Od rana lało, to nie tak że Lidia nie lubiła takiej pogody, ba dziewczyna wręcz ją uwielbiała, jeśli była w domu pod kocem. Ale niestety to nie był najlepszy dzień w jej życiu.
Właśnie wiązała swoje brązowe włosy w kucyka, zakładała kozaki i kurtkę, innymi słowy zbierała się do wyjścia z pracy. Chociaż ona nigdy nie mówiła o swojej pracy poważnie. Praca jako kelnerka w kawiarni nie było jej wymarzonym zajęciem.
Ale do tego już się przyzwczaiła. I nie narzekała. Ale dziś miała paskudny humor. Rozlała herbatę na rudowłosą klientke, szef jej omal nie wyrzucił. Naszczęście rudowłosa okazała się przemiła i stanęła po stronie Lidii. Co prawda dziewczyna nie została wyrzucona ale jej pensja która i tak była mała, została jeszcze bardziej skurczona.
Brunetka stanęła przed drzwiami kawiarni i popatrzyła na skąpaną w deszczu ulice. Było już ciemno, niestety w okolicy nie było latarni i mimio że Lidia znała drogę do przystanku jak własną kieszeń i tak zawsze bała że się zgubi wśród ciemnych alejek.
Przekroczyła próg kawiarni i wyszła na deszcz. Momentalnie jej kurtka cała przemokła. Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem w znanym jej kierunku.
Obok niej przejechało auto olewając ją całą wodą. Dziewczyna rzuciła stekiem przekleństw za odjerzdżającym samochodem. Wymamrotała pod nosem coś o nie uważnych kierowcach i szybkim krokiem w końcu doszła do przystanku autobusowego.
Tłum nastolatków zajął cały przystanek, z doświadczenia wiedziała że lepiej się nie przepychać by schronić się od deszczu, po co skoro i tak była cała mokra a to że chciała by się dostać pod przystanek mogło wywołać jedynie kłótnie.
Była cała zmarznięta i mokra. Wiedziała że będzie chora. Spojrzała na zegarek. 21.05. Autobus spóźnia się o pięć minut. Lidia westchnęła bezradnie i zaczęła trzeć swoje ręce mając nadzieję że to da jej chodź trochę ciepła.
Autobus w końcu przyjechał, cały wypchany ludźmi. Na twarzy Lidii mimowolnie pojawił się grymas.
Wepchneła się wśród ludzi tłoczacych się w autobusie, i niemal nie została przygnieciona przez mężczyznę z pączkiem dłoni. W desperackiej próbie odsunięcie się wpadła na innego mężczyznę, któremu wypadł telefon z ręki i rzucił przekleństwem w stronę dziewczyny.
Brunetka powtrzymała się od komentarza złapała się poręczy i starała nie myśleć o przepoconych osobach stojących wokół niej. Zajęła się liczeniem przystanków.
Konstytucyjna. Nareszcie. Niemal się nie potkneła wybiegając z autobusu. No tak, potkneła się na rogu ulicy i wpadła twarzą w błoto. Lidia podniosła się z trudem z ziemi i zaczęła przeklinać los na całe gardło. Jej wrzaski roznosiły się po ścianach kamienic. Zawstydzona dziewczyna, bo nieudanej próbie wytarcia błota z twarzy zaczęła iść w stronę swojego mieszkania. Światło w kuchni się paliło, czyli Avril jest już w domu. Na myśl o pokazaniu jej się w takim stanie na jej policzkach wykwitł rumieniec.
"Ten dzień zdecydowanie nie mógł być gorszy" - pomyślała z bólem serca Lidia.
Wyjeła klucze, weszła na klatkę schodową, i bardzo powoli podeszła pod drzwi mieszkania, a następnie niechętnie zapukała.
Gdy drzwi się otworzyły w dziewczynę odrazu uderzył piękny zapach lawendy, ulubionych kwiatów Avril których było w ich domu pełno.
Spojrzała na uśmiechnięta kobietę w drzwiach. Miała jasne lekko falowane włosy, usłaną piegami twarz i zielone oczy.
Mimio tego że Lidia była cała umorusana w błocie, Avril tylko rzuciła jej się z śmiechem w ramiona.
-Kąpiel błotna tak beze mnie? - spytała roześmiania i ręką zgarneła błoto z czoła brunetki.
-Chodź zrobiłam ci herbaty, i podwedziłam z cukierki twój ulubiony sernik-mówiła dalej wtulona w Lidie-ale najpierw się wykąp! - krzyknęła i już była w kuchni.
Lidia weszła do domu i uśmiechnęła się, ten dzień jednak może nie jest taki stracony.