były prezenty dla całej rodziny. James usiłował utrzymać na rękach pięć blaszek z ciastami. Stojąca obok Lily przewracała właśnie oczami na poczynania starszego brata. Ginny sięgała po proszek fiuu, co chwilę wydając kolejne polecenia reszcie. Harry (w swetrze w renifery z ogromnymi guzikami) za to przeszukiwał wszystkie swoje kieszenie w poszukiwaniu różdżki. Gwar tego wszystkiego zlał się dla Albusa w przeciągły szum, a czas jakby zwolnił. Spojrzał wtedy na swoją rodzinę i mimo, że naprawdę mu się to nie zdarzało, pomyślał, że naprawdę ich kocha i wzruszył się troszkę na moment.

Potem jednak Ginny zawołała go by chwycił wór z prezentami i wepchnął się do kominka.

...

Kiedy przy stole świątecznym siedzi dwadzieścia siedem osób, wokół tyle pyszności, a pod ogromną, świecącą choinką znajdują się prezenty, bardzo trudno jest się skupić. Łatwo więc nie zwrócić uwagi na którąś z konwersacji. Szczególnie gdy ta odbywała się po drugiej stronie stołu i raczej nie była przeznaczona dla ciekawskich uszu. Jednak gdy wujek Charlie zwrócił się do Rona i wypowiedział poniższe słowa, Rose nie mogła ich zignorować.

- Porwano nam ostatnio smoka.

Spojrzenie Rudowłosej natychmiast znalazło się na wujku Charliem, ale szybko uświadomiła sobie, że jeśli chce ich podsłuchiwać będzie musiała sprawiać wrażenie jakby robiła coś innego. Od razu następny kawałek ciasta znalazł się na jej talerzu.

- Co ty nie powiesz? – zapytał Ron zachęcając brata do kontynuowania.

- Nie wiem, co za głupiec robi takie rzeczy, ale pewnie niedługo jeszcze pożyje. Te bestie nie mają litości. – Westchnął Charlie spuszczając wzrok na swoje poharatane dłonie.

- Jak ten ktoś to zrobił? Wypuścił go z klatki, gdy prowadziliście badania i z nim uciekł?

- Nie wiadomo. To musiała być grupa, samotny czarodziej nie miałby szans. – wujek przerwał na chwilę – Ale to musiało się kiedyś stać. Każda inna organizacja zajmująca się smokami straciła co najmniej jednego w trakcie swojej działalności w ciągu ostatnich lat. Wiesz, różnie bywa w tej branży, czasem zdarzają się wypadki, czasem ucieczki... Ale jeśli byłby to wypadek to byliby świadkowie. To musiała być zaplanowana kradzież.

Smocze PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz