Roman Wkracza Do Akcji

5 1 0
                                    

Sześćdziesięciodwuletni Stanisław R. nie miał wrogów. Żył samotnie z niewielkiej emerytury. Od lat był znany w środowisku łódzkich homoseksualistów. Nie miał stałego partnera, co jakiś czas wybierał się na "łowy" na dworzec Łódź Fabryczna lub miewał partnerów przyprowadzanych przez innych. Tak też poznał swojego domniemanego zabójcę.

10 lipca 1993 roku Stanisław R. zaprosił do siebie znajomych. W mieszkaniu bawiło się mieszane towarzystwo, było kilka kobiet i paru mężczyzn. Jeden z nich - Krzysztof Z. - przyprowadził młodego mężczyznę o imieniu Roman.

- Mam na niego ochotę. Możesz mi go zostawić na noc? Nie będziesz miał żalu? - zapytał Krzysztofa Stanisław R. po kilku wypitych kieliszkach.

- Jest twój. Ja go już miałem. To wulkan. Zna się na rzeczy. Pozytywnie cię zaskoczy - szeptem odpowiedział Krzysztof Z.

Zanim uczestnicy imprezy rozeszli się do domów, gospodarz ustalił z Romanem, że ten zostanie u niego na noc. Następnego dnia kilku uczestników zabawy usiłowało się skontaktować telefonicznie ze Stanisławem R., w końcu poszli do jego mieszkania. Drzwi były otwarte. Stanisław R., ubrany w szlafrok, leżał w rozłożonej pościeli na tapczanie. Mężczyzna nie żył od kilku godzin. Miał rozległe obrażenia głowy i rany twarzy. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu było uduszenie. W jednej z wersji policjanci (od 6 kwietnia 1990 roku miejsce Milicji Obywatelskiej zajęła Policja) założyli, że zabójcą był mężczyzna o imieniu Roman. Ustalono, że Krzysztof Z. poderwał Romana dwa dni wcześniej, na "pikiecie" przy placu Dąbrowskiego. Zaprosił go do siebie do domu. Pojechali autobusem. W czasie jazdy do Krzysztofa Z. przysiadł się znajomy lekarz, który bacznie zlustrował Romana. Wypytywał go, gdzie mieszka i pracuje. Młody mężczyzna odpowiadał niechętnie i z ociąganiem, jakby ważył każde słowo.

- Wojtek, zapraszam do mnie na kawę - zaproponował po wyjściu z autobusu Krzysztof Z. lekarzowi. Ten, mimo dość późnej godziny, przystał na propozycję. Po wypiciu kawy, pożegnał się jednak szybko i wyszedł z mieszkania, zostawiając gospodarza z Romanem. Po wyjściu lekarza Krzysztof Z. zaproponował seks Romanowi. Młody człowiek zgodził się bez ociągania. Powiedział tylko, że musi wcześniej skorzystać z łazienki. Okazało się, że poszedł prać sobie slipki i skarpety. Resztę ubrania powiesił na krześle w pokoju. Z jednej z kieszeni spodni wystawał portfel z dokumentami.

- Warto sprawdzić, co to za facet - mruknął do siebie Krzysztof Z., który nauczony złymi doświadczeniami kolegów starał się być ostrożny. Już miał sięgnąć po portfel gościa, kiedy zza półprzymkniętych drzwi do łazienki usłyszał wołanie Romana.

Archiwum X Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz