Rozdział 7

12 1 0
                                    

 Ciocia jak i chłopcy często opowiadali mi o pewnej restauracji, w której serwowane jest sushi. Takich miejsc jest wiele, ale oni podawali mi tylko jedną nazwę "Metalowy Smok". To właśnie tam miałam zacząć pracować od dzisiejszego popołudnia. 

 Poranek spędziłam na pysznej kawie w mieszkaniu mojej nowej przyjaciółki. Nie zapomniałam jej poinformować o nadchodzącym pierwszym dniu w pracy. Obiecała, że mnie odwiedzi razem z Hoseokiem. Ta dwójka spędzała ze sobą każdą wolną chwilę. Miło było mi słyszeć, że się dogadują, czego nie mogłam powiedzieć o moich relacjach z Namjoonem. Od pamiętnej obiadokolacji zamieniliśmy ze sobą tylko parę zdań. Ciągle przebywał u Nari, co nie powinno mi przeszkadzać zwłaszcza, że postanowiłam już do niego nie wzdychać. 

 Pakowałam do torebki najważniejsze rzeczy takie jak portfel, słuchawki, powerbank i kabel. Upewniłam się, że wszytko mam. Popędziłam do przedpokoju, założyłam buty i jak na skrzydłach wyfrunęłam przez drzwi mieszkania. Prawie biegłam do "Metalowego Smoka". Nie byłam spóźniona, ale nie chciałam też przychodzić na czas. Wolałam być wcześniej by pokazać, że mi zależy na tej pracy co było prawdą, w końcu muszę za coś żyć, prawda? Lokal znajdowała się dwie ulice dalej więc nie miałam daleko. Stanęłam jak wryta przed budynkiem. Spodziewałam się jakiegoś małego baru na stojąco, a zastałam gigantyczną, elegancką restaurację. Wyglądała na taką, w której trzeba rezerwować miejsca miesiąc wcześniej. Chyba się nie myliłam. Weszłam do środka. Wszyscy kelnerzy wyglądali szykownie. Mieli na sobie fartuchy i koszule przez co wyglądali estetycznie. Zapaski u pracowników zakładów gastronomicznych często są ubrudzone resztkami jedzenia, jednak nie tutaj. Wszystko lśniło czystością.

 Podeszłam do jednego z wielu kelnerów. Ten stał tyłem do mnie wbijając zamówienie z kartki na ekran komputera. 

 - Przepraszam bardzo. - powiedziałam cicho. Chłopak odwrócił się do mnie. - Dzień dobry. - ukłoniłam się. - Szukam pana Mamoru Kuran'a, właściciela.

 Twarz bruneta wyższego ode mnie o głowę wydawała mi się znajoma, ale nie wiedziałam dlaczego.

 - Już panią prowadzę do niego. - uśmiechnął się miło. Przypomniałam sobie. Prawie spaliłam się ze wstydu gdy zobaczyłam jasną iskierkę w jego oku. - Czy my się już przypadkiem nie spotkaliśmy? - spytał idąc równo ze mną przez salę.

 - Tak, niedawno na lotnisku wpadłam na pana. Bardzo przepraszam jeszcze raz.

 - Nie musi pani przepraszać. - słyszałam od niego ciekawy japoński akcent.

 Kiwnęłam tylko głową. Pięliśmy się schodami na piętro. Tam stanęliśmy przed podwójnymi drewnianymi drzwiami z napisem "biuro". Wpuścił mnie przodem do środka. Na środku pokoju stało biurka, a za nim na krześle siedział starszy pan, który studiował papiery znajdujące się przed nim. Podniósł na nas wzrok znad kartki.

 - Hisashi, kogo mi przyprowadziłeś? - zdziwił się.

 Wywołany wyszedł parę kroków przed siebie wskazując na mnie.

 - Pani szukała właściciela. - mówił spokojnie jednak z szacunkiem.

 Staruszek odłożył papier i wstał. Był niski. Podszedł do mnie przyglądając się.

 - Jesteś siostrzenicą Moniki? - spytał prawie szeptem.

 - Tak, jestem SaraMi. Ciocia powiedziała, że rozmawiała z panem na temat przyjęcia mnie do pracy. - starałam się mówić powoli i uszanowaniem.

 Senior zaśmiał się wesoło. Złapał mnie za ręce uśmiechnięty. Zaskoczyła mnie taka reakcja.

 - Kochana SaraMi, jesteś podobna do Moniki. - wyznał uradowany. Machnął ręką do kelnera. - Przynieś z kuchni jakiś fartuch, będziesz szkolił naszą SaraMi.

Best of MeWhere stories live. Discover now