Jeden

242 19 7
                                    

  Westchnęłam patrząc na spakowane torby. Jutro o tej porze już będę w samolocie....w samolocie
do Korei, gdzie zostanę rok. Dziwna sprawa z tym wyjazdem.....

....- Kaśka, zapraszam do gabinetu. - powiedziała Beata. Idąc w stronę Jej kanciapki zastanawiałam się co mogłam ostatnio przeskrobać, bo jakoś tak zbyt formalna mi się wydawała.
Weszłam po puknięcu w dzwi. Szefowa wskazała mi krzesło sprawdzając coś w laptopie.
Usiadłam czekając aż skończy, dgy w końcu podniosła na mnie wzrok struchlałam, znałam to spojrzenie, zawsze tak patrzyła gdy na horyzoncie było duże zlecenie...albo nastąpiła totalna katastrofa.
–Nie będę owjała w bawełnę, jak Twoja terapia? Pytam, bo chciałabym, żebyś poleciała na ten staż do Korei, a to cały rok.
–Ja?....Ale przecież Maciek...
–Nie poleci, Żaneta, gdy dowiedziała się, że możemy wysłać tylko jedną osobę zrobiła Mu dziką awanturę i zagroziła zerwaniem zaręczyn....wiesz jaki jest Maciek, bez swojego "Słoneczka" nigdzie nie pójdzie i sam nic nie zrobi. 
–A Ewka, Ona była następna?
–Ćóż, wczoraj przyniosła zaświadczenie, że jest w ciąży...raczej nie poleci.
–...ale, ja nie, przecież...bo wiesz....
Wiem, dlatego pytam jak Twoja terapia, nie mogę wysłać Wojtka, bo sama wiesz, że to człowiek nie nadający się do reprezentowania firmy, świetny grafik...ale zakichany rasista, Żaneta bez Maćka nie poleci, Pana Lucjana też raczej nie wyślę, zostałaś Ty....wiem jak to brzmi, nie ujmuję Twoim zdolnościom, bo wszyscy wiemy, że masz talent, tylko Twoja kondycja psychiczna po tym wszystkim co się wydarzyło. Cholera, walczyłam o tą współpracę a jak przychodzi co do czego- nie mam kogo wysłać.
–Pojadę. - odezwałam się cicho. - Nie zostawię Cię, Ty mnie nie zostawiłaś, mimo, że wszyscy...Dam radę.

Teraz po miesiącu przygotowań, trdnych rozmów z Mamą, młodymi i Bożeną-moją terapeutką-nie byłam wcale taka pewna, czy dam sobie radę, czy nie zepsuję wysiłków Beaty. Zamknełam oczy, wzięłam głęboki oddech i jak mantrę powtórzyłam sobie w myślach "będzie dobrze, poradzisz sobie, potrafisz, to tylko rok". W chwili gdy otwierałam oczy Mama zawołała na kolację, czułam się głupio, bo zwykle ja ją robiłam, żeby Mama mogła odpocząć, ale dziś...no cóż, muszę udawać, że nie wiem o kolacji-niespodziance.

–Kochanie, możesz zabrać tacę z kuchni? - Uśmiech Mamy, mógłby roztopić lodowiec, więc posłusznie podreptałam po tacę, na ktorej stał Piccolo i 4 kieliszki.Wyszłam z nią, bo wyjątkowo jemy w pokoju gościnnym, nie w kuchni i gdy zobaczyłam wlepione we mnie trzy pary oczu zachciało mi się płakać, rodzina, którą odzyskałam po pięciu latach, zostawiam ich na rok. Potrząsnęłam głową, to tylko rok i zupełnie inna sytuacja.
– Kasia, a nie zapomnisz o nas?
–Zuzka, co Ty, jadę tylko na rok, będziemy pisać na mesku, rozmawiać raczej tylko w weekendy, bo jest duża róznica czasu i gdy Wy będziecie mieć 17 w Korei będzie już północ.
–Siostra, tylko uważaj na siebie, proszę, nie chcę znów tak jak wtedy, że....-i rozpłakała się.Rzuciłam się  do Julki, starszej z moich dwóch młodszych sióstr, Ona bardziej pamiętała ten czas. Przytuliłam Ją mocno.
–Juliś, nie, nie, kochana to już minęło, już wiem na co uważać, nie pozwolę, żeby cokolwiek znów nas rozdzieliło, nie chcę znów Was stracić, nic się nie stanie, to praca, taka jak tutaj, w agencji reklamowej, tylko że w Seulu. Za rok wrócę, zobaczysz nic złego się nie wydarzy, będziemy ze sobą rozmawiać. - Gdy pocieszałam Julkę przykleiła się do nas i Zuzka, a po chwili wszystkie trzy splotła w uścisku Mama.
–Kasieńko, wiemy, że to tylko rok, wiemy, że Twoja terapia przynosi efekty, wiemy, że wiesz na co zwracać uwagę....wiemy to wszystko, ale kochamy Cię córeczko i pamiętamy co przechodziłaś przez tamtego mężczyznę, my zwyczajnie boimy się o Ciebie. Zanim zaprotestujesz...wiedz, że jeśli poczujesz tam choć cień zagrożenia, masz zostawić wszystko i jak najszybciej wracać? Obiecaj mi.
–Mamo...... - i zamiast wesołej kolacji miałyśmy łzawy wieczór.

  Teraz, będąc już w samolocie, starałam się nie mysleć o tym jak bardzo się boję. Zacisnełam palce na ramce ze zdjęciami....dwa takie same po bokach-takie same, nie takie same, dzieli je pięć lat, pięć strasznych lat, które chciałabym wymazać z pamięci. Pomiędzy nimi jest zdjęcie Mamy, która patrzy z uśmiechem w dal. Pogładziłam je złożyłam ramkę, schowałam do torebki i postanowiłam się trochę przespać, w końcu miałam przed sobą 30 godzin lotu. O dziwo przespałam spokojnie prawie dziewięć godzin, resztę spędziłam powtarzając koreańskie słówka, nikomu się nie przyznałam, że zaczełam się go uczyć pół roku temu, gdy Beata ogłosiła, że nawiązała współpracę z bliźniaczą agencją w Seulu, nie wiem czemu to zrobilam, może po to by sobie udowodnić, że nie jestem taka do niczego?  Gdy zorientowałam się, że jeszcze tylko godzina do lądowania, poszłam się nieco ogarnąć. Na szczęście odprawa przebiegła szybko i szłam powoli w stronę wyjścia zastanawiając się kto mnie odbierze z lotniska, gdy zauważyłam wielki transparent z napisem "Kasia Nowak" trzymany przez kobietę w średnim wieku. Okazało się, że Pani Choi osobiście przyszła mnie odebrać, poczułam się okropnie zmieszna, myślałam, że wyśle kogoś z agencji. Niesamowicie miła kobieta, nieco podobna do naszej Beaty, pewnie dlatego szybko załapały kontakt na tamtej konferencji i tak naprawdę obie robiły wszystko by nasze agencje nawiązały współpracę. Zawiozła mnie do mojego lokum, małe mieszkanko w bloku było urocze, pokój z aneksem kuchennym, łazienka i sypialnia to idealne miejsce, no i fakt, że było tylko na drugim piętrze, nie musiałam jeździć windą. Na parterze, w tym samym bloku jest mały sklepik, a do stacji metra mam pięć minut, cóż, w końcu firma kupiła tę kawalerkę z myślą o kontraktowych pracownikach. Pani Choi zostawila mnie po pokazaniu mieszkania i jego okolicy z przykazaniem, żebym jutro rano stawiła sie w Jej biurze. Miałam trochę problemów z połączeniem się do Wi-Fi, ale w końcu mi się udało, szybko policzyłam, że u nas jest 11 przed południem, więc najszybciej jak się dało odpaliłam laptopa i wlączyłam wideorozmowę.
Julka odebrała po pierwszym sygnale, jakby czatowała przy domowym lapku i zawołała od razu Zuzkę i Mamę, musiałam latać po mieszkaniu z laptopem, zeby pokazać im wszystko, opowiadałam o locie i o tym jakie mam pierwsze wrażenia związane z tym miejscem. Gadałabyśmy pewnie dalej, gdyby nie zaczęło mi burczeć w brzuchu. Pożegnałam się z moją rodzinką i poszłam sprawdzić zawartość lodówki oraz szafek w kuchni. Potem zaczełam się rozpakowywać, przygotowałam sobie strój na jutro...i byłam tak zmęczona, że zasnęłam po 18. Obudziłam się dużo przed czasem, była dopiero 4.30 ale nie było sensu znów się kłaść więc poszłam pod prysznic a potem uraczyłam się mocną, kawą. Przebrałam się w moją ulubioną oliwkową garsonkę, przeczesałam palcami włosy, ewidentna zaleta posiadania krótkich włosów-grzebień nie jest porzebny. Zrobiłam delikatny makijaż, nie lubię się malować, ale czytałam, że tutaj przywiązuje się dużą uwagę do wyglądu, więc nie chciałam odstawać...eufemizm roku, 170 cm...jestem gigantem wśród tutejszych kobiet, moja ruda czupryna też będzie widoczna z kilometra....no cóż, jakoś to przeżyję. Poprawiłam grzywkę, która wiecznie spada mi do oczu i wyszłam. Droga do pracy zajęła mi raptem pół godziny, nieco zdenerwowana wsiadłam do windy, biuro mieści się na 8 piętrze, na szczęście nie byłam sama więc jakoś to zniosłam. Pani Choi przywitała mnie z uśmiechem, zamieniłyśmy kilka zdań, spytała jak mi się spało w nowym miejscu, pochwaliła mój profesjonalny wygląd, ale stwierdziła, ze chyba niedlugo przestanę się tak ubierać w końcu wzięła mnie pod rękę prowadząć do nowego miejsca pracy. Otworzyła drzwi, weszłam za nią i zastałam wpatrzone w siebie siedem par oczu....siedem par MĘSKICH oczu.




Tylko rokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz