Rozdział 28

50 7 0
                                    

Nigdy nie byłam w mieszkaniu Paula w Culver City. Nawet nie wiedziałam, że takie istnieje. Miałam jedynie świadomość, że Paul posiada ich kilka na terenie całej metropolii i niektóre udostępnia czasem testerom. Najczęściej eksploatowanymi mieszkaniami było to w Burbank, w Manhattan Beach i w Pasadenie. Ale liczyłam, że Paul posiada coś w pobliżu Beverly Hills i pozwoli mi tam podjechać, chociaż na tę krótką chwilę, żeby Sanderson nie musiał tłuc się po mnie przez całe miasto. Ta okolica jak najbardziej pasowała. Nawigacja pokazywała, że to tylko dziesięć minut drogi od hotelu „Hilton", oczywiście, jeśli na mieście nie ma większych korków.

Zatrzymałam się pod ładnym blokiem przy jednej z bocznych ulic. Budynek był ładny i zadbany, ale nie wyglądał na przesadnie luksusowy. To dobrze. Agnes nie należała raczej do super majętnych osób, raczej do tych, którzy po prostu żyją na dobrym poziomie, bez przesadnej wystawności. Wypasiony apartament nie pasowałby do jej wizerunku.

Weszłam na ostatnie piętro, a następnie przekroczyłam próg drzwi numer 301 znajdujących się zaraz przy schodach. Od razu w moje nozdrza uderzył zapach świeżego tynku. Tak jak wspomniał Paul, w mieszkaniu trwał właśnie remont. Cały pokój dzienny z aneksem kuchennym wyłożony był foliami, pod ścianą stały puszki z farbami, wiaderka z narzędziami i metalowa drabina. Reszta pomieszczeń prezentowała się już o wiele lepiej: łazienka z dużą wanną, do której aż chciałoby się wskoczyć oraz sypialnia z dużym, wygodnym łóżkiem, na którym postanowiłam usiąść w oczekiwaniu na figuranta.

Ten jednak się spóźniał, co odrobinę mnie zaniepokoiło. Sanderson należał do ludzi wybitnie punktualnych, co zostało podkreślone w kwestionariuszu na temat jego osoby, oraz potwierdzone przeze mnie tamtego południa na lunchu. Zawsze, gdy się z kimś umawiał, pojawiał się na czas, co do sekundy. Tymczasem zegarek pokazywał już ósmą dziesięć, a po Sandersonie ani śladu.

Może zwyczajnie coś go zatrzymało? Korek, roboty drogowe, coś w pracy? W końcu był szefem dużej firmy i miał pod sobą setki ludzi, których czasem musiał kontrolować. Sądząc, że figurant zapewne pojawi się za parę minut już od progu przepraszając za spóźnienie, podeszłam do szafy, gdzie znajdowało się lustro i poprawiłam makijaż.

Mijały minuty, a Sandersona jak nie było, tak nie było. Zegar wskazywał siedemnaście minut po ósmej. Zaczęłam coraz bardziej zastanawiać się nad przyczyną tego spóźnienia. Może podałam mu zły adres i teraz bezsensownie krążył gdzieś po mieście? Dla upewnienia się znalazłam wiadomość, którą mu wysłałam — adres się zgadzał. Poza tym, gdyby miał jakieś problemy, zawsze mógł do mnie zadzwonić. Przecież posiadał mój numer. A może to ja powinnam zadzwonić do niego?

Postanowiłam to zrobić, gdy dochodziła już ósma trzydzieści. Kwadrans spóźnienia jeszcze można wybaczyć, ale pół godziny? Musiało zatrzymać go coś bardzo ważnego. A jeżeli coś mu się stało?

Ku mojemu rozczarowaniu Sanderson nie odebrał. Uczucie szybko przeobraziło się w szczery niepokój. Figurant figurantem, nie żywiłam do niego żadnych szczególnych emocji, ale był on również zwykłym człowiekiem, któremu mogło się wydarzyć coś złego. Chociażby wypadek samochodowy; sama jakiś czas temu brałam udział w jednym. Statystycznie w okolicach Los Angeles dochodziło do około stu wypadków dziennie. To mógł być wypadek, albo i coś gorszego na przykład... zawał serca. Jako dyrektor wielkiej firmy na pewno żył w stresie, a to właśnie stres jest częstą przyczyną zawałów. A ukrywanie się z kochankami na pewno nie pomaga.

Po paru minutach spróbowałam zadzwonić jeszcze raz i w końcu po kilku sygnałach oczekiwania Sanderson podniósł słuchawkę. Odetchnęłam.

— Słucham? — powiedział nie wyrażającym żadnych emocji głosem.

Faithful, Unfaithful || A.I. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz