Jeszcze długo po meczu w pokoju wspólnym Slytherinu były mieszane uczucia. Część osób była bardzo zadowolona z nowego nabytku czyli mnie, a część osób była wściekła na całą drużynę, że w tak głupi sposób to przegraliśmy. Flint jeszcze trochę w listopadzie pomęczył nas treningami dając nam mocno popalić. Również (o dziwo!) zaczął się do mnie przekonywać, a przynajmniej na początek zapamiętał moje imię co w tym domu jest rzadkością. Odnoszę wrażenie, że każdy do każdego zwraca się po nazwisku, a jeżeli tego nie robi to znaczy, że zaczyna być z tą osobą w bliskich relacjach. Cóż właśnie zasugerowałam, że jestem w bliskich relacjach z Marcusem Flintem... NIE! Zdecydowanie nie. Jeżeli nie ma sprawy związanej z Qudditchem to staram się go unikać co w sumie jest trochę zabawne patrząc na to ile spędzamy czasu razem na boisku. Stałam się nawet troche znana w szkole tylko jeszcze nie wiem czy przez mój pierwszy mecz czy przez Taylera, który chyba każdej napotkanej osobie o mnie wspominał... boję się dnia w którym mama wywoła dla niego zdjęcia z meczu, może zdarzyć się tak, że zrobi odbitki dla całej szkoły aby każdy miał moje zdjęcie. Na moje szczęście Maya nie podziela jego optymizmu i stara trzymać się na dystans.
Aby nie myśleć o zbliżających się świętach, wzięłam się za naukę. Powinnam raczej narzekać na to, że muszę się uczyć, ale mnie to po prostu interesuje i o zgrozo sprawia przyjemność. Cóż może oprócz astronomii i zielarstwa.***
Był pierwszy niedzielny grudniowy poranek kiedy Dafne wskoczyła na moje łóżko bezlitośnie mnie budząc...
- Wstawaj szybko!
- Nie mam zamiaru wstawać aż do popołudnia – mruknęłam nakładając kołdrę na głowę.
- Śnieg, spadł śnieg!
- Super jeszcze zimniej będzie w tych przeklętych lochach – od czasu kiedy rozpoczęły się minusowe temperatury nie dało się normalnie funkcjonować, w pokoju wspólnym i dormitoriach paliły się kominki, ale kiedy wychodziło się na korytarz można było stać się bryłą lodu momentalnie, dlatego też nikt któremu palce miłe nie chodził po korytarzu dopóki nie musiał.
- Wiem co poprawi Ci humor. Możesz rzucać w ludzi śnieżkami i raczej nikt się za to nie obrazi.
- Wreszcie jakiś pozytyw, mam kilka osób na mojej liście którym mogłoby się coś stać, ale nie może bo w Azkabanie jest pewnie jeszcze zimniej niż tutaj.
- Nie rozumiem, dlaczego Draco cały czas twierdzi, że nie pasujesz do tego domu.
- Bo jeszcze nie wie, że jest pierwszy na mojej liście.
- Dobra masz 5 min na ogarnięcie się inaczej wyciągnę Cię w piżamie na ten śnieg.
- Wiesz, że zaczynam uczyć się zaklęć z księgi zaawansowanej ?
- 5 min – powtórzyła nieco głośniej i wybiegła z naszego dormitorium.
Skąd Ci ludzie biorą chęci i siły na wstawanie o tej godzinie przecież to nie ludzkie! Chociaż nie powiem perspektywa obrzucenia paru osób śnieżkami bardzo mi się spodobała. Podniosłam się do pozycji siedzącej i dopiero wtedy zauważyłam, że Żabert spał przy moim boku. On tak jak ja nienawidzi zimna jakie panuje w lochach, więc jak najwięcej czasu spędza w moim łóżku, a jeżeli jest luźniej to kładzie się przy kominku.
- No maluszku wstajemy, pora zniszczyć paru osobą miłość do śniegu.
Wyciągnęłam nogi z łóżka wprost do moich kapci, które przysłali mi rodzice. To jeden z atrybutów bez których nie wyobrażam sobie życia w tym domu. Aby jak najmniej zmarznąć szybko przebrałam się w grubsze rzeczy oraz wzięłam ze sobą płaszcz wyjściowy z rękawiczkami, szalem i czapką. W planie miałam wstąpić jeszcze do Wielkiej Sali po coś do zjedzenia, ale nie miałam pewności, że coś tam jeszcze zastanę. W pokoju wspólnym siedziały głównie dziewczyny i to przy kominkach przypuszczam, że większość chłopaków biegała po błoniach. Jak najmniej myśląc o zimnie jakie panuje pobiegłam na śniadanie. Na górze nad poziomem lochów moja nowa jednostka na określanie gdzie jest najcieplej było już znacznie przyjemniej, ale nie tak ciepło jak przy kominku. Przy stole Slytherinu siedziało parę osób i też głównie były to dziewczyny jak się okazało jedną z nich była Millicenta.
- Cześć Milli.
- An! Wreszcie wstałaś.
- Gdyby nie Dafne to bym nie wstała.
- No tak Dafne chyba nikt w całym zamku nie cieszy się na śnieg tak jak ona. Ledwo co zjadła śniadanie i w podskokach pobiegła na błonia. W sumie Pansy nie lepsza też wybiegła w podskokach, ale z innego powodu. Draco i Blaise wpadli na jakiś super pomysł, którego nie chcieli nikomu zdradzić ale Pans to nie zraziło.
- Dzień jak co dzień w Hogwarcie, no może oprócz tego śniegu.
- Mówisz oprócz śniegu, ale przygotowana jesteś – skinęła głową na moje zimowe akcesoria.
- Proszę Cię nie mogłabym przepuścić takiej okazji by nie walnąć paru osobą śnieżką w twarz.
Śniadanie spędziłyśmy na śmianiu się z naszych przyjaciół co było miłą odskoczną od wszystkiego. Kiedy zjadłam niezliczoną ilość naleśników zaczęłam ubierać się by wyjść. Udało mi się nawet przekonać Millicente aby ze mną wyszła także zapewniłam sobie żywą tarczę. Chodź może lepiej żeby nie wiedziała, że nazwałam ją żywą tarczą...
Wydaje mi się, że cała szkoła zebrała się na błoniach, jeszcze nigdy nie widziałam w tym miejscu tyle ludzi. Najpiękniejszy był bieg profesora Quirella do zamku, ponieważ goniły go zaczarowane kule śniegu, niektórym z nich udało się nawet trafić profesora w tył głowy! Pomysł był oczywiście bliźniaków Weasley, którzy wręcz leżeli ze śmiechu za jedną z zasp.
- No dobrze Millicento, wchodzimy do gry! – w odpowiedzi usłyszałam jedynie jęk. – Na mój znak biegniemy do tej górki – wskazałam na kopiec śniegu w najdalszym rogu dziedzińca.
- A może jednak udamy się do biblioteki ? – zapytała z nadzieją
- Teraz! – krzyknęłam ignorując sugestię przyjaciółki.
Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia czy za mną biegnie na pewno wiem, że parę razy udało się komuś mnie trafić w rękę i plecy. Kiedy dopadłam do górki okazało się, że ktoś już się za nią chowa...
- No no Shafiq nie wiedziałem, że jesteś taka rozrywkowa.
- Wybacz Malfoy – mruknęłam i z impetem rozwaliłam mu śnieżkę na twarzy.
- Pożałujesz tego – zagroził kiedy dotarło do niego co się wydarzyło.
- Byłeś pierwszy na mojej liście, teraz możemy zrobić sojusz.
- Sojusz ? chyba żartujesz. Nie podaruje Ci tego.
- Oj nie bądź już taką marudą. Powiedz, że nie kusi Cię aby walnąć śniegiem Pottera albo Granger albo najlepiej połowę szkoły.
- Widzisz tą fortecę po drugiej stronie ?
- Tą wielką kupę śniegu.
- To forteca!
- Dobra dobra widzę tę fortecę.
- Tam siedzi Blaise i Teodor. Robimy zasadzkę na Fletchleya, Macmillana i Smith.
- Bo ?
- Bo są cieniasami, a panoszą się po dziedzińcu jakby byli czystej krwi.
- Z tego co wiem to Macmillan i Smith są.
- Nie ważne. Na znak Blaisa uderzamy.
- Nie byli na mojej liście, ale skoro jest okazja to wchodzę w to. Kto jest następny ?
Nie zdążył mi odpowiedzieć bo Zabini krzyknął „na nich!" i Malfoy wybiegł z kryjówki jak poparzony. Nie pozostało mi nic innego jak wybiec za nim. Z wielką radością uformowałam kulę śniegu i rzucałam w nasz cel. Korzystając z okazji, że Smith obrócił się do mnie tyłem rzuciłam mu się na plecy przez co wylądował twarzą w śniegu. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, ale podniosłam się z jego pleców i z dziwacznym śmiechem pobiegłam do fotecy. Chwilę po mnie przybiegła reszta.
- Nie wiedziałem, że angażujemy w nasz plan dziewczyny – sapnął Nott
- Tak jakoś wyszło – wzruszył ramionami Malfoy
- Chcę wiedzieć czemu rzuciłaś się na Smitha czy lepiej nie ? – zapytał z wielkim uśmiechem Zabini
- W sumie to sama nie wiem, ale jego głowa wylądowała głęboko w śniegu i to mi pasuje.
Zabawy w śniegu trwały dużo za długo, raz po raz zasadzaliśmy się na kogoś bez powodu, ale teraz starałam się na nikogo nie rzucać co było dość trudne, bo niektórzy wręcz się o to prosili. Przemoczeni do ostatniej suchej nitki postanowiliśmy wrócić do zamku. Plan był taki by przemknąć niezauważonym przy ścianie. Szłam jako ostania i na moje nieszczęście Draco tak jak obiecał zemścił się za śnieg na twarzy. Niczego nie podejrzewałam kiedy odwrócił się do mnie z wielkim uśmiechem dopiero po chwili dotarło do mnie, że to podejrzane ale było już za późno bo właśnie zaczął rozcierać na mojej twarzy ogromną kulę śniegu. Po tym incydencie wiedziałam, że nie podaruje mu tego i dopóki nie stopnieje śnieg będzie wojna.
Było mi strasznie zimno a wejście w sferę lochów jeszcze bardziej pogorszyło mój stan. Moje szczękanie zębami odbijało się od wszystkich pobliskich ścian. Chłopcy mieli jeszcze ochoty na żarty z Puchonów, a ja myślałam tylko o kominku w dormitorium. Bez słowa zostawiłam moich kompanów zbrodni w pokoju wspólnym i pognałam do sypialni.
- A któż to któż to. Ahhh to An! Ta co śniegu nie lubi schodzi z pobojowiska jako ostania.
- Nie ostatnia i nie z pobojowiska.
- Pobojowisko, tak mniej więcej określił to Smith kiedy szedł korytarzem lochów do Snapa.
- O nie! – oczami wyobraźni już widziałam jak profesor będzie kazał mi odśnieżać bez użycia różdżki drogę z zamku do głównej bramy, albo do chatki Hagrida.
- Spokojnie, nie zastał go. Nasz drogi opiekun miał widocznie ważniejsze sprawy niż siedzenie w swoim gabinecie i czekanie na skargi.
- A może jemu też jest zimno ?
- Myślę, że nie czuje różnicy w końcu jego serce jest równie zimne. A Ty jak nie weźmiesz gorącego prysznica to też zostaniesz zimna na zawsze.
To przypomniało mi, że pomimo ciepła płynącego od ognia nadal jestem mokra od stóp do głowy. Płaszcz, czapkę, szal i rękawice rzuciłam pod kominkiem do wyschnięcia. Wyciągnęłam z kufra jak najwygodniejsze ubrania i pognałam do łazienki.
Zaczynam myśleć, że to chyba cud, bo niczego sobie nie odmroziłam a stojąc pod gorącą wodą myślałam że zaraz mi coś odpadnie.
Kiedy zrobiło mi się na tyle gorąco, że zaczęłam się pocić wyszłam spod wody. Przez tak intensywnie spędzony czas nawet ręcznik wydawał się bardziej miękki niż zwykle. Nie przedłużając chwil w łazience wróciłam do dormitorium gdzie nadal w niezmienionej pozycji siedziała Dafne.
- Co robisz ? - zapytałam zaciekawiona.
- Natchnęłaś mnie ostatnio swoimi długimi listami, że sama postanowiłam napisać do rodziców i siostry.
- Wiem jak to jest być młodsza siostra siedząca w domu kiedy rodzeństwo bawi się w Hogwarcie. Pozdrów ją ode mnie.
- Oczywiście, że pozdrowię. Z moich opowieści polubiła Cię.
- Boję się co mogłaś opowiedzieć.
- Same dobre rzeczy.
- Mhm - jakoś nie mogłam sobie wyobrazić tych dobrych rzeczy jakie Dafne mogła o mnie napisać nie to że robię same złe rzeczy, ale raczej rodzeństwu nie pisze się jaka to koleżanka z pokoju jest miła i pomocna. - A tak swoją drogą gdzie Pansy i Millicenta ?
- Podobno w bibliotece. Pansy nie wytrzymała zbyt długo na śniegu, a Milli się chyba chowa przed Tobą bo boi się że będziesz zła że nie pobiegła za Tobą tylko do zamku.
Przynajmniej wyjaśniło się co stało się z moją żywą tarczą, najzwyczajniej w świecie uciekła! Rozłożyłam się na moim łóżku z nadzieją na krótką drzemkę. Niestety nie doszło do niej ponieważ na moim brzuchu pojawił się Żabert z kartką przy obroży.
- A od kiedy Ty robisz za sowę ? - zapytałam zdziwiona mojego kota w odpowiedzi dostałam tylko groźne spojrzenie spod łba. - dobrze już dobrze biorą kartkę i możesz zmykać.
Wyciągnęłam zawiniątko spod srebrnej obroży, a chwile później Żaberta już nie było. Byłam bardzo ciekawa od kogo ten liścik i kto wymyślił tak niekonwencjonalny sposób komunikacji.Mam nadzieje, że Żabert nie gniewa się na mnie za to, że go wykorzystałam ? Przekupiłam go rybą która „ukradłam" ze śniadania. Myśle, że tylko dlatego mi pomógł.
Spotkajmy się dzisiaj o 17 przy posagu jednookiej wiedźmy (na czwartym piętrze) mam nadzieje, że wiesz gdzie to. Szkoda by było gdybyś przeze mnie naraziła się Filchowi oraz Snapowi.
Do zobaczenia Lisa.Z Lisą nie widywałyśmy się już tak często jak na początku, ale nadal bardzo się lubiłyśmy. Zaprzyjaźniła się z osobami ze swojego domu tak jak i ja, więc miałyśmy mniej czasu dla siebie. Gdy miałyśmy dużo nauki a miałyśmy ochotę się spotkać to szłyśmy razem do biblioteki. Według naszego kominkowego zegara dochodziła 14, a więc miałam jeszcze chwile czas do spotkania jak i do obiadu. Zapytałam również moją współlokatorkę czy wybiera się na obiad.
Gdy tylko skończyła pisać listy do swojej rodziny udałyśmy się do Wielkiej Sali.
- Anastazja idziesz z nami na drugą turę bitwy ? - przy wyjściu zaczepił nas Blaise.
- Nie ma mowy. Dopiero co się ogrzałam.
- No weź... przydasz nam się.
- Chcesz mnie wpędzić w szlaban ? Smith chciał na mnie naskarżyć Snapowi.
- A to szuja! Po obiedzie go znowu dopadnę.
Myśle, że jutro lepiej będzie się nie pokazywać w okolicach śniegu, bo połowa szkoły może mnie nienawidzić.
Przy stole ślizgonów spotkaliśmy cały nasz rok, więc atmosfera była iście rodzinna. Może trochę za dużo na nich narzekam, bo dzisiaj spędziliśmy naprawdę miły obiad, bez obrażania, bez krzyków i marudzenia na zajęcia. Przyjdzie kiedyś czas, że chyba zacznę za nimi tęsknić... nieee jednak nigdy to nie nadejdzie w niektórych sprawach aż za bardzo się różnimy.
Po obiedzie nadal w dobrych humorach razem wróciliśmy do pokoju wspólnego w którym panował straszliwy tłok. Przez to, że nie znaleźliśmy większego kąta aby usiąść dziewczyny poszły do swoich dormitorium a chłopaki do swojego.
Rozłożyłam się na dywanie w naszej sypialni i przysłuchiwałam się rozmowy dziewczyn, które opowiadały o świętach w ich domach. Każda z nas mieszka w różnych zakątkach Anglii i mimo, że mieszkamy w jednym kraju to każda z nas obchodzi inaczej święta. Tak bardzo zatraciłam się w opowieści, że nawet nie zauważyłam kiedy wybiła 17.
Równo z uderzeniem zerwałam się na nogi i bez tłumaczeń wybiegłam z dormitorium. Dawno chyba tak szybko nie biegłam chociaż bardzo często zdarza mi się spóźniać na zajęcia...
- Lisa! Przepraszam za spóźnienie.
- Byłam na to przygotowana - jej śmiech niósł się po piętrze - nie ważne też przed chwila przyszłam. Mam dla Ciebie prezent nie wiedziałam czy spotkamy się przed przerwą, więc wręczam Ci je teraz.
- Ejj ja jeszcze nie zapakowałam prezentu dla Ciebie!
- Jakoś to przeboleję. Trzymaj
- Dziewczyno co Ty tam włożyłaś ? Jest chyba cięższe niż Żabert.
- Zobaczysz jak otworzysz. A co do Żaberta to mam nadzieje, że za bardzo się na mnie nie gniewa za ten liścik.
- Nie martw się dostanie dodatkową porcje śniadania i mu przejdzie.
Dopóki Filch nas nie przegonił siedziałyśmy przed posągiem i rozmawialiśmy. Lisa dała mi prezent już teraz ze względu na to, że rodzice zabierają ją ze szkoły tydzień wcześniej z powodu wyjazdu do Ameryki, gdzie mieszka jej ciocia. Opowiadała, że podoba jej się w Ravenclaw chociaż czasami jest za sztywno. Za to ja opowiedziałam jej jak byłam traktowana po meczu oraz o dzisiejszej bitwie na śnieżki.
Kiedy zostałyśmy przepędzone każda rozeszła się w swoją stronę.Uuu kolejny długi rozdział. Jestem z siebie naprawdę dumna, chociaż nie jest to poziom najwyższych lotów. I zakończone w kiepski sposób... Miłej nocy!
CZYTASZ
Slytherin Story - Co wydarzyło się w Slytherinie, pozostaje w Slytherinie.
FantasyZ rodziny Gryfońsko - Krukońskiej wprost do Slytherinu. Historia Anastazji dzieje się w Hogwarcie, a cześć z przedstawionych przygód znane są z innej perspektywy. Czas poznać świat magii z perspektywy dziewczyny ze Slytherinu.