Rozdział 13

287 15 7
                                    

Pov. Edith

-Kto to był? - zapytał nadal zdziwiony Frans.

-Znajoma twarz.

-Skąd go znasz?

-Długa historia, nie pytaj już tyle.

Przestał pytać. Chwilę potem poszliśmy do domu. Odprowadził mnie pod same drzwi. Przytuliłam go na pożegnanie i weszłam do środka ale za długo tam nie byłam bo Loki chciał wyjść na spacer.

Gdy wracaliśmy ze spaceru na ulicach były pustki a bynajmniej tak sobie wmawiałam ale rzeczywistość była inna a mianowicie cały czas czułam, że ktoś za mną idzie. Odwracałam się ale nikogo nie widziałam. Nie uciekałam, nie panikowałam, szłam jak gdyby nigdy nic. Pech chciał, że Lokiemu zachciało się wejść w jakąś uliczkę i mimo że ciągnęłam go w przeciwnym kierunku, on nie dawał za wygraną. Poszłam za nim i modliłam się w duchu by nikogo tam nie było. Uliczka nie była jakaś mega odcięta od świata ale jednak miała jakiś mroczny nastrój.
Odwróciłam się raz jeszcze i wtedy już wiedziałam, że nie jestem sama, ktoś cały czas mnie śledził. Zaczęłam iść szybszym tempem ale to nic nie dawało bo słyszałam kroki coraz głośniej, był coraz bliżej. Puściłam smycz Lokiego żeby oddalił się trochę ode mnie, wolałam żeby coś stało się mi a nie jemu.
Był coraz bliżej, nie widziałam sensu w uciekaniu bo i tak by mnie dogonił, kondycji to ja najlepszej nie mam.
Chwycił mnie za ramię i przywarł do ściany, przyłożył mi nóż do gardła. Teraz widziałam lepiej jego twarz, był to Jonathan. Od początku czułam, że coś z tym typkiem jest nie tak, bałam się.

-Czego chcesz?! - zapytałam odważnie żeby nie wyczuł strachu, nie odpowiedział.

Zaczęłam krzyczeć, zasłonił mi usta ręką. Przybiegł Loki i zaczął gryźć go w nogi, ten próbował go odganiać ale nic z tego. Loki chwycił go za rękę.

-Ajj, cholerny pies. - puścił mnie i wbił nóż w Lokiego. Jeden raz, drugi...

Próbowałam coś zrobić ale on był za silny, zaczęłam więc krzyczeć tak głośno jak się da. Ludzie zaczęli otwierać okna, Jonathan się przestraszył i uciekł.
Szybko podbiegłam do Lokiego, krew była wszędzie, zaczęłam płakać, krzyczeć. Ludzie wychodzili z bloków, patrzyli co się dzieje, dzwonili gdzieś.
Loki umarł na moich rękach.

Po paru minutach przyjechała policja i weterynarz, pozwolił mi się pożegnać z Lokim po czym go zabrał a ja ryczałam jak głupia. Już nigdy nie zobaczę mojego pieska, nigdy go nie przytule a on nigdy mnie już nie poliże, nie wyjdę z nim na spacer. Dlaczego?

Pojechałam z policją na komisariat żeby opowiedzieć im cały przebieg zdarzeń. Powiedzieli, że będą szukać dowodów i to tyle, wyszłam.

Gdy weszłam do pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać w poduszkę, coraz mocniej to do mnie docierało.

W pokoju spędziłam cały dzień na przemian płacząc i wściekając się.
Matka oczywiście zrobiła mi awanturę i wmawiała, że to moja wina bo spotykam się z jakimiś szemranymi typkami. Jeszcze bardziej się po tym popłakałam. Po całym zajściu jak zwykle wszyscy zniknęli z domu a ja zostałam sama, czasem zastanawiam się co oni robią całymi dniami poza domem, ale tylko czasem bo na ogół mnie to nie interesuje.
Zadzwonił telefon.

-Tak? - odezwałam się.

-Witam, tu komenda główna policji.

-Dzień dobry.

-Chcieliśmy Panią poinformować, że złapaliśmy podejrzanego ale będzie Pani musiała przyjechać i potwierdzić czy aby na pewno to on na Panią napadł.

-Dobrze, przyjdę dzisiaj.

-Dziękuję, do widzenia.

Rozłączyli się i zaraz zadzwonił dzwonek do drzwi. Matko czy ci ludzie nie mogą przystopować.
Otworzyłam je i od razu miałam ochotę je zamknąć.

Pov. Joel

Ujrzałem ją w drzwiach. Od razu zauważyłem, że coś się stało. Oczy miała czerwone i podkrążone, widać, że nie spała. Płakała na pewno.

-Cześć Edith. - powiedziałem niepewnie.

-Joel, miałeś dać mi spokój.

-Nie potrafię, cały czas o tobie myślę.

-To nie jest najlepszy moment.

-Proszę Edith.

-No dobra wejdź. - rzuciła od niechcenia. - możesz sobie usiąść czy coś, jak tam chcesz.

-Dzięki. Gdzie jest Loki? Może chociaż on ucieszy się na mój widok. - zaśmiałem się i od razu pożałowałem tego co powiedziałem.

Edith oparła się o ścianę, osunęła na ziemię i zaczęła płakać.
Nie za bardzo wiedziałem co zrobić więc usiadłem obok niej i wtuliłem ją w siebie, o dziwo nie protestowała.
Siedziałam z nią tak dobre dziesięć minut aż w końcu się odezwała.

-Loki nie żyje... On go zabił.

-Kto go zabił?

-Jonathan.

-Oh Edith, mogę ci jakoś pomóc?

-Tak, możesz mnie nie puszczać jeszcze przez chwilę.

-Nie miałem zamiaru cię puszczać.

Może to głupie ale czułem się jakbym miał ją tylko dla siebie, jakby było tak jak na początku.

Pov. Edith

Ja wiem, że teraz mogę być uważana za tą złą. Najpierw Frans teraz Joel ale ja po prostu potrzebowałam odrobiny wsparcia. W tej chwili czułam, że nie jestem w tym sama. Muszę przyznać, że brakowało mi Joel'a, teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nadal pamiętam o tym, że mnie okłamał ale każdy zasługuje na drugą szansę. Odchyliłam się trochę, żeby spojrzeć na jego twarz i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Na początku był zdziwiony ale kiedy ogarnął co się stało po prostu pocałował mnie w czoło i mocniej do siebie przytulił.

When I Met You | Joel Pimentel [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz