Zamrugałaś oczami, próbując znaleźć w pomieszczeniu osobę, która do Ciebie wcześniej mówiła. Zdawała się jednak rozpłynąć w powietrzu.
Jęknęłaś zirytowana i ponowiłaś próbę oswobodzenia rąk. Włożyłaś w ruch całą siłę, spodziewając się oporu, co skończyło się na tym, że zleciałaś z metalowego stołu, do którego byłaś przywiązana. Ku Twojemu zdziwieniu, wcale nie był metalowy — ba!, nie był nawet stołem.
— Drewniana skrzynka? — Uniosłaś brew, przyglądając się swojemu wcześniejszemu ograniczeniu. Uniosłaś wieko, mając nadzieję ujrzeć tam coś, co pomogłoby Ci zrozumieć gdzie się znajdujesz.
Twoim oczom, jednak, ukazały się saszetki z ramenem w proszku. Niby miałaś co jeść, ale tak na surowo...?
¦~¦~¦~¦
Itami wstaje gwałtownie.
— Pięć godzin w składziku z ramenem w proszku! — woła zbulwersowana. — Nie zamierzam słuchać tej historii drugi raz!
— Spoko, w takim razie zrób więcej herbaty. — Podajesz jej gliniany kubek.
— A zrobię! — Zabiera fochnięta kubek i znika w sąsiednim pokoju. Gdy wraca, kontynuujesz:
— Pomijając historię w składziku, gdy opuściłam jego wnętrze, znalazłam się nagle w Konohagakure.
¦~¦~¦~¦
— Tylko tyle pamiętasz? — spytał ANBU w masce łasicy. Pokręciłaś głową.
Nie pamiętałaś nic, co wskazywałoby, dlaczego znalazłaś się w jednej z piwnic Konoha, zajadając się jakimiś ramenami w proszku. Oczywiście, najważniejszą dla mężczyzny w masce sprawą było pochodzenie smolistego znaku przedstawiającego pięcioramienną gwiazdę za Twoim uchem. Jednak Ciebie bardziej interesował zupełnie inny temat.
— Nie pochoruję się po tym ramenie w proszku? — Ponownie zadałaś to samo pytanie.
— Nie. — ANBU pokręcił znużony głową, odpowiadając to samo po raz trzydziesty drugi.
— Na pewno? — Wolałaś się upewnić. — Przecież ten proszek powinno się zalać wrzątkiem i odczekać trzy minuty. Nigdy nie wiadomo, co może mi się stać, skoro zjadłam ramen na surowo.
— Proszę, nic już nie mów — jęknął ciemnowłosy, mając już dość siedzenia z Tobą.
Wywróciłaś fikołka [kolor oczu] oczami, jednak dosłownie w tej samej chwili w pomieszczeniu pojawił się inny członek ANBU.
— Możesz już sobie darować — powiedział do ciemnowłosego. — Mam rozkaz zaprowadzić ją do Hokage-sama.
— Jesteś tego pewien? — spytał pierwszy srebrnowłosego. — Nawet moje genjutsu nie było w stanie przedostać się przez blokadę w jej umyśle. Nie wiemy, kim jest, ani co tu robi.
— Taki jest rozkaz — odparł mu na to drugi. Przez chwilę wydawało Ci się, że w lewym oku mignęła czerwień, taka sama jak w oczach ciemnowłosego, kiedy łapał Cię w genjutsu.
Chłopak w masce łasicy westchnął cicho.
— Zostawiam ci ją — powiedział i zniknął w białym dymie.
— Gdzie go wcięło? — spytałaś zdezorientowana.
— Idziesz ze mną — odpowiedział Ci na to i momentalnie znalazł się za Tobą.
Dotknął Twojego ramienia prawą ręką, a lewą Twoich pleców. Poczułaś, że chce, abyś wstała. Postanowiłaś bez oporu wykonać polecenie. Ruszyliście do przodu, zostawiając w oddali krzesło, na którym siedziałaś. ANBU otworzył drzwi pchnięciem i weszliście w jasno oświetlony korytarz. Była to tak duża różnica natężenia światła, że zmrużyłaś oczy i szłaś na oślep, jedynie ANBU wiedział, gdzie jesteście.
Zanim Twoje oczy przyzwyczaiły się do światła — które było okropne jasne w porównaniu do tamtych egipskich ciemności — zdążyłaś wejść dwa razy ścianę i potknąć się na schodach pięć razy, a zrzucić z nich ANBU miałaś okazję tylko raz, bo jak tylko się pozbierał, nakrzyczał na Ciebie i kazał otworzyć Ci oczy.
Stanęliście więc niedługo później przed drzwiami z ciemnego drewna. ANBU zapukał, i odpowiedziało mu ciche: "Proszę". Srebrnowłosy nacisnął pozłacaną klamkę łokciem i jasny pokój stał przed Tobą otworem. Weszliście.
Pierwsze, co rzuciło Ci się w oczy, to szerokie, bogato zdobione biurko naprzeciwko Ciebie. Za nim, w szarym fotelu, siedział staruszek w białej szacie. Na głowie miał kwadratowy, czerwony kapelusz z białymi obramowaniami i znakiem oznaczającym ogień.
Staruszek skierował na Ciebie przyjazne spojrzenie ciemnych oczu. Wysuszoną, pomarszczoną twarz pełną plam późnego wieku zdobił szczery uśmiech.
ANBU skłonił się, mówiąc:
— To ona, Hokage-sama.
Widząc czyny mężczyzny również się skłoniłaś, nie spuszczając z oczu staruszka.
— Powiedz, co może robić trzynastolatka porzucona w piwnicy opuszczonego budynku w ukrytej wiosce? — spytał Cię Hokage, uważnie lustrując Twoją postawę. Byłaś ubrana dokładnie tak, jak Cię znaleziono: w jakiejś szarej, długiej koszuli, krótkich różowych spodenkach i z zabandażowanymi ramionami.
— Hmm — zastanowiłaś się na chwilę. — Ja na jej miejscu wcinałabym co tam jest. — Spojrzałaś prosto w oczy głowy wioski, kiedy nagle zdałaś sobie sprawę ze swojej głupoty. — Znaczy, to jestem ja?
Hokage westchnął cicho.
— Bo widzisz, pieczęć za Twoim uchem jest ściśle powiązana z pewnym człowiekiem, będący zdrajcą Konohagakure, Orochimaru — wyjaśnił. — Nie wiemy, jakie ma zamiary, ale nie jesteś pierwszą osobą potraktowaną przez niego w ten sposób.
— Jak tylko dorwę tego typka, to popamięta, że mnie tak zostawił! — zawołałaś z pasją. Hokage zaśmiał się pod nosem, ale ANBU zwrócił Ci uwagę szeptem:
— Zachowuj się, rozmawiasz z Hokage-sama.
Kiwnęłaś na to głową.
— Wracając do tematu — ciągnął staruszek — chcemy zapewnić ci schronienie i dobre warunki do życia.
— Jeśli mogłabym o coś spytać — zaczęłaś poważnie, a Hokage skinął głową — to czy mam szansę zostać ninja?
ANBU spiął się, a Hokage przyjrzał Ci się uważnie. Przez chwilę się wahał, a Ty nie wiedziałaś, co ze sobą zrobić.
— Co prawda, pozwoliliśmy Anko zostać kunoichi Konohy, nawet teraz jest jōninem, jednak wtedy mieliśmy pewność co do jej pochodzenia — myślał na głos. — W dodatku była w wieku, w którym można ją było posłać do Akademii, a ty, cóż... Chyba, że trafisz pod opiekę któregoś z jōninów. Kakashi-san, przydzielam Ci misję treningu [imię]!
— Co? — wypalił ANBU. Ty również spojrzałaś na niego zaskoczona. — Znaczy, tak jest, Hokage-sama!
— Tutaj masz klucze, [imię]-san. — Wyciągnął rękę z brzęczącymi kluczami, po które sięgnęłaś. — Kakashi-san zaprowadzi cię do twojego mieszkania, jednak najpierw radziłbym wizytę w szpitalu. Musimy cię zbadać i wypełnić potrzebne dokumenty.
Kiwnęłaś głową na znak zgody. Spojrzałaś na ANBU, a ten skłonił się wpół i wyprowadził Cię z gabinetu.
— Do widzenia, Hokage-sama! — zawołałaś jeszcze, zanim trzasnęły drzwi.
Przed Tobą jednak nie było korytarza. Stałaś na wprost płomieni i szalejącego lisa o dziewięciu ogonach.
¦°¦°¦°¦°¦
Popsułam sobie gitarę. Umieram wewnętrznie.
CZYTASZ
Medyk ¦ Kabuto x Reader
Fanfiction"Gdybyś znała prawdę, już dawno by Cię tam nie było. Jedynie chęć poznania swojej tożsamości trzymała Cię w tych zatęchłych korytarzach. Potem nadeszła kolej na eksperymenty, treningi i zlecenia, aż w końcu zdałaś sobie sprawę, że nie opuściłaś Oroc...