¦57.¦ Oczekiwany powrót...

134 21 4
                                    

Byłaś nikim. Nie miałaś przeszłości. Wszystko, co dotąd o sobie odkryłaś, bladło w obliczu tego faktu.

Mijany krajobraz wydawał się być znajomy. Śnieg stopniał, pozostały jedynie mokre plamy i błoto. Odkąd opuściłaś Itami minął dopiero tydzień, a Tobie skończyło się jedzenie, natomiast opatrzone rany nadal się nie zagoiły. Dlatego z uśmiechem powitałaś trzy osoby, które wyszły Ci na spotkanie.

— [imię]-san! — zawołał Kabuto, a Ty uśmiechnęłaś się blado. Czułaś się choć trochę ważna, gdy pomyślałaś, że mógł się o Ciebie martwić.

— Kabuto... — Twój wzrok padł na jego towarzyszy: zabrał ze sobą sensora, Karin, co było uzasadnione, jeśli miał Cię szukać, ale totalnie nie wiedziałaś, co robi tu Sasuke.

Okularnik bez zwłoki do Ciebie podszedł i zaczął leczyć rany. Ponaglił również wzrokiem Karin, aby dała Ci się ugryźć. Już po chwili stałaś w pełni sił, jednak ubranie we krwi wcale tego nie sugerowało.

— Gdzie Czwórka Dźwięku? — spytał oschle Sasuke. Uniosłaś brew na jego pytanie. Czyżby znał się z nimi bliżej?

— Zginęli — powiedziałaś tym samym tonem. Beznamiętnym. Jakby nic dla Ciebie nie znaczyli. Dlaczego?

— Dasz radę iść samodzielnie? — spytał Kabuto, poprawiając okulary. Mimo, że odbiło się w nich światło, przez co nie widziałaś oczu, byłaś pewna, że znajdowała się w nich troska.

Pokręciłaś głową przecząco. Byłaś okropnie wyczerpana.

— Jeszcze tydzień temu byłam w Akigakure. Nie mam sił dalej iść.

— Sasuke, Karin. — Srebrnowłosy zwrócił się do tej dwójki— - Kontynuujcie zwiad, wróćcie jeszcze dzisiaj.

— Th — mruknął Uchiha i już ich nie było.

— Nieźle się urządziłaś. Orochimaru nie może cię tak zobaczyć — powiedział, dźwigając Cię na barana. Uśmiechnęłaś się na wspomnienie Waszego pierwszego spotkania. Twój stan ubrał w podobne słowa. Nie myślałaś wtedy, że możesz w nim zakochać.

— Martwiłeś się? — spytałaś, owijając ręce wokół jego szyi.

— Jak cholera — mruknął pod nosem, jednak zdołałaś to usłyszeć. Napawałaś się tym uczuciem, jakby miało się już nigdy nie powtórzyć. Czułaś się na prawdę ważna. Ważna dla Kabuto jako osoba, a nie eksperyment. — Nie było cię dwa tygodnie, to normalne — dodał głośniej. — Co się stało?

— Arisha Jikan — powiedziałaś — chciała zemsty za śmierć Fumei i Tsumekuse.

— I jej się nie udało?

— Po części. Planowała pozwolić mi cierpieć, patrząc na śmierć moich towarzyszy, a mnie samą oszczędzić, aby rozprawić się ze mną później, gdy będę zmęczona psychicznie powtarzającą się śmiercią bliskich. Próbowała więc mnie dopaść w Akigakure w mieszkaniu Itami, dziewczyny często przyjmującej podróżnych. Obie mam z głowy.

¦~¦~¦~¦

— Kiedy umarłam?! — Itami podnosi się z krzesła. — Wciskasz mi jakiś kit, czy co?!

— Arisha, owszem, umarła w pojedynku ze mną. Ale skoro stoisz przede mną w jednym kawałku, to chyba żyjesz, co nie? — Uśmiechasz się. — Jedynie pozmieniałam ci wspomnienia o tym wydarzeniu, to wszystko.

— Nawet tę historię z ramenem ubrałaś w nieco inne słowa — stwierdza.

¦~¦~¦~¦

— Więc teraz nikt już nie będzie próbował cię zabić?

— Tego nie powiedziałam — odparłaś. — W końcu wciąż podlegam Orochimaru, który ma wielu wrogów. Każdy z nich może być moim potencjalnym mordercą.

— Poproszę Orochimaru, żeby nie dawał ci misji przez jakiś czas — powiedział, jakby do siebie. — Nie możesz ryzykować.

— Daj spokój, jestem silna — oburzyłaś się, ale wewnętrznie czułaś, że kłamiesz. Byłaś słaba.

Trwało to tylko chwilę, jednak ze swojej pozycji doskonale wyczułaś, jak Kabuto wstrzymał marsz.

— Powiedziała ci coś? — spytał ostrożnie. Westchnęłaś, przypominając sobie wszystko, co powiedziała Ci fioletowowłosa.

— Co sobie myślałeś, kiedy wszczepiałeś mi Daragana, a potem Mūngana?

Teraz Kabuto zamilknął. Słyszałaś jedynie chlupot, kiedy nie udawało mu się ominąć kałuży. Czekałaś na odpowiedź cierpliwie.

— Wykonywałem tylko rozkazy Orochimaru — powiedział. — Możesz użyć Rankana, żeby się dowiedzieć.

Zacisnęłaś zęby na tę odpowiedź. Nie to chciałaś usłyszeć. Nie chciałaś takiej odpowiedzi.

— Bo wiesz, Kabuto, ja ci ufam.

Drgnął.

— Czuję, że przy tobie nic mi nie grozi, chociaż wiem, że tak na prawdę w ogóle cię nie znam. Nie wiem, czego się po tobie spodziewać i nie wiem też, kim jesteś, ale ci ufam.

Nic na to nie odpowiedział. Zapadła cisza, która strasznie ci doskwierała. Ułożyłaś wygodnie głowę. Miarowo kołysana, zapadłaś w sen.

¦~¦~¦~¦

— Sorka, że przerywam, ale co to była za potęga, o której wspominała Arisha? — pyta nagle Itami.

— Połączenie Mūngana czytającego myśli oraz Daragana zmieniającego czas zwało się Rankanem. Jak wspominała Arisha, mogłabym się cofnąć do czasów pierwszych ukrytych wiosek, odczytać myśli Hashiramy Senju i nigdy nie doprowadzić do powstania Konohy. Wiesz, jakie miałoby to odbicie w teraźniejszości?

— Ogromne — stwierdza po chwili.

— Kiedy miałam czternaście lat, byłam okropnie nieostrożna z czasem. — Wodzisz wzrokiem po suficie na wspomnienie tamtych dni. — Oprócz wypełniania zleceń Orochimaru, zmieniałam też to, co mi się nie podobało w mojej przeszłości. Nie chciałam być dziewczynką wyciągniętą z więzienia, tylko kimś ważniejszym. Bawiłam się pętlą czasową, robiąc coraz poważniejsze szkody, co skończyło się tym, że odebrano mi Daragana. Orochimaru nie chciał się mnie pozbywać, więc wymienił jedno dōjutsu na drugie. Jednak, Kabuto zostawił mi umiejętności. Nie miałam pojęcia, dlaczego.

¦~¦~¦~¦

— Ah, Kabuto, zapomniałabym - powiedziałaś, gdy wychodził z pokoju. — Wszystkiego najlepszego.

Twarz Yakushiego rozświetlił ciepły uśmiech.

— To ja powinienem składać ci życzenia. Dzisiaj piętnasty marca. Wszystkiego najlepszego, [imię]-san.

Trzasnęły drzwi, a Ty zostałaś sama. Minął dokładnie rok, od kiedy obudziłaś się w laboratorium. Od tego czasu dowiedziałaś się o sobie więcej, niż chciałaś, straciłaś więcej osób, niż myślałaś, a także zakochałaś się bardziej, niż mogłaś.

¦°¦°¦°¦°¦

Coś robicie w Halloween?

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz