Spotkanie z przyjaciółmi przebiegło bez większych kłopotów, nie licząc momentu, w którym Thor opowiadając swoją historię z makietą, szepnął kilka zdań o jednej z bójek Tony'ego. Nie byłoby to aż tak upokażające, gdyby wcześniej Tony nie powiedział, że u niego wszystko w porządku, a inni uczniowie bardzo go lubią. Racja, było tak, ale nie wszyscy zaliczali się do tego grona. Jednak reszta avengers nie drążyła tematu, twierdząc jak jeden mąż, że Tony'ego nie powinno się denerwować ze względu na całą sytuację. Czas wcale nie goił ran, lecz powstawały paskudne blizny, gotowe w każdej chwili się rozerwać.
Clint opowiadał, że już zdążył wylądować kilka razy u dyrektora, chociaż jego nauczyciele byli luźni i ciężko było ich zdenerwować. Bruce twierdził, że na uczelni w Massachusetts poziom nauki jest bardzo wysoki i Tony byłby tam jak w niebie, liczne projekty z fizyki i chemi co kilka dni oraz ciekawe tematy wykładów. Kilka tygodni temu dodałby, że jest tam mnóstwo pięknych dziewczyn, ale od kiedy avengers dowiedzieli się, że Tony jest gejem omijali ten temat.
Po spotkaniu Tony wrócił do domu i odczytał wszystkie wiadomości od Ultrona. Co drugie słowo to była obelga, a co trzecie przekleństwo. Stark zastanowił się jakim cudem Banner normalnie się porozumiewa z innymi ludźmi skoro chce mu się pisać tak długie wiadomości.
Tony kompletnie jednak olał tą sprawę i zakopując się pod ciepłą kołdrą zapadł w mocny sen, przypominający ten zimowy. Może i chciał przespać całą zimę. Wtedy obudziłby się na wiosnę i istniało małe prawdopodobieństwo, że razem z nim obudzi się Steve, by razem rozkoszować się porą zakochanych. Chociaż skoro Steve wolał wpaść pod ciężarówkę, niż powiedzić Tony'emu, że go kocha... Chłopak wtulił twarz w poduszkę, starając się odgonić z głowy złe myśli.
Przespał prawie całe popołudnie, budząc się pod wieczór z obolałymi kośćmi i zawrotami głowy. By ustalić porę dnia, chociaż można powiedzieć, że nie wiedział nawet jaki był dzień, sięgnął po telefon, leżący na podłodze ze świeżo pękniętą szybką. Nie przejął się tym, podobnie jak kilkunastoma wiadomościami. Podszedł do szafy i wyciągnął z niej komplet ubrań, które szykował sobie zawsze po przyniesieniu ciuchów z pralni na dwudziestym szóstym piętrze. Położył je na szafce nocnej obok łóżka i z powrotem poszedł spać, nie kłopocząc się z przebraniem w piżamę.
Pomimo kilku godzin snu za dużo nie czuł się wcale wypoczęty. Nogami szurał o podłogę, ręce zwisały mu wzdłuż ciała jakby w ogóle nie miał w nich mięśni, oczy miał czerwone i podkrążone, a włosy były sztywne jak druty. W pierwszej kolejności pomyślał, że dzięki swojemu wyglądowi może zostać w domu, a ewentualnie iść do Steve'a. Lecz ten pomysł szybko wyleciał mu z głowy, gdy zdał sobie sprawę, że zamartwianie się na uczelni jest lepszym pomysłem niż zamartwianie się w domu. Tam musiał udawać, że wszystko jest dobrze, a w domu płakałby w poduszkę długie godziny.
Jednak ten jeden raz jego geniusz się pomylił. Nie miał siły by dojść na drugie piętro, a następnie użerać się z nauczycielem, któremu przerwie w połowie wykładu, wchodząc do klasy. Usiadł więc na schodach i zakrył twarz dłońmi. Nie wiedział ile siedział w tej jednej pozycji, chyba długo bo jakiś student przeszedł obok niego i szturchnął go ostrożnie w ramię.
-Wszystko dobrze? Nie wyglądasz zbyt zdrowo.- z transu rozmyślania nad bolesną egzystencją wyrwał go dobrze znany mu głos.
Podniósł głowę do góry by ujrzeć nad sobą sylwetkę Aldricha Killiana*, chłopaka, z którym siedział na kilku przedmiotach. Przez pierwsze trzy tygodnie uznawał go za typowego rywala, który starał się mu dorównać, lecz po jakimś czasie znaleźli wspólny język. Zamiłowanie do nauk ścisłych, a zwłaszcza do fizyki i chemii, dało im niezłe pole do popisu przed innymi studentami. Tony był na prawdę zdziwiony z faktu, że chłopak, którego olewał w podstawówce, był na jego poziomie intelektualnym.
-Długa historia- powiedział od niechcenia.
Alrich usiadł obok niego. Był synem byłego współpracownika Howarda, więc Tony tym bardziej nie spodziewał się, że ktoś taki jak on okaże się być dobrym kompanem, chociaż jego ambicje były czasem większe niż zdrowy rozsądek.
-Takie są najlepsze- powiedział z uśmiechem. Przez chwilę starał się rozluźnić atmosferę, lecz widząc ciągle pochmurną twarz Starka zamilkł, czekając aż ten sam zacznie mówić co go dręczy.
-Eh... Znasz Steve'a Rogersa, prawda?- spytał, choć znał odpowiedź na to jakże oczywiste pytanie.
-Złote dziecko- zaśmiał się.- Chciaż gdyby nauczyciele wtedy wiedzieli o Avengers, straciłby to miano.
-Ta... Chodzi o to, że pod koniec wakacji... gdy jechał do Massachusetts...- Tony czuł jakby w jego gardle pojawił się drewniany klocek, którego nie potrafił się pozbyć.
Aldrich spojrzał na niego uważnie. Nigdy nie widział by Tony, albo jego ojciec, z którym miał kiedyś częsty kontakt ze względu na stanowisko ojca, płakał. Killian położył rękę na jego ramieniu, nie do końca rozumiejąc co się wydarzyło w jego życiu.
-Nie musisz tego mówić.
-Kiedy jechał, wpadł pod ciężarówkę- dokończył, a potem wybuchł płaczem.- Zdążyłem mu powiedzieć tylko, że go kocham- powiedział bez namysłu.
Aldrich spojrzał na chłopaka i przeczesał mu dłonią włosy.
-Mimo wszystko dobrze jest czasami mieć możliwość powiedzenia komuś co go dręczy.
~$$$~
*Dla tych co nie pamiętają, Aldrich Killian był głównym antagonistą w trzeciej części Iron Mana. Postanowiłam jednak ciutkę zmienić jego postać i mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.Przepraszam, że rozdział krótki (nie dobiłam nawet do 900 słów) ale miałam tydzień zawalony nauką i olałam w tamtym tygodniu Soulmate ale postaram się nadrobić zaległości
CZYTASZ
Padał wtedy deszcz / Stony
Fanfiction-Steve. -Tak? -Ko-kocham cię. Tony powinien się nauczyć, że niektórych rzeczy nie powinno mówić się przez telefon