Przepraszam was za tak długą przerwę! Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na nowe rozdziały.
Po kilku godzinach drogi miałam już szczerze dość. Szłam tak powoli, że wszyscy już dawno mnie zostawili. Widziałam tylko ich sylwetki, lecz nie słyszałam tego co mówili, jedynie głośnie śmiechy lub jakieś krzyki. Chciałam ich dogonić, ale nie miałam siły. Do tego wszystkiego byłam głodna i spragniona. Mocniej naciągnęłam kaptur na głowę by słońce nie świeciło mi w oczy. Wbiłam swój wzrok w drogę tuż przede mną i starałam się nie myśleć o zmęczeniu.
Po kilku minutach usłyszałam kroki, które się zbliżały.
~ Co się dzieje? ~ spytał Michael łapiąc za moje ramię. ~ Musisz trzymać się grupy.
- Nic nie jadłam i nie piłam od wczoraj. - powiedziałam cicho zachrypniętym głosem. - Może wy umiecie długo tak wytrzymać, ale nie ja.
~ Już niedaleko. ~ powiedział ciągnąc mnie do przodu. ~ Dam ci coś, chodź.
Ledwo nadążając za mężczyzną dogoniliśmy resztę. Z plecaka Sally wyjął dwie kanapki oraz butelkę wody, które mi dał. Zachłannie dorwałam się do napoju i wypiłam połowę. Czułam na sobie wzrok Michaela.
- Chcesz? - spytałam podając mu butelkę.
Przyjął ją i również się napił. Dałam mu również jedną z kanapek. Jedząc szliśmy na samym końcu w ciszy. Po skończonym posiłku schowaliśmy opakowania do kieszeni Myersa.
- Kiedy to wszystko się skończy? - zapytałam cicho, patrząc na idących kilka metrów przed nami ludźmi.
~ Nie mam pojęcia. ~ odparł szczerze. ~ Nie rozmawiajmy o tym. Mamy tyle ciekawych tematów.
- Na przykład? - prychnęłam.
~ O tym co się działo jak byliśmy rozdzieleni.
- Już wszystko wiemy. - westchnęłam zmęczona. - Nogi mnie bolą!
~ A ty jak zawsze narzekasz...
Dalszą drogę spędziliśmy na rozmawianiu o początkach naszej znajomości, choć sami dokładnie nie pamiętamy jak się poznaliśmy. Po dwóch godzinach męczącej podróży wreszcie dotarliśmy do miasta. Nikogo nie było na ulicach choć był środek dnia. Poczułam nieprzyjemny strach i niepokój. Co jeśli czekają uzbrojeni na nas? Mordercy mieli powyciągane bronie. Nagle wytrzeszczyłam oczy widząc ogromny budynek. Michael spojrzał na mnie z uśmiechem.
~ Możesz tam iść. ~ powiedział. ~ Z Loganem, twoją mamą i Sarą. Tylko musisz mi obiecać, że nigdzie nie uciekniesz.
- Obiecuje! - krzyknęłam chcąc już ruszyć, jednak poczułam uścisk na ramieniu.
~ Weź to ze sobą. ~ dał mi mały scyzoryk. ~ Może go nie użyjesz, ale będę się mniej martwił.
Niechętnie wzięłam broń i schowałam ją w kieszeni, po czym ruszyłam biegiem do ogromnego centrum handlowego. W oddali usłyszałam jeszcze śmiech niektórych osób oraz biegnącą za mną dziewczynkę. Gdy wbiegłam do środka mój entuzjazm nagle przygasł. Wszystkie wejścia były chronione metalowymi zasłonami. Sara wbiegła przez drzwi wraz z pozostałą dwójką. Mama coś mówiła, jednak ją ignorowałam. Chciałam przez moment zapomnieć o całym złu, które działo się w tym czasie na zewnątrz. Podeszłam do jednej z szyb i lekko w nią popukałam. Nic tak nie potrafi poprawić humoru jak zakupy, a szczególnie gdy wszystko jest za darmo.
- Myślicie, że dałoby się radę to zbić? - spytałam spoglądając na nich.
Moja mama wytrzeszczyła oczy nie poznając mnie. Zawsze byłam spokojna i trzymałam się z daleka od wandalizmów, jednak zrozumiałam, że już nie jest i nie będzie tak jak kiedyś.
- Możliwe, że tak. - odparł nagle zainteresowany Logan. - Tylko musisz mieć coś twardego...
Zaczęliśmy rozglądać się czymś do włamania, lecz nie było tu nic takiego. Po kilku minutach usiadłam zrezygnowana na jednej z kanap. Nagle usłyszałam przeraźliwe krzyki. Podkuliłam kolana, owinęłam wokół nich ręce i schowałam w nich twarz. Na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Chcąc przestać wsłuchiwać się w pełne bólu wołania o pomoc, zakryłam dłońmi uszy. Poczułam dłoń na plecach, która delikatnie poruszała się w górę i w dół. Wiedziałam, że to była moja mama. Pomimo wszelkich starań nadal słyszałam okropne dźwięki, a do tego płacz dziewczynki. Do moich oczu naleciały łzy. Nie chciałam pokazywać innym, że jestem słaba. Przenosząc dłonie na skronie ścisnęłam mocno swoją głowę, po czym gwałtownie wstałam. Zaczęłam głęboko oddychać i kręcić się w kółko aż puściłam się biegiem na pierwsze piętro. Nikt za mną nie poszedł, ponieważ powstrzymała ich mama. Zdziwiona zauważyłam, że jeden sklep jest otwarty. Odzieżowy. Niepewnie weszłam do środka. Przy kasie stał młody mężczyzna. Spojrzał na mnie, a jego dłoń powędrowała pod blat.
- Nie boi się pan? - spytałam czując jak łzy wypływają z moich oczu.
- Nie. - odparł pewnie kładąc nagle ręce przy kasie. - A pani coś chce?
Otworzyłam lekko usta by coś powiedzieć, jednak nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Moje gardło było ściśnięte. Słysząc kolejny wrzask zakryłam swoje uszy i zaszlochałam. Szybko się odwróciłam i wyszłam ze sklepu. Usiadłam w kącie korytarza. Skuliłam się starając odciąć od świata. W tamtym momencie podjęłam decyzję. Nie pójdę do kolejnego miasta. Zostanę w tym i będę wiodła samotne życie. Poczułam dłoń na ramieniu przez co drgnęłam i odruchowo mocniej się skuliłam. Mocna dłoń ścisnęła mój nadgarstek by odsłonić jedno ucho.
- Mogę cię zaprowadzić do mojej córki i żony. Siedzą w takim pokoju, gdzie nic nie słychać. - powiedział sprzedawca. - Jest cały obłożony piankami wyciszającymi, ale jest tam całkiem przytulnie.
Spojrzałam na niego nieufnie, lecz wstałam z jego pomocą. Pozwoliłam mu zaprowadzić się do dziwnego pomieszczenia. Gdy weszliśmy do środka zamiast przytulnego miejsca zobaczyłam pusty pokój. Chłopak popchnął mnie przez co prawie się przewaliłam. Szybko się odwróciłam i patrzyłam jak brunet rusza w moją stronę. Spanikowana wyjęłam scyzoryk z kieszeni i zasłaniając oczy jedną ręką celowałam nim gdzie popadnie. Usłyszałam jedynie krzyk i poczułam mocny ból na nadgarstku. Upuściłam ostrze, a gdy chłopak chciał się po niego schylić kopnęłam go w krocze. Skulił się z bólu i mnie puścił dzięki czemu szybko wzięłam broń i nie kontrolując swoich emocji wbiłam go w plecy napastnika. Ciało bezwładnie upadło na ziemię, a ja w szoku zrozumiałam co zrobiłam.
Zabiłam człowieka.
CZYTASZ
Dead by Halloween
Short StoryZnana i przerażająca gra wypuszcza morderców na światło dzienne. W Haddonfield umiera masa ludzi, jednak jedna osoba przeżyła. WOLNO PISANE