1. Bez wybaczenia.

1K 31 1
                                    

Daughter - Tomorrow  

*  

,,Nie przynoś jutra, bo już wiem, że cię stracę."    

Dzisiejsza pogoda pozostawiała wiele do życzenia. Twoje blond włosy powiewały na wietrze i czekały na pierwsze krople angielskiego deszczu. Papierosowy dym wypełnił dogłębnie twoje płuca. Spojrzałaś na swoje odbicie w sklepowej szybie spod dużych, czarnych okularów, które miały przykryć zmęczenie. Zmieniłaś się. Opuszczając Mullingar, opuściłaś również samą siebie. Opuściłaś tę roześmianą dziewczynę, która zawsze litowała się nad innymi. Tą, która naiwnie wierzyła w ludzi i w to, że szczęście kiedyś przychodzi. Cóż, szybko nauczyłaś się, że świat rozczarowuje.
To już przeszło rok, odkąd wyjechałaś z Irlandii. Nic cię tam nie trzymało. Pożegnałaś swój kraj, zabierając ze sobą gitarę, upadłą dumę i kilka zaplanowanych scenariuszy własnego życia. Musiałaś uciec, bo wszystko kojarzyło ci się z Nim. To zabawne jak jedna osoba lub jej strata potrafi wywrócić czyjś świat do góry nogami. On postawił sławę na pierwszym miejscu, zapomniał, więc i ty zapomniałaś. Kiedyś łączyło was wszystko, dzisiaj byliście jakąś przypadkową dwójką ludzi, która nie widziała się od przeszło półtora roku.
I wiesz, że nigdy mu tego nie wybaczysz.
Twoja podróż refleksji kończy się, gdy widzisz rudą czuprynę, wyłaniającą się z granatowego audi na końcu jednej z londyńskich ulic. Sylwetka Eda macha ci przyjaźnie i wygina usta w szerokim uśmiechu. Zawsze zazdrościłaś mu tego optymizmu. To niewiarygodne, że on wciąż znosił twoje uciążliwe poczucie humoru i wszelkie docinki, które rzucałaś w jego osobę. Uśmiechasz się pod nosem i zgniatasz botkiem niedopałek papierosa. Tak, Ed był osobą, która ratowała cię każdego dnia. Był twoim muzycznym idolem, producentem, przyjacielem i kimś, kto czynił twoje marzenia realnymi. Gdy odległość między wami zmniejszyła się do minimum, a jego wytatuowane ręce oplotły ciasno twoje kruche ciało, przypomniałaś sobie wasze pierwsze spotkanie. Niedługo po tym, jak zdecydowałaś się wyjechać z Mullingar, zadzwoniłaś do Sue z prośbą o kilka dni noclegu. Była twoja przyjaciółką, zgodziła się bez wahania. W tym czasie zaczynała robić karierę ze swoim garażowym zespołem. Grała jazz w małych, londyńskich knajpach, zarabiała sporo pieniędzy, pięła się coraz wyżej na szczeblach popularności. Na jednym z jej kameralnych koncertów pojawił się Edward. Poznaliście się, oboje onieśmieleni dobrym występem Sue.

Nigdy nie sądziłaś, że znany muzyk młodego pokolenia zostanie twoim przyjacielem.

Nigdy nie sądziłaś, że sobotnie, jazzowe koncerty Susanne wpiszą się we wspólną tradycję, a wasza trójka będzie się wspierać, nie tylko w muzycznym świecie.

Nigdy nie sądziłaś także, że Sue przestanie sobie radzić z rosnącą popularnością. Któregoś dnia nie zjawiła się na występie, nie uprzedzając nikogo.

Nigdy nie sądziłaś, że zostaniesz poproszona o zastępstwo. Musiałaś pojawić się na scenie przed tysiącem osób. To była dobra okazja, by zaprezentować własną piosenkę.

Nigdy nie sądziłaś, że twoje wykonanie aż tak spodoba się publiczności.

Nigdy nie sądziłaś, że Ed zaproponuje Ci pomoc w wydaniu płyty. Tak zaczęłaś spełniać swoje muzyczne marzenia.

Nigdy nie sądziłaś też, że Susanne przedawkuje, a ty znajdziesz jej zimne ciało w łazience...Twoja przyjaciółka każdego dnia po trochu odbierała sobie życie, a ty nie mogłaś nic z tym zrobić.
I wiesz, że nigdy sobie tego nie wybaczysz.
Nienawidziłaś sławy. Ona najpierw zabrała ci Nialla, który zatracił się w niej zupełnie, opuszczając Mullingar i ciebie, a potem zabrała ci Sue. Ją zabrała na zawsze. Nienawidziłaś sławy, a mimo to brnęłaś w jej sidła. Wiedziałaś jednak, że nigdy nie zrobisz kariery muzycznej, odcinając się od popularności. Obiecałaś sobie, że wydasz ten album, mimo wszystko, dla Susanne, dla Nialla, to miało być twoje pożegnanie z przeszłością. I byłaś wdzięczna, ze mogłaś współpracować z Edem, a on pomagał ci, tak jak obiecał. Wbrew wszystkiemu, miałaś świadomość, że świat show biznesu nie był dla ciebie i zaczniesz robić rzeczy na przekór swoim ideom.
I wiesz, że nigdy ich sobie nie wybaczysz.
Słodki głos rudzielca wybija cię z letargu.
- Hej.
- Cześć Edward - mruczysz krótko, wiedząc, że Ed nie cierpi swojego pełnego imienia.
- Pokłóciłbym się, ale nie mam dzisiaj na to siły - ripostuje szybko, oboje wchodzicie do swojej ulubionej kawiarni, gdzie macie trochę prywatności. Ciężkie krople deszczu padają na chodnik, więc dziękujesz w duchu, że znajdujecie się w suchym i ciepłym miejscu. Od śmierci Sue mija ponad pięć miesięcy. Co się zmieniło? Niewiele. Świat jest uboższy o jednego człowieka, a wasze serca bogatsze o małą dziurę. I wbrew wszystkim pozorom na czyjąś śmierć nie można się przygotować i nie można się z nią pogodzić. Masz wrażenie, że odejście Susanne tylko zacieśniło więzi między tobą i Edem. W końcu została was już tylko dwójka.
- To co zawsze? - pyta cię, kiwasz twierdząco głową i już po chwili otrzymujesz karmelowe latte. - Jesteś przygotowana?
Jutro miałaś ruszać z nagrywaniem singla. Część ciebie wyrywała się, by to zrobić, druga część studziła zapał.
- Nie wiem - przyznajesz szczerze. - To budzi mój lęk i cieszy zarazem.
- Poradzisz sobie. Będę tuż obok.
- Wiem i to mnie własnie przeraża - uśmiechasz się do niego i już po chwili czujesz rzucane przez niego ciastko na swojej twarzy.
Oboje śmiejecie się głośno z własnej głupoty. To właśnie trzymało was przy życiu. Gdybyś nie wyjechała z Mullingar, wiodłabyś właśnie spokojne życie w rodzinnym mieście. Nie musiałabyś żyć z poczuciem winy i bezradności, ale nie spełniałabyś swoich marzeń, nie miałabyś Eda, gniłabyś ciągle w tym samym, starym miejscu. Jednakże zdawałaś sobie sprawę, że życie, które powoli zaczynałaś zmusi cię do poświęceń i niewygodnych wyborów. I mimo, że jeszcze ich nie podjęłaś, już miałaś świadomość, że pewnych rzeczy będziesz żałować.
I wiesz, że nigdy sobie tego nie wybaczysz.
Jesteś pewna, że wasz wybuch dobrego humoru słychać nawet na zewnątrz, więc przykładasz sobie rękę do ust i nerwowo gestykulujesz.
- Musimy być ciszej - szepczesz do towarzysza. - W końcu ktoś odkryje nasze miejsce. Naprawdę nie chcę już o sobie czytać, jako twojej potajemnej dziewczynie. - Dodajesz ze śmiechem.
- Haha, czemu? To prestiż! - upiera się, a ty dajesz mu kuksańca.
Zawsze łączyła was tylko przyjaźń. Mimo iż, wiedziałaś, że Ed to fajny facet. Nigdy jednak nie zabrnęliście za daleko, byliście swoimi skrzydłowymi i wiernymi kompanami.
- Rozmawiałem z kim trzeba, mamy dla siebie studio popołudniami. Na razie przez najbliższy miesiąc - kontynuował, przeżuwając swoją szarlotkę.
- Cudownie - zaklaskałaś. Taka opcja pasowała ci najbardziej, wieczorami wciąż śpiewałaś w knajpach, by utrzymać się w wymagającej stolicy. Kochałaś swoją niezależność i fakt, że nie musiałaś prosić rodziców o pieniądze. Cóż, nigdy nie lubiłaś mieć długów wdzięczności. U nikogo. Mimo to, Edowi nie wypłacisz się chyba do końca życia. Uśmiechasz się pod nosem.
- Zbieram się - rudzielec zerka na swój drogi zegarek. - Mam wywiad na końcu miasta. - Wyjaśnia, zakładając swoją kurtkę.
- Leć, sława wzywa - rzucasz sarkastycznie.
- Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, ciebie też to będzie czekać - Ed mruga okiem.
- Skąd wiesz, że uda mi się wybić? Przecież moja płyta może okazać się niewypałem i nikt nie będzie chciał ze mną współpracować - twoje brwi ściągają się, tworząc na środku małą zmarszczkę.
- Zaufaj mi, wyczuwam talent na odległość - podnosi ręce w obronnym geście. - Poza tym, hej, jesteś moją potajemną dziewczyną! - dodaje, na co oboje zanoście się, znów zbyt głośnym, śmiechem. - Więcej wiary w siebie. - szepta ci na odchodne i zakłada swój kaptur, znikając w tłumie ludzi, załatwiających w porannym pośpiechu sprawy niecierpiące zwłoki.
Zamykasz oczy i bierzesz głęboki oddech, zaciągając się rześkim powietrzem po deszczu. Otulasz szyję niebieskim, jedwabnym szalikiem i kierujesz swoje kroki w stronę jednego z londyńskich, katolickich cmentarzy.
Nigdy nie rozmawiałaś z Edem o jego relacjach z Sue, ale przeczuwałaś, że mieli romans. Dobrze wiedziałaś, że jej śmierć zabolała go o wiele bardziej niż to pokazywał. Minęło już pięć miesięcy, tylko i aż, a ty wciąż zadajesz sobie pytanie dlaczego, gdy tak jak dziś, zapalasz znicz na jej grobie. Umierała obok ciebie, a ty zaślepiona możliwością robienia kariery, nie zauważyłaś niczego.
I wiesz, że nigdy sobie tego nie wybaczysz.


A kiedy wyjdzie słońce
będziemy jedynie pyłem, konturami na naszych dłoniach.


Ed po omacku znalazł włącznik światła i już po chwili jego wiązki wypełniły dość przestrzenne pomieszczenie. Wytarłam lekko spocone dłonie w swoje obcisłe dżinsy. Denerwowałam się i miałam wrażenie, że moja obojętna mina tego nie ukryje. Studio było dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Zdjęłam z pleców gitarę i ściągnęłam z niej czarny pokrowiec. Wydzielone miejsce za szybą aż czekało na moje przyjście.
- Więc tam będziesz śpiewać - rzekł rozbawionym tonem Ed, miałam wrażenie, że chciał rozluźnić, napiętą już, atmosferę.
Westchnęłam, wywracając oczami.
Rudzielec wydawał się zignorować moją minę, zaczął przyciskać coś na dużej konsoli.
Powoli weszłam do wydzielonego miejsca w tej ogromnej przestrzeni i usiadłam na skórzanym krześle.
- Dobra - Ed klasnął w dłonie. - Gdy u góry, lampka na zielono zaświeci się, to znak, że nagrywamy. Jak będziesz gotowa po prostu podnieś kciuk do góry. Widzę cię bardzo dobrze, ty oprócz szyb nie widzisz niczego, to pozwoli ci się skupić. - Wyjaśnił. Rzeczywiście dopiero teraz spostrzegłam, że szyba odbija moją sylwetkę, w ten sposób nie mogłam zobaczyć, co dzieje się w studio. To dobrze, nic mnie nie rozpraszało. Wypuściłam powietrze ze świstem i ustawiłam mikrofon, w uszy wcisnęłam małe słuchawki. Poprawiłam gitarę i chwyciłam pierwszy akord.
- Gotowa? - usłyszałam głos Eda w moim lewym uchu.
Pokiwałam twierdząco głową.
- Pamiętaj, że jesteś najlepsza - dodał jeszcze, co tylko podniosło mnie na duchu. Ciepło rozlało się po moim ciele. Uśmiechnęłam się pod nosem i zamknęłam oczy, wybijając pierwszy dźwięk na gitarze. Zaczynałam coś, co chciałam zrobić już od dawna. Poświęciłam tak wiele, by stać tu, gdzie stoję. Czasem coś się po prostu dzieje, a my nie mamy na to wpływu. Czasem możemy tylko o tym zaśpiewać...
I mam nadzieję, że to wszystko zostanie mi wybaczone.


I twoje buty znikną,
I ciepła twojego ciała nie będzie już przy mnie.

 

Docks. h.s. / zakończonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz