15. Ewa

843 84 15
                                    

    Kiedy wróciłam po szkole do domu, panowała niezmącona niczym cisza. Jak zwykle, byłam sama, i o ile kiedyś nie było to zbyt uciążliwe, o tyle teraz powodowało gonitwę ponurych myśli. Rozebrałam się, rzuciłam torebkę w kąt przedpokoju i bez obiadu, czy choćby kawy, poszłam do swojego pokoju. Nie zapalając światła, usiadłam na łóżku, podciągając kolana pod brodę i jeszcze raz rozpamiętywałam chwila po chwili to, co stało się tamtego dnia.

    Rano byłam taka szczęśliwa i pełna entuzjazmu, że wreszcie przedstawię Michaiła dziadkom. A później — wszystko uleciało z hukiem, dynamicznie jak przekłuty balon. To znaczy z nie chodziło mi o uczucie do chłopaka, którego przecież wciąż kochałam, ale o to, jak zapatrywałam się na własną przyszłość. Wypadek otworzył mi oczy na to, że sceptycyzm Roberta był uzasadniony.

   Pewnie nie powinnam wychodzić tak bez słowa, nie pozostawiając po sobie ani odrobiny czułości na pożegnanie. Prawdę mówiąc, zachowałam się jak ostatnia suka, ale wiedziałam, że najmniejszy dotyk sprawiłby, iż porzuciłabym podjętą decyzję. Michaił miał jednak wiele racji: nie różniłam się od Kaśki, przynajmniej nie pod względem efektu, jaki wywołałam tym wszystkim w chłopaku. Jasne, że nie zrobiłam tego z wyrachowania i mnie też było ciężko, tyle że niczego to nie zmieniało.

  Przypomniało mi się, jak wychodziłam z budynku szpitala i wsiadłam z ojczymem do samochodu.

   — Ten chłopak to jakaś pierdolona chodząca autodestrucja — mruknął Robert, ruszając autem zastępczym, podstawionym przez ubezpieczyciela. Widać było, że był wzburzony, przecież zazwyczaj nie przeklinał. — Prędzej czy później sam siebie zniszczy, oby tylko nie pociągnął nikogo niewinnego za sobą.

   — Nie znęcaj się już — odpowiedziałam mu wtedy cicho.

   — Nie znęcam się, tylko chcę ci otworzyć oczy. Im szybciej, tym łatwiej się pozbierasz.

   — Zerwałam z nim, okej? — wyszeptałam, patrząc na szare, brudne i nieciekawe miasto, przelatujące mi przed oczyma. Robert spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

    — Chciałbym powiedzieć, że mi przykro, ale musiałbym skłamać — odparł w końcu. Nie odezwałam się już do końca podróży. W zasadzie, unikałam go przez kolejne dni.

   Wstałam, motywowana głodem. Wiedziałam, że ojczym niedługo wróci z pracy, a ja nie chciałam się z nim spotkać, postanowiłam więc naprędce zrobić sobie coś do jedzenia. 

   Kiedy wyciągałam talerzyk z szafki nad blatem, wypadł mi on z rąk, odbił się od drewnianej krawędzi i z hukiem spadł na szare kafelki, rozsypując się w drobny mak. Zaklęłam pod nosem sama na siebie, ale cóż mogłam poradzić na to, że wszystko leciało mi z rąk. Łzy frustracji popłynęły spod powiek, paląc w policzki tak, jak wtedy.

   Odwiedziłam chłopaka, licząc naiwnie, że może ogarniemy jakoś naszą relację. Nie chciałam znów się z nim wiązać, ale miałam nadzieję na przyjaźń, a przynajmniej zgodę. Sądziłam też, że może moja obecność magicznie go uzdrowi, zmotywuje do wstania z łóżka i ruszenia dupy do prawdziwego życia. Tyle że depresja tak nie działała.

   Osiągnęłam tylko tyle, że wyładował na mnie emocje, które dusił od wielu dni, a ja po zamknięciu drzwi do jego pokoju wybuchnęłam płaczem.

   Otarłam szybko łzy i zamiotłam odłamki szkła. Wiedziałam, że część wpadła pod meble, ale nie miałam ani czasu, ani siły na ich odsuwanie; postanowiłam to odłożyć na później. Przeszła mi też ochota na jedzenie, jednak racjonalne myślenie wzięło górę i przygotowałam sobie dwie kanapki, z którymi wróciłam do pogrążonego w ciemności pokoju.

Szron we włosach ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz