Dziwna to rzecz, żyć ze świadomością, że twoja godzina egzekucji jest już wyznaczona, a pluton naładował już wymierzone w ciebie karabiny. Dziwne jest to, jak bardzo byłem obojętny, kiedy już dowiedziałem się na pewno. Tą wizję zapamiętam na zawsze; choć może błędem byłoby nazywać ją wizją. Zaświaty przemówiły do mnie, informując mnie o tym, że odejdę - w blasku, który rozświetli mrok. A ja zaskakująco łatwo się z tym pogodziłem.
Dlaczego? Przecież miałem wiele do stracenia. Ukochanego, przyjaciół, dom, cudowną dziewczynę, którą dopiero co poznałem. Kiedy dowiedziałem się, że mam to wszystko zostawić za sobą, nie bałem się i nie buntowałem. Przyjąłem to zaskakująco spokojnie. Chyba tylko kilka razy dotknął mnie ból - kiedy głaskałem gęste, czarne włosy śpiącego z głową na mojej piersi chłopaka - i myślałem, że to może być ostatni raz. Że lada dzień, lada godzina, wydana zostanie komenda: cel... pal!
Dlaczego wybrali akurat mnie? To pytanie, na które do dziś nie znam odpowiedzi. Uznali mnie za dosyć silnego, by podołać tej misji, choć nie było mi dane stać się Zielonym Ninja. Być może umiałem wytrzymać, poświęcić, oddać bezinteresownie więcej, niż inni...?***
Stoję na środku zaśnieżonej polany, a wokół mnie powoli materializują się ze światła sylwetki. Z każdą chwilą coraz więcej szczegółów ukazuje się moim oczom, postaci są coraz bardziej rozpoznawalne, a twarze wyraźniejsze. Poprzedzający mnie mistrz Lodu, kobieta o twarzy bardzo podobnej do Cole'a, nawet - tu wstrzymuję oddech - sam Pierwszy Mistrz Spinjitzu.
Wszystko jednak znika, gdy dostrzegam gdzieś w oddali znajomą twarz mojego ojca - znowu ma gęste, kasztanowe włosy, a zmarszczki zniknęły, pomijając minimalne mimiczne pod oczami. Przez chwilę mam ochotę rzucić się mu na szyję, nie zwracając uwagi na resztę otaczających mnie zmarłych, jednak coś mnie powstrzymuje. Nic jednak nie jest w stanie pozbawić mnie możliwości patrzenia w te cudowne, szare tęczówki odpowiadające mi tym samym...
- Witaj, Zane - głos mógłby dobiegać od którejkolwiek strony, a jednak nie potrafię zlokalizować jego źródła. - Przybyłeś tu, by ujrzeć swoje przeznaczenie. Czy jesteś na to gotowy?
- Tak - odpowiadam, próbując zmusić swoje ciało do nieukazywania po sobie emocji. - Jestem gotów, jakiekolwiek ono by nie było.
- Dobra odpowiedź - śmieje się poprzedni mistrz, potrząsając włosami. Od dnia, w którym po raz pierwszy i ostatni go widziałem, zmienił się bardzo - teraz zniknęło z jego twarzy znamię smutku i goryczy, nie ma śladu po zmarszczkach i bliznach.
- Wiesz już, że niedługo zakończysz wędrówkę po Ninjago - słyszę. Szept pochodzi od niskiej, dobrze zbudowanej kobiety o czarnych, długich włosach - tej, która od początku zdawała mi się podobna do Cole'a. Jego matka? - Masz przed sobą wielkie zadanie.
- Jest ci przeznaczone odejść w blasku, który rozświetli mrok zalegający nad światem - tym razem mówi do mnie nieznana mi osoba - wysoka, postawna blondynka o niebieskich oczach i czymś znajomym, choć nieuchwytnym w rysach. - Będziesz musiał dokonać wyboru i dotrzeć aż na kres szaleństwa.
- Pamiętaj, że nie wybrałem cię bez powodu. Wiem, że jesteś dość silny, by podołać temu, co cię czeka - poprzedni mistrz Lodu wychodzi z szeregu i kładzie mi dłoń na ramieniu. - Dasz radę, mimo że twoja misja wydaje się niemożliwa do spełnienia.
- Dokonasz tego. Wiedz, że błogosławieństwo wszystkich, którzy cię teraz otaczają, będzie z tobą. - niemal padam na ziemię, gdy słyszę głęboki, poważny głos Pierwszego Mistrza Spinjitzu. Skoro on sam do mnie przemówił...
CZYTASZ
L. N ~ Ostatni rozdział [OneShot]
FanfictionMiłość jest niebezpieczna. To właśnie ona pchnęła mnie do czynu, który mógł zdawać się szaleństwem. Wiedziałem, że to wszystko skończy się w ten sposób - ale nawet gdybym mógł, nie zmieniłbym nic z tego, co zrobiłem. Nie żałuję niczego. Kocham was...