1.- Don't touch me

46 2 2
                                    

"Lubiła komplementy, ale rzadko w nie wierzyła."

Francuski, jeden z oficjalnych języków w Kanadzie, którego trzeba się uczyć i, którego nienawidzę. Nie rozumiem, mogliśmy się uczyć łacińskiego, przynajmniej w tym języku nie trzeba nic akcentować. A po francusku połamiesz sobie język. W ogóle te "e" z kreskami, "c" z zawiniętym  ogonkiem są jakieś dziwne. Jakoś jeszcze nie spotkałam Kanadyjczyka, który mówi inaczej niż po angielsku.

–Mlle Fern peut répéter ce que j'ai dit?(Panna Fern może powtórzyć to, co powiedziałem?)– nad moim uchem rozbrzmiał głos nauczyciela.

I co ja mam mu odpowiedzieć?

Je suis désolé mais je ne suis pas concentré...(Przepraszam, ale nie jestem skoncentrowana...)– wypaliłam szybciej niż pomyślałam.

–Je te demanderai dans la prochaine leçon.(Zapytam panią na następnej lekcji).– powiedział równo z dzwonkiem.

Niczym olimpijski biegacz wymknęłam się z klasy i ruszyłam do swojej szafki, żeby zostawić książki od tego przedmiotu szatana. Otworzyłam metalową skrzyneczkę i popatrzyłam na wewnętrzną stronę drzwiczek. Jednym słowem, masa zdjęć. Przedstawiały mnie i moich przyjaciół. Rosie, średniego wzrostu brunetkę o zielono-szarych oczach, którą znałam od pieluchy. Charli'ego, wysokiego i tutaj chwilę się zastanowię. Jego włosy były mieszanką brązu i rudości. Jego błękitne oczy hipnotyzowały niejedną dziewczynę. I jeszcze jedną przepiękną blondynkę, o której chciałabym w końcu zapomnieć.

Gdy chciałam zamknąć metal, moje pole widzenia ograniczały czyjeś dłonie. Powiedziałabym, że zbyt miękkie i zbyt wypielęgnowane. Oznaczało to, że za mną stała Rosie.

–Jak tam nasz karzełek?– strzepnęłam jej palce z moich okularów, a przed sobą zobaczyłam wysokiego chłopaka.

–Char, daj mi spokój. Jestem tylko o trzydzieści centymetrów niższa od ciebie.– tupnęłam nogą.

Odkąd pamiętam wszyscy mi dokuczali z powodu niskiego wzrostu i budowy ciała. Mimo, że mam dziewiętnaście lat jestem najniższa w całej szkole. Jestem małym i cherlawym człowiekiem ważącym nie całe czterdzieści pięć kilo.

–Jesteś naszym malutkim promyczkiem.– zażartowała brunetka.

–Taaa, a szczególnie, gdy się ze mnie naśmiewacie.– poprawiłam swoją torbę na ramieniu.

–Wiesz o tym, że nie robimy tego specjalnie.– dziewczyna mnie przytuliła na co chłopak dołączył.

–Wiem o tym. A teraz mnie puszczajcie, bo zaraz się spóźnię na geografię.– próbowałam się wydostać z ich uścisku.

Gdy wreszcie mnie puścili i miałam już udać się w stronę sali geograficznej coś na mnie bezwstydnie wlazło. Podniosłam głowę lekko ku górze, a moim oczom ukazał się kapitan drużyny hokejowej.

Noah Inter, blondyn o piwnych oczach, którego znała każda dziewczyna. Pan, który uważał się za władcę wszystkiego i wszystkich. Szczerze? Nie lubiłam go, a to już rzadkość, ponieważ jest bardzo malutko ludzi, których nie darzę sympatią.

–Weź trochę urośnij dziecko, bo każdy cię podepcze.– w jego głos przesiąknął ironią. Odwróciłam się w stronę przyjaciół, ale ich tam nie było.

–Ale to ty wszedłeś na mnie niczym w swoje panny.– w tym momencie wyłączyła mi się ta miła i opanowana osoba.

–Przepraszam bardzo, ale to ty stanęłaś jak jakiś kołek na środku korytarza.– zaczął wymachiwać rękoma. 

Thinking 'bout youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz