Rozdział 55

235 16 11
                                    

Mijały dni, tygodnie aż w końcu minął cały miesiąc. Rozpoczął się zimny grudzień, lecz mimo oczekiwanych postępów w sprawie Lewickiej nie przyniósł wyczekiwanego rozwiązania. Adam - brat Kornela - ostatnimi czasy stał się częstym gościem w naszym domu. Chociaż słowo "gość" może być tutaj nie najwłaściwsze. Bywalec.
Jego obecność zawsze wywoływała u mnie nieprzyjemne uczucie zmieszania, dlatego starałam się unikać sytuacji przebywania z nim sam na sam.

Dochodziła godzina piętnasta. Po nakarmieniu Lilci i położeniu jej spać postanowiłam zabrać się za przygotowywanie obiadu. W końcu miałam jeszcze calutkie dwie godziny. Tym razem mój wybór padł na tradycyjne polskie danie - pierogi. Chciałam zrobić przyjemność w głównej mierze Kornelowi, który od początku tygodnia miał na nie ogromną ochotę. Szło mi całkiem nieźle, dopóki nie usłyszałam dzwonka, którego dźwięk rozległ się w całym domu. Nie chcąc obudzić dopiero co ukołysanego dziecka, czym prędzej pobiegłam do drzwi i nie patrząc przez wizjer przekręciłam kluczyk w zamku.

- Witam piękną panią.

- O, Adam... - Skrzywiłam się. - Cześć...

- Mogę wejść?

- Jestem zajęta. - Oznajmiłam, co właściwie nie było dalekie od prawdy.

- A co robisz?

- Obiad.

- No to świetnie się składa, bo akurat jestem o samym śniadaniu. - Uśmiechnął się, mimo mojej cichej nadziei uniknięcia jego towarzystwa, wpraszając się do środka. - Pomogę ci.

- Nie trzeba...

- Jesteś sama?

- Mhm...

- To co tam robimy? - Chcąc nie chcąc ruszyłam za nim do kuchni.

- Poradzę sobie s...

- O, pierogi. - Zauważył. - Czytasz mi w myślach?

- Jasne... - Powiedziałam pod nosem i nie zwracając na niego przesadnie dużej uwagi wróciłam do wykonywania wcześniejszej czynności.

- W czym ci pomóc?

- Ale naprawdę nie trzeba... - Naszą krótką wymianę zdań przerwał hałas dochodzący z pierwszego piętra, który właściwie był dla mnie pewnego rodzaju wybawieniem z tej niezręcznej sytuacji. - O, przepraszam...

Ruszyłam po schodach na górę, chcąc nie chcąc cały czas czując na sobie wzrok mężczyzny. Teoretycznie mogło mi się wydawać, ale praktycznie - wcale tak nie było. Zmieszana weszłam do pokoju, gdzie w końcu mogłam pozbierać wszystkie swoje myśli. I ułożyć plan jak skrócić swoje męczarnie. Choć przy płaczącym dziecku było to nie lada wyzwaniem.

- No już, cichutko... - Odezwałam się. - Co tu się podziało, hm? - Wkrótce okazało się, że nawet zmienienie brudnej pieluszki nie poskutkowało uspokojeniem się dziecka. Nie byłam do końca pewna co jest powodem jej niezadowolenia i w takiej niewiedzy krążyłam po pokoju, starając się ją uspokoić. - A kto tu otworzył to okno? -
Zdziwiłam się, jednak moje rozmyślania zostały przerwane przez głosy, a właściwie krzyki dochodzące z dołu. Głęboko wzdychając zeszłam po schodach i stanęłam w przedpokoju, przysłuchując się kłótni dwóch znajomych mężczyzn.

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie życzę sobie tutaj twojej obecności?!

- Ale Korni...

- Nie! - Wtrącił tamten. - Nie chcę cię nigdy więcej widzieć na oczy, rozumiesz?!

- Przestańcie! - Krzyknęłam, co nie uszło ich uwadze. Ich spojrzenia zwróciły się w moim kierunku i utkwiły na płaczącym niemowlaku. Przynajmniej oni zamilkli.

Łucja Wilk - Sound Of Silence Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz