W lutym 1992 roku zabójca homoseksualistów zaatakował kolejny raz. Jego ofiarą był 48-letni Robert A., właściciel zakładu małej gastronomii. Mężczyzna został znaleziony przez współlokatora, któremu wynajmował pokój. Nagie ciało leżało na dywanie. Było przykryte poduszką i kołdrą. Przyczyną zgonu było silne uderzenie w tył głowy. Robert A. miał złamany nos oraz zawiązany na szyi przewód elektryczny. Mieszkanie było splądrowane, ale trudno było ocenić, co zginęło, ponieważ od piecyka zapalił się fotel i całe pomieszczenie pokryte było grubą warstwą czarnej sadzy.
Robert A. kilka lat wcześniej przeprowadził się do Łodzi z Wrocławia. Nie miał rodziny, nie utrzymywał kontaktów towarzyskich. Żył z zysków, jakie przynosiła mu niewielka smażalnia. Dodatkowy dochód miał z wynajmu pokoi w swoim domu. Nie odwiedzał łódzkich "pikiet". Prawdopodobnie proponował seks swoim pracownikom zatrudnionym w smażalni. Do pracy przyjmował wyłącznie młodych, atrakcyjnych mężczyzn. Ci, którzy odrzucali jego awanse, sami szybko odchodzili. Robert A. szukał również partnerów za pośrednictwem gejowskiej prasy i ogłoszeń.
Dziesięć dni przed śmiercią Robert A. sprzedał smażalnię, za którą otrzymał sporo pieniędzy. Po transakcji wpłacił je do banku. Być może zabójca liczył, że znajdzie pieniądze w mieszkaniu? Tego morderstwa także nie udało się wyjaśnić.