Jak pisałam we wcześniejszym rozdziale miałam zamiar „uczcić” 600 wyświetleń i z tej okazji opublikować jakiś one shot. Ale i ja, i moja wena stwierdziłyśmy, że to głupi pomysł, dlatego nie opublikowałam nic 🙂.
Jako że wcześniej starałam się wstawić coś w każdy weekend, to wyrzuty sumienia kazały mi coś z tym zrobić. A że nie mam już gotowych rozdziałów, to stwierdziłam, że wstawię to↓, jako dodatek. Jest to historia jak to wszystko się zaczęło, jeszcze tam w szkole.
Miłego czytania!
(Im dalej w las tym bardziej zdatne do czytania, więc proszę się za szybko nie zniechęcać.)Malfoy z desperacją przebijającą się przez jego maskę obojętności, przemierzał zamek. Niech szlag by tą McGonnagal! Kto normalny daje uczniowi listę na dobre uczynki, od której zależy jego przyszłość jako dożywotniego wyręczyciela Filcha?! I to za co? Za posiadanie nędznego eliksiru! POSIADANIE!!!
Niech no się tylko jego ojciec o tym dowie! To nic nie zrobi, bo po wojnie Malfoyowie stracili siłę przebicia. Szlag z tym Voldemortem! Szlag z McGonagal! I szlag z tą cholerną, nieoszukiwalną listą!Och, chwała Morganie ktoś siedzi sobie na oknie i ryczy! A wysłuchanie jest gdzieś wysoko na tej cholernej liście od tej cholernej McGonagal. Dobrze, czas mu się już kończył.
Dobrze? Czy on pomyślał „Dobrze”?! Otóż nie dobrze! To jest pieprzony Potter! Tak cierpieć za to, że miało się eliksir, który powoduje nieprzyjemne swędzące oparzenia połączone z obrzydliwą wysypką w strategicznych miejscach. Toż to nic niemoralnego! A w zamian jest tak potwornie torturowany! Pewnie pokutuje za grzechy całej ludzkości. Nie może tego zrobić Potter?! On pewnie chętnie by się poświęcił.
Co za okropna niesprawiedliwość losu!— Potter. – Przywitał ryczącego czarodzieja sadowiąc się na II końcu parapetu. Gryfon podniósł głowę ukazując może nie zapłakane, ale cierpiące oblicze.
— Odwal się Malfoy, nie mam teraz ochoty na twoje żałosne gierki! – Burknął w odpowiedzi.
— Ja tu chcę Ci pomóc, a Ty od razu mi ubliżasz! – Prychnął obrażony blondyn.
— No tak, już widzę jak Ślizgoni biegają po zamku, by nieść bezinteresowną pomoc. – Szare tęczówki wykonały pełne gracji półkole.
— Potter, do jasnej cholery, nie możesz sobie odpuścić na 5 minut udawania, że myślisz, powiedzieć mi co Ci na sercu leży, a potem się rozejść? Ja wypełnię swój cholerny dobry uczynek, a ty się komuś wygadasz. Obie strony będą miały swoje profity, więc możesz już zacząć.
— Dlaczego miałbym, na gacie Merlina, się zwierzać akurat Tobie?!
— Zanim wyjedziesz z tą żałosną gratką typu “mój najgorszy wróg” pozwól, że Ci wyjaśnię. Bo mnie gówno obchodzą twoje żałosne problemy. Nawet cię nie będę słuchał. – Blondyn popatrzył na swoją listę na której się zaświeciły wielkie czerwone litery tworzące: “UWAŻNIE WYSŁUCHAĆ”. – Och, pieprz się, cholerny śmieciu! Bez urazy, Potter, mówię do tego świstka.
— Tak ci odbiło, że gadasz do pergaminu?
— Wyładowuje złe emocje, poprzez ich werbalizację. To zdrowe, cymbale. Proponowałbym kiedyś wypróbować tę metodę radzenia sobie z uczuciami, biedna sierotko.
— Niby dlaczego miałbym się zwierzać Tobie?
— Bo nikt inny nie chce Ciebie słuchać. Możesz już skończyć tę farsę i zacząć gadać? Naprawdę nie mam ochoty marnować na ciebie więcej mojego czasu, niż to absolutnie konieczne.
CZYTASZ
(Oh) Dear...
FanfictionW mojej głowie wygląda to mniej więcej tak: Draco i Harry istnieją sobie, z dala od siebie, w dwóch różnych państwach. Do interakcji są zmuszeni, bo (cholera jasna!) ich synowie zechcieli się zaprzyjaźnić, no i angielski Departament Tajemnic to dno...