Rozdział 5

14 1 0
                                    

 Czasami sobie myślę, że mam szczęście. Nie wiem jak mogłoby się potoczyć moje życie gdybym nie poznała Yoongiego. Gdybym tamtego dnia nie wyszła się przejść. Jedno z najszczęśliwszych wspomnień jakie pamiętam. Jestem mu wdzięczna za to kim jestem.

 Układałam właśnie kosmetyki na pułkach w łazience. Robiłam to starannie i dokładnie mimo zmęczenia po wielogodzinnym sprzątaniu, układaniu i ozdabianiu nowego mieszkania. Chciałam by moje małe gniazdko było częścią mnie. 

 Kiedy skończyłam pracę przeszłam do salonu. Usiadłam na kanapie znajdującej się w centrum pomieszczenia. Podziwiałam moje "dzieło". Ściany pomalowane na biało ozdobione autorskimi obrazami, zdjęciami i lampkami. W każdym pokoju znajdowała się chociaż jedna doniczka z rośliną. W Seulu na ulicach brakowało mi zieleni więc postanowiłam ozdobić nią mieszkanie. Zaczynałam się czuć jak u siebie.

 Usłyszałam dziwnie przytłumione puknięcie w drzwi. Może jacyś sąsiedzi? A może chłopcy? Podniosłam się i podreptałam do wejścia. Pociągnęłam za klamkę i ku mojemu zdziwieniu nie spotkałam nikogo. Spuściłam wzrok. Wtedy zauważyłam leżącą u moich stóp drobną dziewczynę. Miała jasne włosy obcięte do ramion. Podałam jej pomocną dłoń, którą przyjęła. Blondynka marszczyła nos patrząc na mnie. Spojrzałam na podłogę. Pod ścianą leżały jakieś okulary. Podniosłam je bez namysłu podając dziewczynie. Szybko je włożyła i się ukłoniła.

 - Bardzo przepraszam. - powiedziała. Kiedy się wyprostowała była niższa ode mnie o głowę. Miała piwne, ale europejskie oczy.

 - Nic się nie stało. - odparłam z uśmiechem. Wysunęłam do niej rękę na powitanie. - Jestem SaraMi.

 Uścisnęłam delikatnie moją dłoń.

 - Susan. - przedstawiła się. - Dopiero się tu wprowadzam.

 - Czyli nie tylko ja jestem nową lokatorką. - zaśmiałam się. Zauważyłam, że na ziemi leżą pudła z rozsypaną zawartością. - Pomogę ci się pozbierać. - powiedziałam schylając się. Zaczęłam wkładać rzeczy do kartonów.

 - Nie trzeba, nie chcę sprawiać kłopotów. - rzuciła przejęta. Szybko zbierała pogubione przedmioty.

 - To na prawdę nie problem. - odparłam prostując się już z pełnym pudełkiem. Dziewczyna zrobiła to samo. - Pod którym numerem mieszkasz? Pomogę ci.

 - Pod numerem dwadzieścia cztery. - mówiła zawstydzona.

 - Bliźniacze drzwi! - krzyknęłam radośnie. W naszym bloku mieszkalnym znajdowały się segmenty po dwie pary drzwi, które stały oddalone od siebie o metr, a mieszkania były zaprojektowane tak samo, tylko, że w odbiciu lustrzanym . Zawsze z ciocią się śmiałyśmy, że są to "bliźniacze drzwi". - Ja mieszkam pod numerem dwadzieścia trzy. - dodałam.

 - Czyli będziemy bliskimi sąsiadkami. - Susan nadal się wstydziła ale z każdą wypowiedzią oswajała się z sytuacją coraz bardziej. - Jeśli chcesz, to faktycznie możesz mi pomóc. Tego jest za dużo jak na jedną osobę.

 - Jasne. Z chęcią.

 Pomagałam dziewczynie w przenoszeniu pudeł, a później przy dekoracji. Spędziłyśmy nad tym parę godzin. Kończyłyśmy pracę około godziny dziewiątej wieczorem. Byłam bardzo zmęczona, ale nie chciałam tego okazywać towarzyszce, która kipiała energią. Zaproponowała mi herbatę w geście podziękowania. Przyjęłam propozycję siadając przy wyspie kuchennej na stołku barowym. Już po chwili pod mój nos został podsunięty kubek z parzącą się torebką. Susan usiadła obok mnie.

 - Skąd jesteś? - spytałam nagle.

 - Z Polski. - odparła beznamiętnie.

 - Na prawdę? - nie mogłam w to uwierzyć. Nowa sąsiadka, prawie w tym samym wieku i to jeszcze z tego samego kraju. - Też pochodzę z Polski, ale jak byłam dzieckiem wyjechaliśmy do Stanów Zjednoczonych.

Best of MeWhere stories live. Discover now