Rozdział 8

19 1 0
                                    

 - Dziękujemy bardzo i zapraszamy ponownie. - mówiłam kłaniając się do ostatnich klientów. Kiedy drzwi restauracji zamknęły się za nimi podeszłam do stolika by pozbierać naczynia. Szłam ostrożnie do lady jednak nie zauważyłam stopnia przez co poleciałam do przodu. Szykowałam się na bolesne spotkanie z podłogą. Na szczęście ktoś zdążył mnie w porę złapać. Poczułam jak silne ramiona stawiają mnie w pion. Moim wybawcą okazał się Hisashi. Miał na sobie elegancką koszulę, ale nie tą, w której musieliśmy pracować. Ta była o wiele bardziej szykowna. Dół materiału był wsadzony w czernie spodnie, które dobrze na nim wyglądały. Jego ubiór uwydatniał jego długie i chude nogi.

 - Nic ci nie jest? - zmartwił się.

 - Nie, nie. - odparłam szybko zbierając talerze z  podłogi. Podniosłam się. - Dziękuję ci bardzo. - odłożyłam porcelanę na blat z okienkiem wychodzącym od kuchni. 

 - To nic. - uśmiechnął się uroczo. - Idź się przebrać, a ja tu na ciebie poczekam.

 Nie zapomniałam o spotkaniu z nim, ale myślałam, że będę miała czas na wyszykowanie się w domu. Chłopak wyglądał tak świetnie, a ja przy nim bym wyglądała jak by mi nie zależało. W szatni odłożyłam swój fartuch na stertę leżącą w koszu. Stroje kelnerów są codziennie prane tak by wręcz pachniały świeżością. Ubrałam swoje jeansy i ciepły sweter. Na stopy wsunęłam sportowe buty, które uwielbiałam. Wzięłam z wieszaka torebkę i wróciłam do Japończyka.

 - Hisa, możemy podskoczyć do mojego mieszkania? - spytałam. - Chciałabym się przebrać.

 - Wyglądasz pięknie, ale niech ci będzie. - powiedział miło.

 Na jego słowa zarumieniłam się. Dawno nikt mi nie prawił komplementów. 

 Ruszyliśmy na zewnątrz żegnając się jeszcze z kucharzami i z panem Kuran'em. Wsiedliśmy do sportowego auta. Nie spodziewałam się, że taki młody chłopak, bo tylko o cztery lata starszy ode mnie mógł mieć aż tak drogi samochód.

 Po chwili byliśmy pod moim blokiem. Poprosiłam chłopaka o cierpliwe czekanie zapewniając, że to nie będzie długo trwało. Szybkim krokiem udałam się na klatkę schodową, potem do windy i w końcu do lokum. Zrzuciłam z siebie ubrania zakładając przygotowaną wcześniej fioletową sukienkę na ramiączkach. Była delikatnie rozkloszowana od pasa w dół, a sięgała do połowy ud. Dobrałam do niej śliczne, czarne obcasy. Nie były wysokie, ale też nie za niskie. Były po prostu idealne. Wzięłam ze sobą też małą torebkę idealną na portfel i telefon.

 Makijażu ani włosów nie musiałam poprawiać dzięki czemu już po pięciu minutach byłam z powrotem. Mój towarzysz lustrował mnie od góry do dołu. Spojrzał przed siebie z uśmiechem.

 - Było warto. - powiedział jakby do siebie i ruszył.

 Po trochę ponad pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Był to mały betonowy plac z pięknymi zabytkowymi latarniami rzucającymi w koło ciepłe światło. Na środku skweru stała niewielka fontanna. Była piękna w swojej prostocie. Bardzo mi się podobał ten widok. 

 Wysiedliśmy z auta zostawiając go na parkingu niedaleko. Miejsce, w którym byliśmy na pierwszy rzut oka nie wyglądało na duże, jednak było to mylne wrażenie. Wszędzie wokół ciągnęły się wąskie chodniki prowadzące w dół lub do góry wzniesienia, na którym się znajdowały.

 Zaczęliśmy spacerować jedną ze ścieżek. Pytał mnie jak znalazłam się w tym kraju i dlaczego akurat Korea. Opowiedziałam mu wszystko poza faktem kim jest mój przyjaciel. Nie mogłam mu powiedzieć, że moi bliscy, a także ktoś kogo znam od dziecka to gwiazdy światowego formatu. Mówiłam mu też o ciotce, która bardzo dobrze znała się z panem Mamoru Kuran'em.

 - A ty? Wydaje mi się, że też nie jesteś stąd.

 - Masz raję. - zaśmiał się cicho. - Część mojej rodziny mieszka w Japonii, skąd pochodzę. Jednak całkiem niedawno, chyba jakieś dwa lata temu przeprowadziłem się tutaj by być bliżej ojca i mu pomagać. - wyjaśnił.

 - Twój ojciec musi być z ciebie dumny. Pomagasz mu i jeszcze pracujesz. - zachwycałam się jego wspaniałym oddaniem dla rodziny.

 - Ja dla niego pracuję. - wyznał z uśmiechem. - Mamoru Kuran to mój ojciec.

 Aż się zatrzymałam z wrażenia. W restauracji "Metalowy Smok" utrzymują stosunki jedynie szef - pracownik. Hisashi patrzył na mnie tak jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem. Jego oczy zamieniały się w odwrócone buźki. Wyglądał uroczo. 

 - Znowu to robisz. - rzuciłam żartobliwie. 

 - Co takiego robię?

 - Te twoje przeskoki z jednej osobowości na drugą. - zachichotałam.

 - Przepraszam, sam tego nie kontroluję, ale postaram się przestać. - zaczął się śmiać.

 - Nie musisz, naprawdę. To w pewnym sensie jest słodkie. - soczysty rumieniec zalał moją twarz, a ja sama chciałam się zapaść pod ziemię. Próbowałam z nim flirtować, ale miała wrażenie, że mi to nie wychodzi.

 Chłopak tylko się lekko uśmiechnął zawstydzony i ujął moją dłoń. Tym gestem wyprowadził mnie z błędu. Przez chwilę szliśmy w ciszy, ale gdy Hisa zauważył moje niczym nieokryte ramiona zdjął swój beżowy płaszcz i otulił mnie nic. Nie było mi zimno, ale i tak byłam mu wdzięczna. Oczywiście wraz z nią przyszła jeszcze większa czerwień na moich policzkach.

 Telefon komórkowy w mojej torebeczce zaczął dzwonić. Przeprosiłam Japończyka i odebrałam przychodzące połączenie. 

 - Hej SaraMi. Przeszkadzam? - to był Namjoon.

 - Troszeczkę, ale mów szybko czego potrzebujesz. - odparłam spokojnie.

 - Chciałaś poznać Nari, więc cię w ten weekend miałabyś czas? - spytał niepewnie. Sprawiał wrażenie jakby nie wiedział czy jest to dobry pomysł.

 Myślałam chwilę nad odpowiedzią. Przypomniałam sobie, że w ustalonym już grafiku mam parę dni wolnych.

 - W sobotę może być? - zaproponowałam.

 - Tak, świetnie. - usłyszałam zadowolony głos chłopaka. - Jutro napiszę ci dokładną godzinę, dobrze?

 - Nie ma problemu. - uśmiechałam się mimowolnie. 

 - Super. Do zobaczenia. - pożegnał się.

 - Papa. - rzuciłam i się rozłączyłam.

 Jednak jestem okropna w randkach. Całą swoją uwagę powinnam poświęcić Hisashiemu, który teraz siedział na murku spoglądając na swoje buty. Jestem uzależniona od lidera Bangtanów jak jakaś zakochana nastolatka. Gdy on dzwoni to nie zastanawiam się nad niczym tylko od razu odbieram. Postanowiłam, że wyłączę komórkę na resztę spotkania i schowałam go z powrotem do torebki. 

 Podeszłam do chłopaka dosiadając się do niego. 

 - Bardzo ci dziękuję za to, że mnie tutaj zabrałeś. - powiedziałam nagle.

 - To ja ci dziękuję, że się zgodziłaś. Szczerze, to bałem się, że masz już chłopaka. - patrzył na mnie ze szczęściem w oczach. Miał piękne oczy.

 - Nie żartuj sobie. - zachichotałam. 

 Kuran ponownie ujął moją dłoń. Nie szliśmy dalej. Woleliśmy porozmawiać siedząc obok siebie i przyglądając się gwiazdom. Mimo wielu godzin przepracowanych tego dnia nie czułam zmęczenia. Z Hisą byłam w stanie rozmawiać nawet całą noc. Nie brakowało nam tematów do rozmowy, jednak co się zaczyna musi się też skończyć. Nasza "randka" dobiegła końca. W samochodzie, którym zostałam odwieziona pod sam blok śpiewaliśmy radiowe piosenki. Chłopak oczywiście nie od razu odjechał. Odprowadził mnie najpierw do mieszkania. Na pożegnanie pocałował mnie w policzek i szybkim krokiem udał się z powrotem. Cały czas był zawstydzony. To urocze, zwłaszcza, że nie był jedynym palącym się wręcz ze wstydu. Ponieważ ja również się z nim utożsamiałam. 

 Cieszyłam się, że ten dzień minął tak miło. Bardzo miło.

Best of MeWhere stories live. Discover now