Ciocia Ylang-Ylang zaczęła nas odwiedzać. Tata i mama chodzili z tak tajemniczymi minami, udawając, że znają te wszystkie "dlaczego", ale za żadną łapówkę nie powiedzą (nawet z taką łapówkę z łapkami kotka). No i nie trzeba. Najważniejszym jest to, że my z Gienkiem znaliśmy prawdziwy powód. A nie te ich ciągłe "w pewnej sprawie". Prawdziwa sprawa - to nasz baśniowy sekret Kanelbulle i "Nie-Jest-Obojętnie".
Ciocia Ylang-Ylang potrzebowała nas. Widziałam - czytała na laptopie taty artykuł o szczęściu, taki trochę zamądrzały, ale tam pisali, że dzieci, psy u czekolada wzmacniają jego efekt. Dobrze, że ciocia wybrała dzieci, a nie czekoladę lub psów. Dostaliśmy za to bajki na wtorkowe nocy. W sumie, czekoladki też pożerała jedną za drugą.
Dobrze się płyneło pod tysiącem wiatrów statkiem Wetywerii. "Nigdy się nie da dopłynąć Za-Linię-Nieba" - powiedział Siwy Aptekarz, kiedy odbiali się od brzegu. Siwy Aptekarz był zgrzytliwym skeptykiem i nie wierzył w przygody. Ale taki już jest jeho zawód - dokładna waga i naukowe traktaty, a nie misterne eskapady, inaczej dla chorych to mogło by źle się skończyć. Siwemu Aptekarzowi można było wybaczyć.
A Gwiazdny Kapitan - dowódca statku - był całkiem inny. Nawet nie tak, że poprostu wiedział, gdzie wznoszą się marzenia. Żeglarze się szeptali, że Gwiazdny Kapitan do tego poluje na marzenia, zbiera do muszelki i przewozi kontrabandą.
- A co to - kontrabanda? - Niezrozumiałe dla nas słowo. Podobne do "banda", ale bandyci - to źle. Gwiazdny Kapitan nie jest podobny do człowieka, który robi coś naprawdę źlego.
- Kontrabanda - to kiedy transportują zakazane towary, - powiedziała ciocia po przemyśleniu.
- A, czyli naprzykład, przenosić książki do łazienki - to jest kontrabanda. - Wyjaśniłam nadal zamrożonemu Gienkowi, Chowamy je do ręcznika, a pózniej - do kosza na pranie. Jeżeli operacja zostanie roztajniona przez mamę, tracimy wszystko.
- Właśnie tak. - Ciocia Ylang-Ylang pokazała nam kciuka. - Zwykłe zakazane naprawdę szkodliwe rzeczy, dlatego się uważa, że kontrabanda - to jest przestępstwo. Jednak Gwiazdny Kapitan zbirał i dowoził to, czego ludzi potrzebowali najbardziej - marzenia. Przecież bez marzeń i obłoka to jest tylko para, i świt - tylko słońce. Bez marzenia nie ma uroku, bez uroku nie ma życia. Świat sądzi, że marzenia dla dorosłych ludzi są zgubne. Nie wierzcie.
- Nie wierzymy! - Skrzyknęliśmy z gotowością.
- Gwiazdny Kapitan też nie wierzył. Dlatego się nie przestraszył zostać kontrabandystą. Pod przyjaznym wiatrem na Zmierzchowych Obłokach lub Wieczorami Wylewności, w Ciche Nocy i w Akwarelowe Poranki, a nawet w Jaskrawe Dni - zbierał dźwięczne krystale marzeń do dużej kręconej muszli, którą trzymał na pasie. A później wywiził i wypuszczał Za-Linią-Nieba. Mówią, że Kapitan przekrocił tą linię tyle razy, że nie wystarczy palców na rekach i stopach, żeby policzyć.
Jasna sprawa, obdarzyl Pomarańcz Gwiazdnego Kapitana sympatją od razu. Pomarańcz Wesoły Facet uwielbiał wszystko, co jest tajemnicze. To prawda, muszelka na pasie Gwiazdnego Kapitana mogła nic nie oznaczać, a na wszystkie rozpytywania Gwiazdny Kapitan tylko się uśmiechał i targał swoje dziurawe ucho. Tak że, legendy morza mogły popaść w błąd. A oprócz powyższego, Kapitan należał do plemienia Dostojnych. Dostojni - to są ci, kogo nie da się kupić pochwałą lub zasmucić zarzutem. Dostojni zawsze wiedzą, czego są warci. Lubią odczuwać świat, ale nie podoba im się poddawać władzę uczuć. Dostojni umieją słuchać i nigdy nie zaczną gawędzić bez przerwy. Dostojni nie wygadują się nikomu, oprócz siebie i morza.
- Aż tak wcale nikomu? - Dzisiaj bezustannie przerywaliśmy ciocie Ylang-Ylang! A ona nic nie miała przeciwko. Jak byśmy byli też w bajce z nią, Pomarańczem i Gwiazdnym Kapitanem.
Ciocia przymrużyła jedno oko.
- Podobnie, była jedna bratnia dusza. - Powiedziała jakoś przebiegłe. - Ale za dawno temu, tak że nawet sam Kapitan nie pamięta, czy to prawda, czy mu się przysniło.
I tak wspaniały był Gwiazdny Kapitan, że onieśmielał Pomarańcz Wesoły Facet. Wydawało mu się, że nic o świecie nie wie, i że to powinno się być wstyd, przecież stareńki już jest. Ale przełamał siebie Pomarańcz, zapytał go o Petitgrain i Bergamocie - dla osób, których się kocha, warto robić nawet to, czego się boisz. A Gwiazdny Kapitan, wydawało się, zna wszystko! Obiecał, że przeglądnie Dziennik Pokładowy. A to jest taka książka, w którą on wpisywał swoje całe życie. I mógł sprawdzić to, o czym zapominał. Tylko o bratniej duszy tam nie było nic, i przez to Kapitan się stresował, kiedy stał u stera w burzliwe nocy i się wygadywał do morza. Wydawało mu się, że to jest jakiś bład, że bratnia dusza naprawdę istniała.
Jednak dzis Gwiazdny Kapitan był zajęty wyznaczeniem kursu prze wąską zatokę.
- Czy to jest tak niebezpieczne - płynąć Za-Linię-Nieba? - zapytał Pomarańcz, zainteresowanie oglądając mapy w kabinie kapitana. Tam były mapy Ziemi i ,ay Nieba, a nawet mapy tego, Co-Wcale-Jest-Za-Linią-Nieba.
- Najbardziej niebezpieczne to nigdy tam nie sięgnąć. - Zmierzył Gwiazdny Kapitan Pomarańcza uważnym spójrzeniem. - Lepiej być kiepskim morskim wilkiem, niż sprytnym żółwiem lądowym. Wilk przynajmniej próbował.
Gwiazdny Kapitan zbyt kochał morze, dlatego nieraz przesadzał na jego korzyść.
Ciocia Ylang-Ylang zamilkla i poprawiła na kolanach szlafrok. Wydało mi się, że schudła, choć jadła prawie same czekoladki, a mama mówi, że od nich brzuch rośnie, a jeszcze zęby wypadają. I twarz u cioci inaczej zamarzona. Wiecie, jak to jest: nie tak, jak kiedy się ma nadzieję na coś lepsze, a kiedy wiedzą coś dobrego na pewno.
- Ciocia, tylko nie mów, że to już koniec - zamarudził Gienek, wiercąc się pod kołdrą.
- Nawet nic się nie wydarzyło.
- Przecież morze takie jest, Gienku - zaprzeczyła ciocia. - Nie codzień coś się wydarza, nie raz wszystko, z czego możemy się cieszyć - to Linia Nieba.
- Muszą ich zaatakowąć piraci lub coś takiego - dalej pędził z wymaganiami Gienek.
- I później - pif-paf! - Kapitan ich wszystkich... - i mój braciszek przestrzelił ścianę z palca.
- Kapiran już ma wiele lat, on nie lubi się bić - ciocia też się nie poddawała.
- On preferuje rozpływać się w gwiazdnej ciszy, żeby marzenia z muszli się nie rozsypały i nie zwiały do swoich stron rodzinnych.
- No nie - Gienek się obraził.
- Prawdziwi bohaterze powinni się bić!
- Wiesz, Gwiazdny Kapitan też tak sądził, kiedyś dawno temu, kiedy był prawie taki jak Ty plus Reńka plus jeszcze troszkę... - ciocia Ylang-Ylang przyłożyła palec do brody.
- I rzucał się do walki, jak tylko się gniewał. A on kochał sprawiedliwość, rozumiesz, tak że często się gniewał...
- I co? - Gienek się zainteresował.
- Ale (akurat ten fakt zmuszał Gwiazdnego Kapitana się wątpić na temat tego, że bratnia dusza - to tylko sen) jedna dziewczyna powiedziała mu, żeby nigdy tego nie robił. I on już się nie bił. Ani razu w życiu.
- No dlaczego?! - Gienek się zasmucił, a ja odżyłam: dziewczyna na pewno była piękna.
- Kapitan sam też nie wiedział... - ciocia uśmiechnęła się jeszcze barziej po temu innemu zamarzonemu. Na pewno coś dobrego wiedziała! Ale coż to mogło być?..
- Po prostu bardzo mu się chciało jej posłuchać, i już.
Bo są ludzie, którzy jednym uśmiechem potrafią przewrócić cały świat wokół nas. I czasami są podobni do snu.
Niech tata i mama mówią coś tam, że małe dzieci nic nie rozumieją i takie coś, ale... sądzę, że wszystko zgadnęłam właściwie! Ciocia Ylang-Ylang znałazła Gwiazdnego Kapitana w Mieście?!
CZYTASZ
Cytrusowe bajki cioci Ylang-Ylang
Short StoryCzy chcieliby Państwo mieć własną ciocię w bajkowym domku na Mglistym Wzgórzu? Reńce i Gieńkowi się udało - dostali taką ciocię. Ciocia Ylang-Ylang - czy ona jest czarownicą czy alchemikiem? Ale w całej pełni - tajemniczą gawędziarką! Ciocia Ylang-Y...