V

106 7 1
                                    

Megan

Po umyciu i przebraniu, wyszłam z domku i skierowałam się na arenę.

Gdy dotarłam na miejsce kilkoro półbogów rozciągało się lub ćwiczyło w parach albo na manekinach.

Gdy rozglądałam się zauwarzył mnie jakiś chłopak i zaczął zmierzać w moim kierunku.

- Hej, jestem Percy Jackson syn Posejdon.

- Megan Stones, córka Aresa

Uscisnelismy dłonie

- Wiem, zrobiło się o tobie dość głośno

- No tak - potarłam kark

- Ale teraz jest szermierka, więc może mały pojedynek? - uśmiechnął się przyjaźnie

- Zawsze chętnie - uśmiechnęłam się, i podążyłam za chłopakiem który kazał wszystkim usiąść na trybunach.

Sięgnęłam po moje ostrza (które pojawiały się kiedy były potrzebne i znikały gdy ich nie potrzebowałam) i stanęłam w bozycji bojowej. Chłopak wyciągnął z kieszeni długopis który po pstryknięciu zmienił się w miecz.

- Może lepiej załóż zbroje, co? - dla podkreślenia tych słów postukał pięścią w napiersnik.

- Nie potrzebuje jej - wzruszyłam ramionami, na co tylko chłopak uniusł jedną brew i westchnął.

- Jak chcesz

I zaatakował.
Odebrałam jego cios. I zajęłam się atakiem. Percy dobrze się bronił. Cios z prawej, lewej z góry. Miałam wlaśnie uderzyć z półobrotu gdy mój przeciwnik złapał moją nogę
unieruchamiając ją i odpychając mnie tak że upadłam na plecy.

Chłopak ze zwycięskim uśmiechem przyłożył mi miecz do gardła.

- I co teraz? - zaśmiał się. Ale ja miałam plan.

Jednym zwinnym ruchem uderzyłam  w broń Percy'ego i kopnęłam go nogą w brzuch przez co miałam szansę wstać.
Podeszłam do chłopaka i zaczęłam atakować. Jednym ruchem rozciełam mu ramię przez co syknął i zatoczył się kilka kroków. Chłopak niestety nie pozostał mi dłużny i rozciął mi policzek, nie przejęła się tym zbytnio. Przeciwnik był trudniejszy niż podejrzewałem, więc zdecydowałam się na pewien trik.
Odsunełam się trochę by wziąść rozbieg, wybiłam  i zrobiłam salto nad zdekoncentrowanym chłopakiem. Po wylądowaniu odwruciłam się i uderzyłam nogą w plecy przez co upadł. Jedną noge postawiłam na Percym który już przegrał i dobrze o tym wiedział.
Jedno z moich ostrzy przyłożyłam do tyłu głowy.

Z trybun rozległy się gwiazdy i oklaski. Puściła chłopaka i pomogła mu się podnieść.

- Ładna walka - powiedziałam

- Walczysz niesamowicie, ale wiesz co, teraz będą się śmiać że przegrałem z dziewczyną - westchnął z uśmiechem

- No cóż, trzeba było nie chcieć popisać się przed "nową" - wyszczeżyłam się.

- Haha bardzo śmieszne , wiesz co, idę do infrymeri (aut. Przepraszam jeśli źle napisałam) - powiedział poczym, zaczął zmierzać w stronę wyjścia jednocześnie krzycząc do innych że zajęcia skończone.

Schowałam miecze i przejechałem opuszkami palców po ranie na policzku. Syknełam cicho.

Krew sączyła się intensywnie. Dobrze że w mim domku była apteczka więc postanowiłam że sama sobie poradzę. Zmierzyłam więc w jego kierunku .

Gdy weszłam do środka nikogo nie było co było mi na korzyść. Nikt nie będzie mi przeszkadzał.
Skierowałam się prosto do łazienki.

Obejrzałam ranę w lustrze, nie było za dobrze. Potrzebne było szycie. Przetarłam twarz, zdezynfekowałam rozciecie i zaczęłam zszywać.

Dobrze że podczas wojny wyszkoliłam się na lekarza polowego więc zeszycie takiej rany nie było problemem.
Na zaszytą ranę  nakleiłam duży plaster i wzięłam gryzą ambrozii by szybciej się goiło. Wyszłam z łazienki i położyłam się na łóżku by chwilę odsapnąć. Nagle do moich uszy dotarł dźwięk konchy na obiad więc wstałam i poszłam w stronę pawilonu jadalnego. Po drodze spotkałam mojego rywala z pojedynku.

- Byłaś w infrymeri? Nie widziałem cię a dopiero co stamtąd wyszłem?- pokazał swoje obandarzowane ramię

- Poradziłam sobie, trzeba było tylko zszyć, nic poważnego. - odparłam, na co Percy tylko uniusł brwi ale nic nie powiedział i w ciszy doszliśmy do jadalni.
Gdy byliśmy już na miejscu każde z nas poszło do swojego stolika.

Usiadłam zaraz koło Shermana mojego brata i "zamówiłam" sobie sałatkę.

- Nie jesz mięsa? - spytał ze zdziwieniem mój brat. No tak dzieci Aresa były, no cóż... Mięsorzerne.

- Jestem wegetarianką - odparłam

- Aha? - raczej spytał, na co tylko prychnełam i zajęłam się swoim obiadem.

Po obiedzie udałam się na szczelnie z łuku, co nie szło mi najgorzej.
Wieczorem poszłam na ognisko gdzie poznałam się z wieloma osobami.

Tak minęły mi 2  następne tygodnie.

Przywrócona  °¦ Leo Valdez ¦°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz