Wzięła głęboki oddech, ostatni raz rozglądając się uważnie na boki i nieśmiało nacisnęła staroświecką klamkę.
Drzwi zatrzeszczały i niechętnie ukazały wnętrze, którego nie powstydziłby się żaden nawiedzony pałac. Weszła po drewnianych schodkach i przystanęła przed kolejnymi drzwiami, zaglądając przez przybrudzone szyby do środka.
Stał tam i niecierpliwie wystukiwał butem rytm o kamienną podłogę.
— Śmiało, panno Hale! — krzyknął, a jej zrobiło się głupio.
Poprawiła torebkę na ramieniu i stukając głośno obcasami, zbliżyła się do siwego staruszka. Głos nie zdradzał prawdziwego wieku mężczyzny, ale widać było, że szczęśliwie przeżył co najmniej trzy razy tyle wiosen, co ona.
— Dzień dobry — przywitała się grzecznie i nie bardzo wiedząc, co jeszcze mogłaby dodać, wyciągnęła dłoń w kierunku bibliotekarza.
— Czy dobry to się dopiero okaże — westchnął w odpowiedzi, ściskając mocno kościste palce Amandy. — Za mną, proszę. Porozmawiamy w gabinecie na piętrze.
Nie śmiała zaprzeczyć. Na razie rozpieszczała ją myśl, że może nie trafiła tu przez pomyłkę i faktycznie ma szansę na otrzymanie pracy, a co za tym idzie na zarobek. Pani Correns już kilkakrotnie upominała się o zaległe pieniądze, a Hale wciąż zapewniała, że oczywiście odda wszystko, co do grosza.
— Lubi pani książki? — zagadnął znienacka, a ona o mało nie przystanęła z wrażenia.
Ostatni raz czytała książkę w liceum, a to było dobre kilka lat temu.
— Lubię — potwierdziła, bo brak czasu wcale nie wykluczał zamiłowania do literatury.
— Chociaż tyle — Hopkins posłał dziewczynie zawiedzione spojrzenie i zatrzymał się przed mahoniowymi drzwiami do gabinetu.
Pot ponownie wystąpił mu na czoło, gdy zorientował się, że w środku ktoś już jest.
Alfa nie słynął z cierpliwości, ale staruszek nie spodziewał się, że od razu będzie chciał zaznaczyć swoje terytorium. Panna Hale uniosła lekko brwi, przyglądając się przerażonej twarzy towarzysza.
— Coś się stało? — zaniepokoiła się, rozglądając czujnie po korytarzu, ale nikogo nie zauważyła.
Nie była wilkołakiem i nie wychwyciła zagrożenia. Nie czuła zapachu mężczyzny, z którym miała spędzić resztę życia. Przez głowę Hopkinsa przelatywały setki myśli na minutę, a przyśpieszony oddech drażnił Jaspera, skrywającego się po drugiej stronie drzwi.
— Bardzo proszę — wskazał na wejście do gabinetu i wstrzymał oddech — ktoś już tam na panią czeka.
Zanim zdążyła zapytać, oddalił się pośpiesznie, jakby przypomniał sobie, że żelazko pali mu od godziny koszulę. Co miała zrobić? Zapukała niepewnie i usłyszawszy ciche zaproszenie, przekroczyła próg z szaleńczo bijącym sercem.
Przy oknie w rogu pomieszczenia stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, o urodzie raczej aryjskiej, jakby to określiła jej świętej pamięci babka.
Światło padające na jego twarz doskonale uwydatniło najmniejsze szczegóły, w tym ostre rysy twarzy. Miał bardzo jasne włosy, brwi i rzęsy, a oczy w ciemnym kolorze błękitu. Ubrany był w czarną koszulę, która jeszcze bardziej podkreślała nietypową urodę, jeansy i adidasy. Ostatni element garderoby średnio wpasowywał się w elegancki styl wiktoriańskiego gabinetu, ale był jak najbardziej namacalny. Zdawał się tworzyć pewną charakterystyczną dla mężczyzny manierę.
— Jasper Withell — rzucił od niechcenia, wprawiając ją w dziwne osłupienie.
Właściwie odkąd weszła do środka, czuła się dość... dziwnie. Miała wrażenie, że nie może oddychać tak swobodnie, jak na korytarzu, a przecież okno było otwarte i przez szeroką szparę do pomieszczenia dostawało się jesienne powietrze.
— Amanda Hale — wykrztusiła, na dygoczących nogach podchodząc do biurka, przy którym ustawione były trzy krzesła obite granatowym materiałem.
Withell zdążył przyzwyczaić się już do jej obecności i powoli uciszał swoją wewnętrzną bestię, która nakazywała mu się na nią rzucić.
Panna Hale była średniego wzrostu brunetką o zmysłowym spojrzeniu i zniewalającym uśmiechu. Na jej policzki wciąż wstępowały rumieńce, czyniąc ją bezustannie zawstydzoną. Była wąska w ramionach, za to miała krąglejsze biodra i delikatnie zarysowaną talię. Z ledwością utrzymywała się na szpilkach, w których przyszła i nie trzeba było być geniuszem, żeby od razu zorientować się, że nie chodziła w nich zbyt często.
— Proszę usiąść — zaproponował nieco zachrypniętym głosem, a dziewczyna posłusznie wykonała polecenie.
Jej zachowanie było nietypowe, a wilkołak wychwytywał coraz to ciekawsze szczegóły.
Nie zadawała pytań, nie kręciła się, nie rozglądała dookoła z zainteresowaniem. Po prostu siedziała, dłonie miała złożone na kolanach i wydawała się czekać na dalsze instrukcje. Sam nie wiedział, co go w niej tak niepokoi, ale był to chyba ten stoicki spokój, którym wręcz emanowała.
— Panno Hale — podjął wątek — do pani obowiązków będzie należało segregowanie przedawnionych dokumentów w archiwum, które znajduje się pod Instytutem i w bibliotece na parterze. Oba pomieszczenia są ze sobą połączone, toteż nie będzie pani zbytnio błądziła. Pozostali pracownicy wytłumaczą pani, co trzeba robić i jak trzeba to robić. Wygląda pani na bystrą, więc nie spodziewam się żadnych komplikacji i żeby to było jasne... nie chciałbym się ich spodziewać — na jego ostatnie słowa poruszyła się niespokojnie, ale Jasper celowo wywołał u niej taką reakcję.
Chciał zobaczyć, jak ten stoicki spokój na zostaje zaburzony i jak ta zmiana wpływa na dziewczynę.
— Wynagrodzenie końcowe będzie zależało od pani poczynań i postępów. Dzisiaj zostanie pani na dzień próbny, jutro zacznie od ósmej. Wymiary godzin są różne, nie zawsze będzie to osiem. Może ma pani jakieś pytania?
Amanda miała mnóstwo pytań, a właściwie same pytania, ale coś w tym człowieku ją przerażało i nie zamierzała ich zadawać.
— Nie, wszystko jest dla mnie zrozumiałe — szepnęła. — Dziękuję bardzo za rozmowę — chciała podać mężczyźnie dłoń, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła.
— Pan Hopkins zaprowadzi panią do biblioteki i zapozna z regulaminem, resztą pracowników, a przede wszystkim z nowymi obowiązkami — pożegnał ją chłodno, a ona czym prędzej wstała i podeszła do drzwi.
Gdy jej dłoń spoczywała już bezpiecznie na klamce, pan Withell odezwał się niespodziewanie.
— Proszę być uważną przy segregowaniu tych papierów — w jego głosie zabrzmiała jakaś złowroga nuta. — Nic tam nie znalazło się przypadkowo.
Kiwnęła głową i z ulgą wyszła na korytarz. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że znów zaczęła oddychać.
CZYTASZ
Luna
WerewolfAmanda Hale to zwyczajna dziewczyna, która marzy o miłości i życiu bez martwienia się niezapłaconymi rachunkami. Jasper Withell to dojrzały mężczyzna, alfa dużego stada, który od lat poszukuje partnerki. Nie w głowie mu jednak miłosna więź, a korzy...