Rozdział 4

2K 153 178
                                    

Levi zarzucił na ramiona ciemno-zielony płaszcz z białymi skrzydłami, wyszytymi na plecach. Zapiął go pod szyją i poprawił swój kaptur. Pozostali zwiadowcy wokół niego byli już prawie gotowi do drogi. Zaprzęgano ostatnie konie, sprawdzano zapasy, liczono ludzi. Levi popatrzył na swoich towarzyszy.

Hanji poprawiała swoje szelki, siłując się z zapięciem. Erwin i Miche sprawdzali mapę, rozmawiając o czymś z przejęciem. Bianca i Moblit szykowali swoje konie. Ciemnowłosy poczuł lekki niepokój, podobny do tego, który odczuwał tuż przed wyprawą z Farlanem i Isabel. Zaczynał przywiązywać się do tych ludzi. Coraz częściej przyłapywał się na myśli, że gdyby im też coś się stało to...

- Nie mogę się doczekać, aż zabiję pierwszego tytana. – Z zamyślenia wyrwał go obcy głos. Spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał grupkę świeżych rekrutów. Jeden z nich, postawny i wysoki, o krótko ściętych czarnych włosach, przyglądał się swoim mieczom.

- Marcus, to nie jest takie łatwe w rzeczywistości. – Powiedziała dziewczyna z jego oddziału.

- Taa, wątpię. Jeszcze się zdziwisz. – Przez chłopaka przemawiała pewność siebie. – To nie może być aż takie trudne. Już niedługo będę bohaterem i wszystkie laski będą się o mnie biły. Te stare pryki robią hałas tylko po to, żeby udawać, że są potrzebni i zachować swoje stołki.

Levi zmarszczył brwi, wpatrując się w stojących nieopodal rekrutów. Spojrzał na Hanji, która przygotowywała swojego konia tuż obok niego.

- Żeby ten młody nie zdziwił się zbyt szybko... - Westchnęła, uśmiechając się lekko do Levi'ego. Pokręciła głową. – Szkoda na niego czasu. Levi...

Ciemnowłosy nie wytrzymał jednak i podszedł do rekrutów.

- Takie gadanie prędzej wpędzi cię do żołądka tytana. Skończ pieprzyć. - Powiedział Levi, patrząc w oczy młodemu chłopakowi. Marcus zdziwił się, jednak po chwili zaczął się śmiać.

- O co ci chodzi kurduplu? Chcesz mieć wszystkie tytany dla siebie, żeby potem wyrywać laski?

- Kurduplu...? - Levi zmrużył niebezpiecznie oczy i sięgał ręką do jednego ze swoich ostrzy, jednak wtedy tuż obok niego pojawili się Hanji i Moblit.

- Już wystarczy, Levi! Jeśli chce skończyć jako przysmak dla tytanów, to jego sprawa! - Hanji mówiąc to złapała Leviego za ramię i odciągnęła w stronę ich koni.

- Nic na to nie poradzimy, że niektórzy z rekrutów są trochę zbyt pewni siebie na początek. - Dodał Moblit. - Z jednej strony to dobrze i może się czasem przydać. Ale z drugiej...

- Co za udręka... - Mruknął Levi, oglądając się na młodszych zwiadowców. Marcus wpatrywał się w niego spod zmarszczonego czoła. – Ciekawe, czy kiedykolwiek w nasze szeregi wstąpią jacyś poważni ludzie, którym rzeczywiście zależy.

Wrócił z towarzyszami do swojego miejsca w szeregu.

*

- Zwiadowcy, naprzód! – Zakrzyknął dowódca Shadis.

Levi poczuł znajomy przypływ adrenaliny. Wraz z innymi zwiadowcami, tak jak ostatnio, przejechał przez bramę Shinganshiny. Jego koń zdążył przyzwyczaić się już do niego. Zwierzę miało ciemną maść i błyszczące czarne oczy. Reagowało na każdy ruch Levi'ego. Umiał porozumiewać się z nim bez słów. W końcu była to ich trzecia ekspedycja poza mur.

Tym razem poruszali się w szyku bez żadnych zakłóceń. Oddział z prawej flanki zauważył tytanów, jednak byli oni w sporej odległości. Dzięki ustawieniu Erwina dali radę przemieścić się bez walki z tytanami aż do pierwszego przyczółku za murem, gdzie zrobiono odpoczynek. Był to jeden z występujących w tej okolicy lasów.

"Tylko jeden człowiek". ||  ERURI  || [Completed] +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz