Tykanie zegara wypełniło całe pomieszczenie, a ja wciąż siedziałam nad papierami. Moja firma stała się już numer jeden na całym rynku czego, jeżeli mam być szczera kompletnie się nie spodziewałam. Musiałam przyznać, że zakładając ją myślałam bardziej nad zajęciem sobie czymś głowy, niż prawdziwym biznesem. Teraz jednak obowiązki okropnie mnie przygniatały. Myślę, że to główny powód, dla którego mogłam się nazwać szczęśliwą. Nie martwiłam się o nic, bo... Nie miałam na to czasu. Poprawiłam się na dość wygodnym fotelu i zerknęłam ponownie na zegar. 20:30. Skrzywiłam się na samą myśl o tym ile jeszcze będę musiała tutaj siedzieć. Moje przemyślenia przerwało pukanie do drewnianych drzwi mojego gabinetu. Ile razy mam im jeszcze prawić kazania o nieprzeszkadzaniu mi w godzinach pracy? Przez ten pośpiech pomyliłam się w jakichś ważnych obliczeniach, a z moich ust wydobyło się ciche, skromne "cholera".
- Proszę! - rzuciłam w końcu niechętnie.
- Pani Jung? - odezwał się głos, który aż za dobrze znałam.
Był to głos mojego zaufanego sekretarza, który tak właściwie pomagał mi we wszystkim i być może dzięki niemu pozostałam przy (w miarę) zdrowych zmysłach. Wzięłam głęboki oddech, poprawiając włosy związane w kucyk.
- Coś nie tak? - rzuciłam, prostując się na fotelu. Już wtedy wiedziałam, że jego mina nie zwiastuje nic dobrego. Mogłam się, wręcz domyślić co zaraz zostanie wypowiedziane.
- Chciałem podziękować za tak cudowną posadę pani Jung, ale... Odchodzę. Wyprowadzam się do Japonii wraz z rodziną - odparł z lekkim uśmiechem na twarzy, a ja aż pobladłam.
Dobrze wiedziałam, że nie dam sobie rady bez niego w firmie. Przecież był moją prawą ręką... Robił wiele rzeczy za mnie, a ja byłam mu za to wdzięczna. Mimo wszystko nie miałam zamiaru utrudniać mu odejścia. Nie byłam na tyle okropna. Bez słowa wypełniłam wszystkie formalności i zerknęłam na jego twarz, na której widniał ten sam uśmiech. Widziałam go po raz ostatni i to sprawiło, że poczułam ukłucie w sercu. Właśnie traciłam przyjaciela... Mimo to nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Kiwnęłam mu głową na pożegnanie, a gdy drzwi zatrzasnęły się za nim zerknęłam na swoje dłonie. Zostałam sama... Bez pomocy...
***
Siedziałam w gabinecie, a tykanie zegara nadal doprowadzało mnie do szału. Kiedyś zdejmę go i wyrzucę przez okno, ale nie teraz... Teraz, gdy czekałam na rozmowę kwalifikacyjną z niejaką... Hyejin. Nie bałam się jej. To już któraś w tym tygodniu i pewnie ta także zakończy się niepowodzeniem. Nie potrafiłam znaleźć nikogo równie dobrego co mój poprzedni sekretarz. Poza tym sądziłam, że przed nikim się znowu aż tak nie otworzę. Większość w firmie uważała mnie za dziwną... Jednak chyba wysoka pensja wystarczająco ich przekonywała na pozostanie z kimś takim, jak... Jak ja. Gdy usłyszałam pukanie do drzwi szybko poprawiłam włosy w lusterku i strzepnęłam ze spodni niewidzialny kurz. Zastanawiałam się po co tak właściwie to wszystko robię. Zapewne ta rozmowa skończy się kolejnym niepowodzeniem, a ja wrócę do domu zbyt zmęczona, by czymkolwiek się przejmować. Wymamrotałam głośne "proszę" i podniosłam wzrok dopiero, gdy usłyszałam otwieranie drzwi. Zamarłam, starając się wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Cholera, Wheein co się z tobą dzieje? Coraz bliżej do mojego biurka pewnym krokiem podchodziła kobieta... Jednak nie byle jaka kobieta. Sprawiała, że w głowie zaczęło mi się kręcić, a wzrok uważnie lustrował jej ciało przyobrane w czarny kombinezon. Przełknęłam głośno ślinę, gdy tak po prostu usiadła na fotelu przed moim biurkiem i wlepiła we mnie wzrok.
- Dzie... Dzień dobry. Ahn Hyejin, prawda? - wydusiłam półszeptem, starając się opanować drżenie dłoni.
- Dokładnie - odparła bez większego problemu. - A pani to Jung Wheein, nieprawdaż?
CZYTASZ
The wind of our love (ONE SHOT) || WHEESA
FanfictionJung Wheein to szefowa największej i najlepszej firmy na koreańskim rynku. Zarabia miliony, ma ogromny szacunek wśród ważnych ludzi w swoim kraju, a mimo to... Nie jest szczęśliwa. Zabija smutek ogromnymi ilościami pracy, a samotność towarzyszy jej...